30/31 wrzesień
Był piątkowy wieczór i kolacja w
Wielkiej Sali trwała w najlepsze. Oznaczało to, że czwórka najpopularniejszych
w szkole Gryfonów powinna właśnie siedzieć przy stole Domu Lwa i sięgać po
szósty już kawałek ciasta czekoladowego, którego obecność stała się już swego
rodzaju tradycją oznaczającą nadejście wyczekiwanego przez wszystkich uczniów
weekendu. Bardzo dziwnym było więc to, że po Huncwotach nie było ani śladu.
Nawet Peter się nie pojawił, co było już całkowicie bardzo podejrzaną sprawą
jako iż słynął on ze swojej miłości do wszystkiego, co zawierało w sobie choć odrobinę
cukru.
Nikt oczywiście nie zwrócił na to
uwagi, ale szmaragdowozielone oczy Lily Evans pozostawały czujne jak zawsze.
Zauważyła, że Loraine również nie była obecna. Rudowłosa co kilka sekund
rzucała nerwowe spojrzenia w kierunku wielkich, drewnianych drzwi Wielkiej Sali
w oczekiwaniu na to, co niebawem się wydarzy. A coś wydarzy się na pewno. Znała
ich już wystarczająco długo żeby móc połączyć ze sobą kilka oczywistych faktów.
Miała tylko nadzieję, że nie będzie to coś głupiego, bo nie chciała aby jej
współlokatorka i zarazem przyjaciółka wpakowała się w ogromne kłopoty.
Było też jednak coś jeszcze. Coś,
czego nie chciała do siebie dopuścić. Otóż gdzieś w głębi swojego umysłu bała
się tego, że James swoim dziecinnym zachowaniem utwierdzi ją tylko w
przekonaniu, że jednak przez cały czas miała rację, a on w ogóle nie wydoroślał
ani się nie zmienił. Bardzo chciała żeby w jej podświadomości znajdowała się
raczej nadzieja na to, że James coś spieprzy aniżeli obawa przed tym, ale nie
mogła nic poradzić na to, że pomalutku, malutkimi kroczkami zaczynała się do
niego przekonywać. Mimo, że wcale tego nie chciała.
Ponownie odwróciła się w stronę wejścia,
a następnie rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Wszyscy obecni tam uczniowie
zajęci byli jedzeniem, rozmowami, albo jednym i drugim jednocześnie, i nikt nie
zdawał sobie nawet sprawy z tego, że zaraz Huncwoci zaprezentują przed nimi
swój najnowszy żart. Powędrowała wzrokiem ku stołowi nauczycielskiemu i
napotkała surowe spojrzenie profesor McGonagall siedzącej zaraz obok
uśmiechniętego dyrektora, który z uśmiechem na twarzy zajadał się waniliowym
puddingiem. Ona też coś przeczuwała. Widziała to w jej oczach, a Lily jeszcze
bardziej miała nadzieję, że nie przesadzą, bo wtedy ich opiekunka z całą
pewnością zabije ich samym spojrzeniem.
– Mogliby już zaczynać bo zaraz
już nie wytrzymam z tej ciekawości…
Dorcas również nie była naiwna i
doskonale wiedziała, że coś się święci. Od wczorajszego wieczora nastąpiła w
niej diametralna zmiana. Zupełnie jakby
wraz z oddaniem tej zapisanej karteczki wyrzuciła z siebie świadomość tego, że
Alice naprawdę jest z nią spokrewniona. Nie mogła powiedzieć, że wcale jej to
nie zdziwiło, bo nigdy nie potrafiła w tak łatwy i szybki sposób radzić sobie z
siedzącymi w niej emocjami, ale nie miała zamiaru narzekać. Widocznie jej
organizm miał już dość i wyparcie ich okazało się łatwiejsze niż stawianie im
czoła. Nie miała zamiaru psuć sobie życia przez kogoś, dla którego znaczy tyle
co nic, a nawet jeszcze mniej. Nawet jeżeli była to jej siostra. Było to
trudne, ale konieczne do jej szczęścia.
– Idą – powiedziała po chwili
Lily, a Dorcas podążyła za jej spojrzeniem.
James i Peter szli w ich stronę
szczerząc się tak mocno, że Evans zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to
przypadkiem bolesne, a kilka kroków za nimi zmierzał też Remus, który był
wyraźnie mniej entuzjastycznie nastawiony do całej sprawy, ale mimo to, nawet
na jego twarzy majaczył się lekki uśmieszek. Kiedy znaleźli się już przy stole,
do Sali wbiegła również Loraine z zaróżowionymi z podekscytowania policzkami i
białymi zębami, które lśniły w szerokim uśmiechu. Zamknęła za sobą dębowe
wrota, a po chwili cała czwórka wbiła się na miejsca obok Lily i Dorcas, i jak
gdyby nigdy nic zajęła się kolacją. Co chwilę jednak rzucali przelotne
spojrzenie na miejsce skąd przed kilkoma sekundami przyszli. Widać było
wyraźnie, że nie mogą się już doczekać.
Lily ze zmrużonymi oczami przyjrzała
się każdemu z nich.
– Gdzie jest Syriusz? – zapytała
podejrzliwie mrużąc przy tym oczy.
– Zaraz przyjdzie – odpowiedział
James i zaśmiał się sam do siebie. – Ma małe problemy z ubraniem się.
Lily spojrzała na niego jak na
kompletnego kretyna, ale gdy reszta nowo przybyłych uśmiechnęła się pod nosem,
postanowiła nie zadawać już więcej pytań. Dla swojego własnego dobra.
– Tylko nie przegnijcie… –
rzuciła ostrzegawczo, ale nikt już jej nie słuchał, bo po całej Sali rozległ
się odgłos skrzypienia otwieranych drzwi.
– Przedstawienie czas zacząć –
mruknął z błyskiem w oku Potter i machnął pod stołem różdżką.
Nagle z kamiennych ścian
popłynęła muzyka. Muzyka baletowa.
Wszyscy obecni w Wielkiej Sali popatrzyli się po sobie ze zdezorientowaniem i
zdziwieniem wymalowanym na twarzach. Rozejrzeli się po Sali w poszukiwaniu
źródła tego dźwięku ale nie byli w stanie go zlokalizować. Nie wiedzieli co się
dzieje i czekali na dalszy rozwój sytuacji. Chwilę później drzwi otworzyły się
całkowicie, a dźwięk który spowodował odbicie się ich od muru sprawił, że oczy
wszystkich zwróciły się w tamtym kierunku. Nic w nich jednak nie było.
Uczniowie zaczęli rozmawiać i szeptać między sobą, ale po kilku sekundach
wszyscy umilkli. Nie było ani jednej osoby, która się odzywała. Jedynym
słyszanym dźwiękiem była nieprzerwanie grająca melodia.
Większość głów z wysoko
podniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami zwróciła się w stronę grona
nauczycielskiego, podczas kiedy reszta po prostu patrzyła z rozdziawionymi
ustami na osobę, która stała w progu. Po kilkunastu sekundach, kiedy tylko
pierwszy szok minął, fala głośnego, nieprzerwanego śmiechu potoczyła się po
Wielkiej Sali. Niektórzy złapali się za brzuch nie mogąc wytrzymać, a jeszcze
inni zaczęli płakać. Kilku osobom wypadły na stół trzymane w rękach sztućce, a
niemała część osób niemalże spadła na podłogę.
Lily się nie śmiała. Zasłoniła
sobie usta ręką i bez mrugnięcia wpatrywała się w profesora Dumbledore’a
stojącego kilka metrów od niej w jasnoróżowej podkoszulce i białej, tiulowej
spódnicy. Lecz to jeszcze nie było w tym wszystkim najgorsze. Na nogach miał
białe rajstopy i różowe buty baletowe zawiązane niemal pod same kolana. To też
jeszcze nie był koniec. Niestety. Bowiem jego długie, srebrzyste włosy
zaplecione były w dwa warkocze związane na końcu różowymi wstążeczkami w
kokardki, a usta pomalowane były krwistoczerwoną szminką. Przetarła oczy mając
nadzieję, że tylko sobie to wyobraziła, a oni wcale nie posunęli się tak
daleko. Nic to nie dało. Dyrektor dalej stał w tym samym miejscu, a dziewczyna
z przerażeniem w oczach spojrzała na grono pedagogiczne.
Profesor McGonagall siedziała
wyprostowana i nie zdolna do wykonania żadnego ruchu. Jej usta były ściągnięte
tak mocno, że jej wargi były zupełnie niezauważalne. Oczy za to rzucały
prawdziwymi błyskawicami w stronę trójki Huncwotów i Syriusza paradującego w
ciele Dumbledore’a po Sali w stroju baletnicy. Widać było, że było to za wiele
nawet dla niej.
Sam poszkodowany śmiał się jednak
najgłośniej ze wszystkich zebranych w Sali, uderzając przy tym ręką w stół, a z
jego oczu płynęły łzy rozbawienia. Reszta nauczycieli patrzyła naprzemiennie na
niego i na jego bliźniaka, nie wiedząc jak właściwie powinni się zachować.
Jednakże nawet oni nie wytrzymali kiedy tylko Black rozpoczął swój występ.
Stanął na palcach i z dłońmi
złączonymi nad głową niczym prawdziwa baletnica zaczął posuwać się pomału do
przodu. Po kilku kroczkach wykonał obrót wymachując przy tym chaotycznie rękami
nad głową i podskoczył do rytmu muzyki niezdarnie opadając na skrzyżowanych
stopach. Śmiech w Wielkiej Sali stał się jeszcze głośniejszy, o ile było to w
ogóle możliwe. Następnie pochylił się do przodu krzywo unosząc przy tym prawą
nogę w górę i o mały włos nie stracił przy tym równowagi. Kiedy wziął długi
rozbieg i skoczył z zamiarem wykonania szpagatu w powietrzu, co jednak zakończyło
się jego niefortunnym upadkiem, nawet Lily wybuchła śmiechem. Wiedziała, że nie
powinna tego robić jako iż była Prefektem Naczelnym i powinna raczej dawać
innym przykład swoją postawą, ale to było silniejsze nawet od niej. A fakt, że
Dyrektor miał z tego ubaw jak nikt inny sprawiał, że czuła się w stu procentach
usprawiedliwiona.
Kiedy mogło się wydawać, że
przedstawienie dobiegło końca wraz z upadkiem Syriusza, ten zaskoczył
wszystkich i leżąc na plecach zaczął wykonywać niezidentyfikowane ruchy rękami
i nogami. Machał nimi w powietrzu, nad głową, robił aniołki, a nawet złapał
dłońmi swoje stopy i znajdował się w takiej pozycji przez kilka sekund.
Śmiechom nie było końca. Niektórzy prawie się zapowietrzyli, kiedy Black zaczął
turlać się po podłodze, a następnie zamarł w pozycji na brzuchu. Trwał tak
kilka sekund w bezruchu, a w jego ślady poszła reszta czekająca na kontynuację.
Po kilku pełnych napięcia chwilach zerwał się na równe nogi, zaczął biec do
przodu, zatrzymał się kilka metrów od stołu grona pedagogicznego i zgiął się w
pół oplatając rękami kolana. W całej Sali rozległy się głośne brawa i jeszcze
głośniejsze gwizdy zachwytu. Baletmistrz wyprostował się i ukłonił się przed
dyrektora. Ten otarł łzy rozbawienia, wstał i zaczął klaskać w jego stronę z
twarzą wyrażająca szczere uznanie. Puścił mu oczko, a Syriusz odwrócił się w
stronę reszty zebranych i posłał ukłony w stronę każdego z czterech stołów.
Popatrzył w stronę reszty Huncwotów oraz Loraine i uśmiechnął się szeroko unosząc
w górę oba kciuki. Potter i Mersey, którzy nie mogli złapać tchu odwzajemnili
gest i wrócili do leżenia na stole śmiejąc się bez opamiętania, czyli do
pozycji w jakiej trwali od momentu otworzenia drzwi. Peter zagwizdał na palcach
cały czerwony na twarzy, a Remus, Dorcas i Lily kręcąc głową i uśmiechając się
szeroko, klaskali w dłonie. Nawet Ślizgoni, którzy zawsze drwili z ich kawałów
i uważali je za żałosne, w tamtej chwili zapomnieli o urazach i nienawiści i
głośno wiwatowali w jego stronę.
Sam Syriusz był w siódmym niebie.
Wiedział, że ten pomysł jest przegenialny, prześmieszny i ogólnie rzecz biorąc
przezajebisty, ale nie spodziewał się, że wyjdzie aż tak dobrze. Efekty przerosły jego najśmielsze oczekiwania i nie
mógł przestać uśmiechać się z dumą, która wypełniła całe jego ciało. Był w
swoim żywiole. Przeszedł na środek sali i ukłonił się jeszcze kilka razy,
podczas kiedy w jego głowie ciągle rozbrzmiewały skierowane do niego brawa i
okrzyki.
Wtedy jednak zaczął przeistaczać
się w swoje prawdziwe ciało. Z dłoni zniknęły zmarszczki, a palce wydłużyły się
tak samo jak ręce i nogi. Na szczęście rajstopy nie pękły, a jedynie lekko się
rozciągnęły. Czuł jak jego twarz staje się coraz bardziej jędrna i gładka, a
sięgające niemalże pasa siwe włosy robią się coraz krótsze i zmieniają kolor na
czarny. Cała szkoła obserwowała uważnie jego przemianę, a w momencie kiedy z
powrotem był sobą (o ile można było tak powiedzieć, kiedy miał na sobie ten
komiczny strój baletnicy i niemalże pełen makijaż) po raz ostatni wspiął się na
palcach i wykonał pełen gracji obrót z rozłożonymi rękami. Ostatnia,
zdecydowanie najgłośniejsza z dotychczasowym, fala braw, gwizdów, okrzyków i
wiwatów potoczyła się echem po pomieszczeniu, a bohater dzisiejszego wieczoru
opadł na miejsce między Jamesem i Loraine, szczerząc się jak małe dziecko.
– To. Było. Wspaniałe – James
wyraźnie zaakcentował każde wypowiedziane słowo i poklepał Blacka z uznaniem po
ramieniu. – Przejdziesz do historii.
Łapa wyszczerzył zęby w uśmiechu
i przybił mu piątkę podczas kiedy Loraine głośno odchrząknęła. Odwrócił się w
jej stronę. Miała wysoko uniesione brwi.
– Przejdziemy – położyła nacisk
na ostatnią sylabę. – Nie ma opcji żebym pozostała zapomniana po tym jak bardzo
poświęciłam się dla tej sprawy…
Wcale nie miała na myśli tego, że
mogła mieć poważne kłopoty gdyby Dumbledore przyłapał ją na kradzieży jego
włosa do Eliksiru Wielosokowego. Chodziło jej raczej o to co stało się
kilkanaście sekund przed tym. Specjalnie usiadła dzisiaj najdalej od Remusa jak
tylko się dało i od wczoraj skutecznie unikała nawiązania z nim kontaktu
wzrokowego. Widziała jednak po nim, że on również nie czuje się komfortowo w
tej sytuacji. Mógł jej jednak nie całować. To wszystko było tylko i wyłącznie
jego winą. Sam się o to prosił. Czuła się jednak dziwnie. Pierwszy miesiąc
szkoły jeszcze dobrze się nie skończył, a ona unikała już drugiego chłopaka. I
to ponownie za sprawą pocałunku.
Syriusz poczochrał jej blond
włosy.
– Już dobrze Lorasku… Nie
denerwuj się tak. Wspomnę o tobie jak już będę sławny – puścił jej oczko, czym
zarobił sobie na uderzenie w bark. – Merlinie, jakaś agresywna jesteś ostatnio.
Masz okres czy jak?
– Przekomiczne – przewróciła
oczami. – Jesteś największym kretynem jakiego znam, ale muszę przyznać, że tym
kawałem wygrałeś wszystko. Parcie na sławę to ty masz jednak ogromne…
– Ktoś w końcu musi dostarczać
tutaj rozrywki, bo wszyscy zanudziliby się na śmierć jakby jedyną porcję
śmiechu wywoływałyby u nich suchary Dumbiego… – podsumował. – Dzięki mnie
Hogwart staje się piękniejszy – uśmiechnął się szeroko i wypiął dumnie pierś do
przodu.
– Ty się lepiej módl, żeby
McGonagall nie powiesiła cię za to w lochach – rzuciła w jego stronę Lily. –
Dumbledore może nic wam nie zrobi, ale z nią to już nic nie wiadomo…
Popatrzył na nią z takim
zdziwieniem, jakby była co najmniej duchem.
– I to tyle? – uniósł brwi z
niedowierzaniem. – Szanowna pani Prefekt Naczelna nienawidząca wszelkich
kawałów, żartów i wszystkiego co umila innym życie Lily Evans ma tylko tyle do
powiedzenia o tym karygodnym i w ogóle nie śmiesznym dowcipie, który był
niedopuszczalny, zły i wołający o wyrzucenie ze szkoły? Muszę przyznać, że się
zawiodłem – pokręcił głową. – Spodziewałem się raczej długiego na pół godziny
monologu, w którym będziesz wyzywać mnie od nieodpowiedzialnych idiotów,
mających w dupie swoją przyszłość, a potem wlepisz miesięczny szlaban…
Evans założyła ręce na piersi.
– Nie chciałam cię dołować przed
tym jak zajmą się tobą McGonagall i Dumbledore, ale jeżeli tak bardzo tego
chcesz, to nie ma sprawy. Przez najbliższe dwa tygodnie codziennie będziesz
pomagał Filchowi. Pasuje?
Uśmiechnął się.
– O razu lepiej. Już zadzieram
moją piękną spódniczkę i lecę do kochanego woźnego. Tylko wcześniej jeszcze
przypudruję nosek i poprawię makijaż.
Dorcas się zaśmiała, a Black przeniósł
na nią swoje spojrzenie. Meadowes zamilkła w tym samym momencie, w którym ich
oczy się spotkały. Patrzyli się na siebie przez kilkanaście długich sekund i
żadne z nich nie chciało odwrócić wzroku. W końcu jednak dziewczyna wyczuła na
sobie spojrzenie Daniela siedzącego przy sąsiednim stole i chcąc nie chcąc
odwróciła głowę od Syriusza. Poczuła jak jej policzki stają się lekko różowe.
Odetchnęła głęboko. Nie miała pojęcia co się właśnie wydarzyło. Zupełnie jakby
ich oczy przyciągały się nawzajem niczym dwa magnesy o przeciwnych biegunach.
Nad głowami Gryfonów rozległo się
chrząknięcie. Wszyscy jak na jakiś znak popatrzyli w stronę tego dźwięku i
ujrzeli przed sobą Albusa Dumbledore’a – tego prawdziwego, który usilnie starał
się zamaskować uśmiech i przywołać na twarz coś na wzór surowej miny.
Odchrząknął po raz kolejny.
– Panie Black – zwrócił się do
Syriusza usiłując brzmieć poważnie. – Proszę za mną – chłopak wstał bez żadnych
wymówek, a do tego z uśmiechem na ustach, jakby tylko na to czekał. – Jak
również pana koledzy i panna Mersey.
Loraine lekko zbladła i posłała
pełne przerażenia spojrzenie w kierunku Lily, ale mimo to, na lekko
zdrętwiałych nogach, podniosła się z miejsca i ruszyła za Huncwotami oraz
dyrektorem przez Wielką Salę. Wszyscy zebrani odprowadzili ich wzrokiem do
wyjścia, szepcząc przy tym między sobą, a potem, po przekroczeniu progu,
zostali już całkiem sami i byli zdani na łaskę Dumbledore’a. Ruszyli labiryntem
korytarzy i schodów prosto do gabinetu profesora. Chłopaki szli przed nią
zupełnie spokojni. Tylko po Remusie widać było śladowe ilości zdenerwowania.
Ona za to czuła jak serce wali w jej klatce piersiowej, a dłonie stają się
wilgotne od potu. Wiedziała, że dyrektor nie wyrzuci ich ze szkoły, a
przynajmniej miała taką nadzieję, ale i tak stresowała się tym, co za chwile
miała usłyszeć z jego ust. Wiedziała na co się pisze i jakie mogą być tego
ewentualne konsekwencje, ale mimo to nie było to przyjemne uczucie iść jak na
ścięcie w całkowitym milczeniu, przerywanym tylko odgłosami ich kroków.
Odetchnęła głęboko kiedy
Dumbledore wyczarował przed swoim biurkiem cztery dodatkowe krzesła i zaprosił
ich ręką aby dołączyli do niego i usiedli. Zrobili to i czekali. Dyrektor
zaczął gładzić się po brodzie palcem wskazującym i kciukiem i przyglądał im się
uważnie swoimi błękitnymi oczami. Po chwili, która wydawała się trwać całe
godziny, postanowił w końcu przemówić.
– To co przed chwilą miało
miejsce w Wielkiej Sali było… – zatrzymał się i zmierzył każdego po kolei
wzrokiem, kończąc na Syriuszu, w którym utkwił spojrzenie. – Najlepszym
przedstawieniem jakie w życiu widziałem – dokończył, a na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech. – Gratuluję!
Loraine odetchnęła z ulgą. Miała
wrażenie, że węzeł, w który ze stresu zwinęły się wszystkie jej wnętrzności,
nagle się rozluźnił. Potter i Black przybili sobie piątkę nad głową Remusa.
– Jeżeli kiedykolwiek będę
potrzebował zastępstwa, to może pan być pewien, że będzie pan pierwszą osobą,
do której się zgłoszę w tej sprawie, panie Black – odparł z całkowitą powagą
Dumbledore.
Łapa wyszczerzył zęby.
– Zawsze do usług, panie
profesorze.
– Jednakże… – kontynuował
Dumbledore. – Profesor McGonagall uważa, że nie powinienem pozwolić, żeby coś
tak wspaniałego uszło wam na sucho i wręcz nalega abym was w jakiś sposób
ukarał, aby wszyscy inni nie pomyśleli, że takie rzeczy są u nas w szkole
dopuszczalne… – powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć to, jak bardzo nie
zgadza się z tą opinią. – Bo przecież drwienie z nauczycieli nie powinno być
akceptowalne, a już w szczególności robienie sobie żartów z samego dyrektora –
zaakcentował ostatnie słowo i puścił do nich oczko.
Zmarkotnieli. Już zaczynali mieć
nadzieję.
– Więc mimo, że o wiele bardziej
wolałbym wręczyć wam za to nagrodę i uhonorować wasz wyczyn przed całą szkołą,
to muszę wymyślić wam jakiś szlaban, który odbędziecie w przyszły weekend…
Postaram się jednak żebyście się za bardzo nie przemęczali, bo taki potencjał
zdecydowanie nie powinien marnować się na porządkowaniu kartotek naszego
szanownego woźnego Filcha. Pomyślę jednak nad tym później, bo teraz jestem w
zbyt wyśmienitym humorze i nie mam zamiaru sobie go psuć. Profesor McGonagall
przekaże wam jutro co będziecie robić.
Może wcale nie będzie tak źle…
– Zanim jednak mnie opuścicie
chciałbym jeszcze tyko wam bardzo serdecznie pogratulować znakomitego pomysłu i
powiedzieć pannie Mersey, że bardzo doceniam to, z jaką delikatnością wyrywała
mi wczoraj mojego włosa… – Loraine poczuła jak jej policzki przybierają barwę
cegły i wbiła wzrok w podłogę. – Zabolało tylko odrobinkę – zapewnił ją i się
uśmiechnął.
Dziewczyna podniosła na niego
zażenowany wzrok, lekko uniosła kąciki ust i ruszyła za resztą w kierunku
drzwi.
– Jeszcze jedna rzecz! – zawołał
profesor, a wszyscy na niego spojrzeli. Zwrócił się do Syriusza. – Mógłbym
dostać ten strój dla siebie? – spytał ze szczerą nadzieją w glosie. – Zawsze o
takim marzyłem, a nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem kiedyś mi się nie przyda…
~ ~ ~
– Przepraszam… – chwila ciszy. –
Przepraszam… – i ponownie. – Przepraszam… – i jeszcze raz.
Rudowłosa dziewczyna od dłuższej
chwili stała przed lustrem w swoim dormitorium i powtarzała to jedno słowo w
kółko, przeróżnymi tonami głosu, z innym wyrazem twarzy i za każdym razem
inaczej gestykulując rękami. Nie żeby w czymkolwiek jej to pomogło. Raczej
jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że nigdy tego nie zrobi.
– Nie żebym była złośliwa czy
coś, ale może przestałabyś przepraszać swoje odbicie i poszła w końcu do
Jamesa, bo tyle razy usłyszałam słowo przepraszam w ciągu ostatniej godziny, że
straciło już w mojej głowie jakikolwiek sens…
Mary i Dorcas zaśmiały się cicho
pod nosem, a Lily odwróciła się od lustra w stronę leżącej na łóżku Loraine,
która polerowała właśnie swoją miotłę, która i tak lśniła czystością.
– Jeszcze jakby to było takie
proste! – obruszyła się, po czym ze zrezygnowaniem opadła obok niej. –
Pamiętasz żebym wcześniej przepraszała za coś Potte… – ugryzła się w język. –
…Jamesa? Bo ja nie mogę sobie jakoś tego przypomnieć…
Loraine wzruszyła tylko
ramionami.
– Zawsze musi być ten pierwszy
raz.
Evans przewróciła oczami.
– Bardzo jesteś pomocna wiesz? –
rzuciła z sarkazmem.
Blondynka odłożyła na bok miotłę,
która była tak czysta, że aż błyszczała
– Posłuchaj mnie, Lily… –
zwróciła się do przyjaciółki. – Wiesz, że cię kocham i w ogóle, ale z całym
szacunkiem, zaczynasz się już robić trochę irytująca.
– Czy ty zawsze musisz walić tak
prosto z mostu?
Zignorowała to i kontynuowała.
– Jesteś przewrażliwiona na
punkcie Pottera, ale o tym to chyba już wiesz… Tak jak cała reszta osób w tym
zamku. Myślę, że nawet Filch jest na bieżąco z wszystkimi waszymi kłótniami i
ma na nie swój specjalny dzienniczek schowany pod poduszką. Dla mnie sprawa
jest bardzo prosta. Założyłaś się z nim, przegrałaś, więc powinnaś się z nim
umówić. Nie zrobiłaś tego, a zamiast tego wywołałaś największą awanturę w całej
historii waszych awantur.
– Prawda – odpowiedziała
niechętnie Lily.
– Więc ja sądzę, że chłopak w
pełni zasługuje na twoje przeprosiny... Ale jeżeli dalej nie jesteś co do tego
całkowicie przekonana, to pozwól, że przeprowadzę mały test. Jesteś gotowa? –
uniosła pytająco brwi i nie czekając na odpowiedź zaczęła. – Pytanie numer
jeden. Czujesz się winna?
– To nie jest…
Loraine jej przerwała.
– Tak czy nie?
Evans zbombardowała ją
spojrzeniem. Czasami nie mogła nawet opisać jak bardzo bezpośredniość Loraine
działała jej na nerwy. Teraz był właśnie taki moment. Ale mimo to znała
odpowiedź na to pytanie mimo, że bardzo jej się nie podobała. Ale przynajmniej
świadczyła o tym, że ma uczucia. Tak się pocieszała.
– Tak.
– Fantastycznie! – krzyknęła
Loraine z uśmiechem. – Pytanie numer dwa. Uwaga… Chcesz go przeprosić?
Rudowłosa już otworzyła usta żeby
rozpocząć swoją wypowiedź argumentacyjną, ale blondynka popatrzyła na nią spod
uniesionych brwi. Lily zmrużyła brwi i zastanowiła się przez chwilę. Doszła do
wniosku, że po ostatniej rozmowie z Loraine na to pytanie również znała
odpowiedź, chodź było to cięższe do stwierdzenia niż poprzednim razem.
– Tak.
– Niesamowicie! – Mersey aż
klasnęła w dłonie. – A teraz już ostatnie pytanie. Przygotuj się, bo będzie
ciężko… – odczekała chwilę prawdopodobnie w celu zbudowania napięcia. – Dlaczego więc tego nie zrobisz? – spytała
takim tonem, jakby zwracała się do małego dziecka.
Westchnęła. Dlaczego ostatnie
pytania zawsze są tymi najtrudniejszymi? Zamknęła oczy i zadała sobie to
pytanie jeszcze raz w głowie. Dlaczego nie potrafi zmobilizować się i po prostu
iść przeprosić Jamesa? Co ją hamuje? Dlaczego to dla niej takie trudne?
Pierwszym co jej przyszło do
głowy był fakt, że przecież nienawidziła tego chłopaka przez kilka poprzednich
lat, a nie można tak łatwo zmienić o kimś zdania. To jednak nie było to. Potem
do głosu doszła jej duma i niechęć do przyznania się do tego, że faktycznie nie
miała racji. Tak, to był dobry powód i w pełni zgodny z prawdą, ale mimo to,
nie była to jeszcze pełna odpowiedź na pytanie Loraine. Częściowa, ale jednak
nie kompletna.
Problem tkwił bowiem gdzieś
indziej, i właśnie uderzył w nią z siłą pędzącego pociągu. A dokładniej w tym,
że od zawsze nie potrafiła rozmawiać o swoich uczuciach. O tych prawdziwych i
ukrytych głęboko w niej uczuciach. Bo przecież z łatwością mogła mówić o tym
jak bardzo nienawidzi Pottera, gardzi Snape’m czy tez kocha swoich rodziców i
przyjaciółki. Ale kiedy przychodziło co do czego, to za nic w świecie nie mogła
się otworzyć jeżeli w grę wchodziło coś poważniejszego. Gdyby zdecydowała się
na przeproszenie Jamesa, musiałaby wtedy przyznać, że się wobec niego pomyliła,
i że go trochę lubi. Albo trochę bardziej niż trochę. Nie mogła sobie tego
nawet wyobrazić.
Wstała z łóżka Loraine i ponownie
podeszła do lustra.
– Przepraszam… – powiedziała po
raz kolejny.
Może w końcu to w sobie
przezwycięży? Może w końcu da Jamesowi drugą szanse i zaczną od nowa? Może
schowa dumę do kieszeni? Może się przed nim otworzy? Może?
~ ~ ~
– Widziałeś jej minę? – Syriusz
wybuchnął śmiechem w tym samym momencie, w którym zamknął za sobą drzwi od
gabinetu profesor McGonagall. – Wyglądała jakby zaraz miała eksplodować z
wściekłości! Najchętniej pewnie kazałaby nam czyścić podłogę w lochach
szczoteczką do zębów za to co zrobiliśmy! Ale nie ma tak łatwo…
– Za to, że Dumbledore dał nam
najlepszy szlaban w historii szlabanów będzie miał z nią ciche dni przez najbliższy miesiąc – przejął pałeczkę
Potter. – Gdybym za każdym razem musiał sprawdzać, czy wszystkie szkolne miotły
dalej nadają się do użytku, mając do swojej dyspozycji całe boisko, ciebie i
Loraine, to zamieniałbym się w Dumbiego co tydzień – parsknął śmiechem.
– Ej, ej! – obruszył się Black. –
Nawet sobie nie myśl, że kiedyś dorównasz mi w tej kwestii! Wymyśl sobie swój
własny popisowy numer! Nie ma tak łatwo!
Potter wyciągnął przed siebie
dłonie w geście obrony.
– Dobra, dobra piesku… Nie złość
się już tak, bo dostaniesz zaraz ataku wścieklizny – rzucił z ironią.
Syriusz uderzył go w żebra, na co
Remus przewrócił oczami. Gorzej niż
dzieci. Jemu i Peterowi na całe szczęście w ramach kary nie przypadło nic
związanego z lataniem. Chociaż oni również nie mogli narzekać. Bo przecież dla
Lupina porządkowanie ksiąg w bibliotece było samą przyjemnością, zupełnie tak
jak pomaganie w kuchni dla Glizdogona. Co jak co, ale tym razem im się upiekło.
Już mieli skręcić w kolejny
korytarz, kiedy kilkanaście metrów za nimi drzwi przez które przed chwilą
wyszli, ponownie się otworzyły. Profesor McGonagall stała w nich z zadowolonym
uśmiechem na twarzy.
– Potter! – zawołała, a okularnik
stanął i odwrócił się w jej stronę. – Proszę jeszcze na chwilę do mojego
gabinetu.
Popatrzył po reszcie przyjaciół i
przełknął głośno ślinę. To nie mogło skończyć się dla niego dobrze. Ruszył w
stronę opiekunki swojego domu, starając przypomnieć sobie o co jeszcze mogło
chodzić. I przypomniał to sobie w momencie, w którym przekroczył próg. Zbladł,
a drzwi za nim się zamknęły.
Reszta zebranych rzuciła jeszcze
jedno zdezorientowane spojrzenie w stronę miejsca, w którym przed sekundą
zniknął James, a potem, po chwili zawahania, ruszyli dalej. Jeżeli McGonagall
miała coś na Jamesa, to mogło to chwilę potrwać.
Loraine szła kilka kroków za
resztą, jako iż jej plan unikania Remusa dalej był w trakcie realizacji. Za nic
w świecie nie chciała, żeby doszło do ich konfrontacji, bo nie miała
najmniejszego zamiaru wysłuchiwać jego przeprosin, ale świat w ostatnim czasie
najwyraźniej obrócił się przeciwko niej, bo po kilku minutach Lupin zwolnił i
zrównał z nią krok. Przeklęła w myślach i zaczęła z uwaga przyglądać się
posadzce, po której stąpała. Kątem oka zauważyła jednak, że Lunatyk co chwilę
zaciska i rozluźnia dłonie ze zdenerwowania. Nie wiedziała dlaczego, ale trochę
ją to rozczuliło. Natychmiast jednak pozbyła się tego uczucia. Na jego miejsce
pojawiło się rozdrażnienie.
– Mów co masz powiedzieć i miejmy
to już za sobą – powiedziała nagle obojętnym głosem, nie odrywając wzroku od
podłogi.
Remus nie mógł powiedzieć, że
zaskoczyła go jej kontra. Właśnie tego się po niej spodziewał. Odchrząknął i zaczął wykręcać sobie palce.
– Ja tylko… – zaczął i zamilkł na
chwilę, nie wiedząc właściwie co dalej powiedzieć. – Chciałem cię przeprosić za
to, co wczoraj zrobiłem. To było nieodpowiednie i nigdy nie powinno mieć
miejsca.
– Czyli chcesz powiedzieć, że
wcale tego nie chciałeś? – wypaliła od razu.
Ugryzła się w język trochę za
późno. Czasami nawet ona nienawidziła siebie za swoją bezpośredniość i mówienie
zawsze tego co myśli. Ale było już za późno, więc w końcu popatrzyła mu w oczy.
Od razu zauważyła w nich zmieszanie wyraźnie jak to, że końcówki jego uszu
przybrały lekko różowawy kolor.
– Nie… To znaczy… – zaczął się
jąkać. – Ja…
Loraine westchnęła i przewróciła
oczami.
– Dlaczego wszyscy zawsze tak
bardzo lubią komplikować sobie życie? – pokręciła głową. – Masz tylko dwie opcje. Albo chciałeś mnie
wtedy pocałować albo nie. Wybór należy do ciebie.
Dopiero wtedy zauważyła, że
Syriusz z Peterem gdzieś się ulotnili, a oni zostali sami. Nie podobało jej się
to. Ani trochę. Ponownie skierowała swój wzrok na Lupina, który przyjął jej
poprzednią postawę patrzenia się w podłogę. Kolor jego uszu zaczął podchodzić
już pod czerwień i widać było, że walczy ze sobą o to czy powinien powiedzieć
prawdę, czy też skłamać. Mimo, że ona doskonale znała już odpowiedź na to
pytanie. Jego milczenie wszystko zdradzało. Syriusz miał rację.
– Rozumiem – powiedziała mając
już dość czekania.
Chłopak wyrwał się z letargu.
– To nie tak jak myślisz… Ja…
Przerwała mu.
– Nic się nie stało. Zapomnijmy.
Aż na chwilę stanął w miejscu.
Akurat takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Nie po niej.
– Mówisz poważnie? – spytał z
podniesionymi brwiami.
Dziewczyna też się zatrzymała i
popatrzyła na niego ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami.
– Czy ty masz mnie za kompletną
idiotkę? – spytała z ironią. – Naprawdę wyglądam na kogoś, kogo tak bezkarnie i
kompletnie z zaskoczenia można całować, a potem mieć nadzieję, że od razu o tym
zapomni? Może mam napisane na czole „ Każdy napalony koleś może się na mnie
rzucać, a ja nic sobie z tego nie zrobię” tylko o tym nie wiem? Co ty sobie w
ogóle myślałeś, co?!
Zaskoczył go ten nagły wybuch wściekłości,
mimo, że od początku było bardzo prawdopodobne, że tak to się właśnie skończy.
Zaczął się nerwowo tłumaczyć.
– Spanikowałem i to było pierwsze
co mi przyszło do głowy… Proszę, Loraine… – westchnął z rezygnacją. – Wiem, że prawdopodobnie mnie teraz
nienawidzisz i niczego nie oczekuję, ale błagam cię tylko o jedno… Wybacz mi. –
Na jego twarzy widać było wyraźny ból. – Nie mogę normalnie funkcjonować z
myślą, że mogłem cię w jakiś sposób skrzywdzić.
– Nie słyszałeś o tym co w
zeszłym roku chciał mi zrobić Davies?! Mam ci przypomnieć? – Zaczynało się w
niej gotować. – Dobrze! – Nie zwracała uwagi na to, że Remus kręci głową, chcąc
powstrzymać ją przed mówieniem. – Otóż chciał mnie zgwałcić – powiedziała to
bez mrugnięcia okiem. – Więc wybacz, jeśli wkurzam się, kiedy ktoś nagle
zaczyna mnie z zaskoczenia całować. I ty nie jesteś w tej kwestii żadnym
wyjątkiem.
Skończyła już tą rozmowę mimo, że
widziała, że Lupin chciał coś odpowiedzieć, aby choć trochę poprawić swoją
sytuację. Ona jednak nie chciała już tego słuchać. Odwróciła się i ruszyła w
głąb korytarza.
– Za to Syriusz jest? – usłyszała
jeszcze za plecami.
Nawet się nie zatrzymała.
~ ~ ~
Stała na schodach prowadzących do
damskich dormitoriów i obmyślała w głowie najlepszy plan ucieczki. Miała
założone ręce na piersi i nerwowo stukała w nie palcami. Zagryzła wargę i
odwróciła się z zamiarem jak najszybszego powrotu do sypialni, ale kilka
schodków za nią stała Dorcas, która pokręciła tylko głową, dając jej wyraźniej
do zrozumienia, że nie ma już odwrotu. Musi to zrobić. Przeklęła siarczyście
pod nosem, po czym wzięła głęboki oddech. Wraz z wydechem postawiła nogę na
niższym stopniu, co oznaczało, że była o jeden krok bliżej samobójstwa, które
miała zaraz popełnić. Bo przecież przyznanie się przed Jamesem Potterem do
błędu, było jak strzelenie gola do swojej własnej bramki. Ale już trudno.
Wystarczająco długo się już nad tym zastanawiała. Klamka zapadła.
Rzucając uprzednio jeszcze jedno
pełne rozpaczy spojrzenie w stronę Meadowes, przeszła przez Pokój Wspólny
Gryfonów i stanęła nad jednym z bordowych foteli ustawionych przed palącym się
kominkiem. Zebrała w sobie odwagę i odchrząknęła.
– Po… Eeeee… James?
Krok numer jeden. Jeżeli chciała zbudować
z nim jakąś zdrową relację musiała w końcu oduczyć się mówienia do niego po
nazwisku.
James odwrócił wzrok od ognia,
dalej siedząc w tej samej pozycji z łokciami opartymi na kolanach i z
wyprostowanymi rękami. Wyglądał na lekko zdenerwowanego. Nie odezwał się.
– Możemy chwilę pogadać? –
usiłowała powiedzieć to jak najbardziej przyjaznym głosem, ale nie była pewna w
jakim stopniu jej się to udało.
Chłopak odwrócił od niej
spojrzenie.
– Wybacz, ale jakoś nie mam teraz
humoru…
Uniosła brwi z zaskoczenia. Nie
tak to sobie wyobrażała. Sądziła raczej, że Potter będzie zachwycony, że sama
do niego przyszła i na dodatek chciała z nim porozmawiać. Jak widać bardzo się
pomyliła. Jak w ogóle mogła być taka
głupia i myśleć, że wyjdzie z tego coś dobrego?! Pokręciła tylko głową nie
mogąc uwierzyć, że naprawdę chciała to zrobić i ruszyła z powrotem tam, skąd
przed chwilą przyszła.
– Lily, zaczekaj.
Zatrzymała się i pomału odwróciła
w stronę Jamesa.
– Przepraszam – powiedział
wzdychając.
Z niewiadomego powodu uderzyło ją
to, z jaką łatwością wypowiedział on to słowo. Tak, jakby nie sprawiało mu
żadnego problemu i było całkowicie normalne. To pewnie dlatego, że takie
właśnie było dla każdego z wyjątkiem jej.
– Jasne, możemy pogadać –
powiedział neutralnym tonem, który lekko ją zawiódł. Ale czego innego się
spodziewała? Okrzyku radości?
Popatrzył na nią wyczekująco a
ona się zmieszała. Przestąpiła z nogi na nogę i od razu skarciła się za to w
duchu, bo musiała wyglądać przy tym jak jakaś płochliwa, mała dziewczynka. Natychmiast
się więc wyprostowała.
– Może pójdziemy gdzieś, gdzie
mniej dziewczyn chce wydłubać mi oczy za rozmawianie z tobą? – zasugerowała,
wyczuwając na sobie przynajmniej kilka par oczu śledzących każdy jej
najmniejszy ruch.
Po raz pierwszy dzisiaj zobaczyła
na jego twarzy cień uśmiechu. Pokiwał głową i ramię w ramię ruszyli ku
portretowi Grubej Damy. Tak, opuszczenie pomieszczenia pełnego fanek Pottera
było bardzo dobrym pomysłem. Nie miała ochoty być później na ustach całego
Hogwartu. Chociaż prawdopodobnie i tak ją to czekało, niezależnie od tego jak
daleko pójdą.
James przepuścił ją w przejściu.
Zanotowała sobie w myślach, że kultura chyba jednak nie była mu obca.
Interesujące. W całkowitej ciszy ruszyli dalej. Lily szła odrobinę szybciej,
odwracając się jednak co chwilę w stronę chłopaka, jakby sprawdzając czy dalej
tam jest, czy może po cichu się od niej oddalił. Przemknęło jej przez myśl, że
gdyby tak się stało, to przynajmniej miałaby to wszystko z głowy. Jednak nie
miała wystarczająco szczęścia. Potter dalej za nią podążał.
Zatrzymała się dopiero kiedy
doszli do końca korytarza. Stanęła koło małego okienka wychodzącego na jezioro i
przez moment napawała się widokiem słońca zachodzącego za linię horyzontu, ale wiedziała,
że nie może odwlekać tego w nieskończoność. Odetchnęła głęboko i odwróciła się
w jego stronę, po raz kolejny tego dnia wykręcając sobie palce u rąk.
– Więc o czym chciałaś pogadać?
Nie mów mi tylko, że znowu jesteś na mnie zła za coś czego nie zrobiłem, bo to
już będzie za dużo jak na jeden dzień… – przeczesał sobie dłonią kruczoczarne
włosy, zostawiając na nich jeszcze większy nieład niż ten, jaki panował tam do
tej pory.
Zauważyła kolejny fakt. Był nawet
całkiem przystojny. To również było bardzo interesujące.
Wciągnęła do płuc duży haust
powietrza. Jak nie teraz to nigdy.
– Chciałam cię przeprosić –
wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
Chłopak uniósł wysoko brwi.
– Chciałaś co? – Chyba się
przesłyszał.
Jęknęła cicho.
– Błagam, nie każ mi mówić tego
ponownie…
– Naprawdę nie sadziłem, że
doczekam się kiedyś dnia, w którym Lily Evans wypowie w moją stronę to magiczne
słowo. Nie wiedziałem nawet, że istnieje ono w twoim słowniku.
Uderzyła go w ramię.
– Już się tak nie ciesz. Więcej
się to nie powtórzy. Ale jak tak bardzo ci się to nie podoba, to spoko, zawsze
możemy o tym zapomnieć…
Wyciągnął dłonie przed siebie w
geście obrony i roześmiał się lekko.
– Nie, nie… Nigdy w życiu. Tylko
poczekaj chwilę… Nie ruszaj się – polecił i zaczął lustrować ją swoimi
orzechowymi oczami. – Muszę dobrze zapamiętać tą chwilę.
– Jesteś niemożliwy – przewróciła
oczy z frustracji. – Widzę, że wrócił ci już humor.
Puścił jej oczko.
– Jak zawsze przy tobie…
– O, patrzcie tylko! I jeszcze
zacząłeś się do mnie odzywać? – Nie kryła zdziwienia. – No normalnie
nieprawdopodobne.
Wzruszył tylko ramionami.
– Już chyba za długo byłem na
ciebie wkurwiony i samo jakoś przeszło… Ale nie przeszkadzaj sobie. Przepraszaj
mnie dalej. To jak muzyka dla moich uszu…
Policzyła w myślach do pięciu,
żeby przypadkiem zaraz nie wybuchnąć. Na szczęście pomogło, bo w innym
przypadku skończyłoby się to pewnie tak jak zawsze.
– Już sobie nie schlebiaj i nie
myśl, że będę się przed tobą płaszczyć… Chciałam tylko powiedzieć, że
przepraszam za to, że lekko się zdenerwowałam po tym jak przegrałam tamten
głupi zakład – zignorowała jego uniesione brwi na słowo lekko.
Zauważyła też, że tym razem słowo
przepraszam przyszło jej z większą
łatwością. Jak widać dość szybko się uczyła. Tylko żeby przypadkiem nie weszło
jej to w nawyk.
– Pomijając to, że dalej sądzę,
że wygrałeś go nieuczciwie, to chyba jestem ci winna tą nieszczęsną randkę… –
skrzywiła się wypowiadając te słowa na głos. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę to
powiedziała.
Jego oczy w ułamku sekundy otworzyły
się szeroko, a twarz natychmiast rozpromieniała. Jego braku humoru nie widać
już było w ogóle. Po chwili pojawił się jednak cień podejrzliwości. Nie znał jej w końcu od wczoraj. Spojrzał na
nią uważnie próbując wyczuć jakiś podstęp, żart, czy coś w tym stylu.
– Czekaj, czekaj… Bo nie wiem już
czy się teraz ze mnie nabijasz, czy co… – zmrużył lekko oczy patrząc na nią. –
Mówisz poważnie? Serio proponujesz mi randkę? Ty mi? – uniósł brwi.
– Nie podniecaj się tak, bo zaraz
zacznę żałować, że w ogóle do ciebie podeszłam – przewróciła oczami. – Za dwa
tygodnie jest wyjście do Hogsmeade. Może być?
Błysnął w jej stronę
śnieżnobiałymi zębami.
– Nawet nie wiesz jak – odparł
wyraźniej uradowany. – Nie pożałujesz Rudzielcu – puścił jej oczko.
Pokręciła tylko głową i ruszyła w
stronę wejścia do Pokoju Wspólnego, nawet na niego nie czekając.
– Szczerze w to wątpię, no ale
niech ci będzie… – rzuciła jeszcze idąc.
Po chwili się jednak zatrzymała i
odwróciła się w stronę chłopaka.
– Dlaczego nie miałeś wcześniej
humoru? – Sama nie wiedziała dlaczego była tego aż tak ciekawa.
James zmarkotniał.
– Pamiętasz naszą kłótnię na Transmutacji
kilka tygodni temu? – Pokiwała głową, nie rozumiejąc za bardzo do czego dążył.
– No więc za numer z Dumbledore’m McGonagall wywaliła mnie z jej zajęć, co
oznacza, że moja kariera aurora jest pogrzebana.
~ ~ ~
Słońce już dawno schowało się za
linią horyzontu, a na niebie królował niemalże okrągły księżyc w towarzystwie
kilku gwiazd i ciemnych chmur, kiedy jasnowłosy chłopak wyszedł z zamku i
skierował się w stronę Zakazanego Lasu. Kilka minut później dotarł już do
miejsca, w którym polana stykała się z linią drzew, i kilkanaście metrów dalej
dostrzegł postać ubraną na czarno. Bez wahania ruszył w jej kierunku. W końcu
to z nią miał się tutaj spotkać.
Odchrząknął kiedy znalazł się
kilka kroków od niej, a blondwłosa dziewczyna odwróciła się w jego kierunku.
– Masz to, co mi obiecałaś? –
spytał bez zbędnych ogródek.
Jego towarzyszka popatrzyła na
niego z lekką nieufnością, po czym sięgnęła do wnętrza swojej szaty. Wyciągnęła
z niej małą kopertę i podała ją chłopakowi, który natychmiast ją chwycił i
schował do tylnej kieszeni swoich jeansów.
– Trzymaj się planu, to
dostaniesz więcej informacji. Masz sprawić, że będzie cierpieć.
Pokiwał głową i ruszył z powrotem
ku wrotom zamku. Nie zauważył nawet, kiedy kilka metrów od niego przebiegł
duży, czarny pies.
___________________
Hej! <3
Jak czujecie się z tym, że przez najbliższe dwa miesiące nie musimy robić nic innego jak czytać, oglądać seriale i spać do południa? Bo ja fantastycznie! :) Tak w ogóle to ostatnio zaczęłam oglądać Grę o tron i jestem już na 5 sezonie! Niesamowicie się wciągnęłam! Niedługo będę już na bieżąco, więc śmiało możecie polecić mi jakiś nowy serial! No bo w końcu wakacje! :) Pomijając PLL, TVD, TO i The 100 bo z tymi jestem na bieżąco :) A Glee i Gossip Girl już obejrzałam...
Dzisiaj nie będę Was zamęczać narzekaniami, czy przeprosinami za to, że rozdział jest tak późno. Nie psujmy sobie tego pięknego dnia! Btw u Was też jest tak straaasznie gorąco?
Napiszę tylko, że rozdział sprawdzony tylko pobieżnie i tak, wiem, że pisałam to samo pod poprzednim i jeszcze poprzednim postem, ale jako, że rozpoczęły się wakacje, to tym samym będę miała więcej czasu i w końcu zabiorę się za ich gruntowne sprawdzenie i odpowiedzenie na Wasze komentarze!
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i spodobało Wam się to, co przeczytaliście! :)
Jak zwykle czekam na komentarze, które sprawiają mi tyle radości, że nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy!
Ściskam mocno i całuję! :*
Wasza Veriatte
Maj plejs!
OdpowiedzUsuńCzeeść! ;3
UsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero dzisiaj, ale wczoraj już nie dałam rady. Siedzenie na apelu przez godzinę jak w saunie, nie wpłynął na mnie dobrze. Dodatkowo, jakże kochani nauczyciele, przynieśli wiatrak, JEDEN wiatrak na blisko 150 osób z rocznika, to zamiast postawić go na środku, żeby chociaż trochę powiało na nas, to nie... Oni ustawili go na siebie. Wredni hipokryci!
Jak tylko zobaczyłam wiadomość, że dodałaś rozdział, to momentalnie na twarzy wykwitł mi wielki uśmiech. Normalnie taki banan, jak chłopakom, przed żartem. Uwielbiam Twoje rozdziały! <3
Tym żartem Huncwoci przeszli samych siebie. Takiego rozwoju wydarzeń to się nie spodziewałam. Naprawdę świetny pomysł mieli. Fajnie wymyśliłaś całe wydarzenie i miło, że Dumbledore tak pozytywnie przyjął cały żart. Strasznie spodobała mi się wypowiedź bodajże Jamesa, że teraz McGonagall i Dumbledore będą mieli ciche dni. To w sumie tak bardzo by pasowało do naszej ukochanej wicedyrektorki.
Smutno mi trochę z sytuacji Remusa, bo widać, że zależy mu na Loraine. Jednak, że kocham Remusa, to teraz skrycie się cieszyłam, kiedy dała mu "kosza". W końcu Loraine i Syriusz to para idealna! <3 Ubóstwiam ich i bardzo kibicuję. Hhihihi, nawet Remus widzi, że coś jest na rzeczy z Syriuszem *o*
Lily poszła przeprosić Jamesa! Woooooow! Normalnie chyba koniec świata się zbliża! To było takie słodziutkie, kiedy wyszli i ona go przeprosiła <3 Dodatkowo, zaprosiła go na randkę! Omomomommoommoom <3 W wyobraźni widziałam minę Jamesa, kiedy mu prawie gały wyszły na to stwierdzenie, hihih <3 O matko, już się nie mogę doczekać, co też James wymyśli! Mam nadzieję, że zmieni tym pogląd Lily na siebie. Jily, Jily, Jily się kroi! ^^
Ten ostatni fragment był taki intrygujący, ale i zarazem przerażający. Aż mi ciarki przeszły po plecach! Kim byli ci ludzie? Kto ma cierpieć? Czy tym psem był Syriusz? O co tutaj chodzi? Tyle pytań na raz! Tylko czekać na odpowiedzi.
Och! Gra o tron to życie! Mama mnie namówiła do obejrzenia i nie żałuję, że zaczęłam. Pokochałam tę serię całym sercem! Tyrion jest moim bogiem! No i Jaime i Sam! <3 Moja trójeczka bóstwa! <3 Ale Tyrion się nad nimi wywyższa XD
PLL staje się coraz bardziej naciągane, ale ze względu na Hannę, stwierdziłam, że muszę obejrzeć kolejny sezon. I oczywiście Hanleb moim życiem i dla ich oglądam głównie jeszcze ten serial.
A co do TVD, to nie dałam rady dokończyć tego serialu. Zatrzymałam się w połowie 5 sezonu i dalej już nie pociągnęłam. Zabrali mi Alarica w pewnym momencie, zabrali mi Katherine i zarąbali mi najlepszego ze wszystkich - Klausa! I tutaj szala się przelała i skończyłam oglądać. Dodatkowo Elena mnie tak irytowała, ten jej braciszek i głupia Bonnie!
The Originals też próbowałam, ale no cóż Davina była tak irytującą babą, że nie dałam rady. Nawet dla Klausa...
A the 100 pokochałam całym sercem! Zaczęłam go oglądać gdzieś dwa tygodnie temu i w niecały tydzień obejrzałam całość i czekam na kolejny sezon! Oczywiście Bellamy moim bogiem, hhaha <3 No i szip Bellarke <333
Co do polecanych seriali to mogę Ci z ręką na sercu polecisz Teen Wolfa! <3 Najlepszy, ale to najlepszy serial jaki w życiu obejrzałam! Perełka nad perełkami! Jak już zaczniesz to nie przestaniesz i mogę zagwarantować, że pokochasz ten serial całym sercem! Mimo wszystkich szipów jakie mam, to właśnie Stydia jest najwyżej w rankingu! <3 Polecam i jeszcze raz polecam Teen Wolfa!
Polecam również Lucifera, Once upon a time. Mam zamiar obejrzeć też The Flash i Supernatural, bo słyszałam bardzo dobre opinie o nich. O! i podobno The Walking Dead też jest genialne!
To co czekam na rozdział i życzę weny!
Pozdrawiam, Livv {dryfujaca-lilia.blogspot.com}
Jestem zachwycona nowym rozdziałem i nie mogę się doczekać nowego, tylko proszę cię nie każ nam czekać na niego długo.
OdpowiedzUsuńŻart chłopaków był genialny, nawet Fred i George by czegoś takie nie wymyślili. Brawo za kreatywność.
Jestem ciekawa co będzie dalej z Remusem i Loraine, mam nadzieję, że jakoś się to wyjaśnji.
Nie mogłam uwierzyć, że Lili PRZEPROŚIŁA Jamsa i zgodziła się na randkę, coś mi się wydaję, że będzie to udana randka, albo zakończy się kłótnią, co nie byłoby fajne, ale u nich to norma.
Czytałam dwa razy fragment kiedy Syriusz i Dorcas patrzyli sobie w oczy, to było takie urocze. Bardzo mnie nie pokoi ta końcowa scena, gdzie ktoś chce zaszkodzić prawdopodobnie Dorcas. Więc prosze nie każ nam długo czekać.
Pozdrawiam i życzę weny.
Hej, kochana.
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam rozdział i w końcu nie przychodzę bardzo spóźniona :)
Zacznę od początku, czyli od żartu Huncwotów. Spodziewałam się właśnie, że pod postacią Dumbledore'a w coś się przebiorą, no i proszę. Wyobraziłam to sobie bardzo szczegółowo i muszę stwierdzić, że to był pewnie niezapomniany widok dla wszystkich hogwartczyków :D. Dobrze, że dyrektor ma taki dystans do siebie i potrafił się z tego śmiać. I dobrze, że rozbawiło to nawet Lily, która wcześniej przyznała, że zaczyna lubić Jamesa. Aww.
Spodobały mi się te spojrzenia Dorcas i Syriusza, bo widać, że coś już między nimi iskrzy.
Dobrze, że Lily ma kogoś takiego jak Loraine, kto pokazuje jej, jak powinna się zachować i naprowadza na odpowiednią drogę. Dla Evans jej bezpośredniość jest zbawieniem, bo inaczej chyba nigdy nie przeprosiłaby Jamesa. Ale o tym potem.
Dyrektor jest taki kochany, że dał im takie cudowne szlabany, ale McGonagall wyraźnie przegięła. Jak mogła to zrobić Jamesowi i to jeszcze z uśmiechem na ustach? Myślę, że przesadziła i mam nadzieję, że to do niej dotrze i pozwoli mu jednak chodzić na jej zajęcia.
Co do rozmowy Loraine i Remusa. Mocno wkurzyłam się na L, bo potraktowała go naprawdę niesprawiedliwie. No, naprawdę. Rozumiem, że ktoś chciał ją zgwałcić i przez to teraz może się bać, ale w końcu Remus tylko ją pocałował, poza tym dobrze go zna i wie, że by jej nie skrzywdził. Ugh. Poza tym Lupin miał rację, że przy Syriuszu nie robiła takiej wielkiej dramy z tego powodu. Wtedy raczej bała się, że zepsują się ich relacje, a teraz wścieka się na Remusa. Merlinie, to takie niesprawiedliwe i szkoda mi go bardzo.
Ale na szczęście zaraz potem był fragment Jily, który ostudził moja negatywne emocje :D Zastanawiałam się, dlaczego James nie ma humoru i co takiego wymyśliła McGonagall, ale tego się nie spodziewałam. Co za kobieta.
W każdym razie ta rozmowa Jamesa i Lily była taka urocza. Cieszę się, że Evans go przeprosiła i umówili się na tę randkę, bo James na pewno na to zasługuje. Nie mogę się już jej doczekać. I mam nadzieję, że Lily pocieszy Jamesa po tym, co się stało.
I ostatni fragment, który był dosyć tajemniczy. Czy to Alice? Ale kim był ten chłopak? Syriusz wszystko słyszał prawdopodobnie, więc powinniśmy się niedługo tego dowiedzieć.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam gorąco. Miłych wakacji i morza weny!
Całusy,
Optimist
Mam pytanie. Kiedy nowy rozdział? Pytam się, bo nie mogę się już doczekać.
OdpowiedzUsuńHej mam pytanko czy prowadzisz jakiegoś bloga? Ponieważ szukam czegoś do czytania szukam dosłownie wszędzie :)
UsuńNiestety nie
UsuńDopiero co wpadłam i szybciutko wszystko pochłonęłam! Czytało się naprawdę lekko, nowe wątki są bardzo interesujące.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Remusa, ale żeby była równowaga to cieszę się na randkę Jamesa! Nie mogę się jej doczekać!
Kiedy kolejny rozdzieał ?
OdpowiedzUsuńHalo żyjesz? kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńHej. Będziesz jeszcze tworzyć na tym blogu?
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy blog o Zakonie Feniksa za czasów Huncwotów.
OdpowiedzUsuńDrama
http://qwertzxcvb.blog.pl/7-syriusz-strach-stan-silnego-napiecia-emocjonalnego-pojawiajacy-sie-w-sytuacjach-zagrozenia-realnego-lub-wyimaginowanego/