piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział 10



30/31 wrzesień

Był piątkowy wieczór i kolacja w Wielkiej Sali trwała w najlepsze. Oznaczało to, że czwórka najpopularniejszych w szkole Gryfonów powinna właśnie siedzieć przy stole Domu Lwa i sięgać po szósty już kawałek ciasta czekoladowego, którego obecność stała się już swego rodzaju tradycją oznaczającą nadejście wyczekiwanego przez wszystkich uczniów weekendu. Bardzo dziwnym było więc to, że po Huncwotach nie było ani śladu. Nawet Peter się nie pojawił, co było już całkowicie bardzo podejrzaną sprawą jako iż słynął on ze swojej miłości do wszystkiego, co zawierało w sobie choć odrobinę cukru.
Nikt oczywiście nie zwrócił na to uwagi, ale szmaragdowozielone oczy Lily Evans pozostawały czujne jak zawsze. Zauważyła, że Loraine również nie była obecna. Rudowłosa co kilka sekund rzucała nerwowe spojrzenia w kierunku wielkich, drewnianych drzwi Wielkiej Sali w oczekiwaniu na to, co niebawem się wydarzy. A coś wydarzy się na pewno. Znała ich już wystarczająco długo żeby móc połączyć ze sobą kilka oczywistych faktów. Miała tylko nadzieję, że nie będzie to coś głupiego, bo nie chciała aby jej współlokatorka i zarazem przyjaciółka wpakowała się w ogromne kłopoty.
Było też jednak coś jeszcze. Coś, czego nie chciała do siebie dopuścić. Otóż gdzieś w głębi swojego umysłu bała się tego, że James swoim dziecinnym zachowaniem utwierdzi ją tylko w przekonaniu, że jednak przez cały czas miała rację, a on w ogóle nie wydoroślał ani się nie zmienił. Bardzo chciała żeby w jej podświadomości znajdowała się raczej nadzieja na to, że James coś spieprzy aniżeli obawa przed tym, ale nie mogła nic poradzić na to, że pomalutku, malutkimi kroczkami zaczynała się do niego przekonywać. Mimo, że wcale tego nie chciała.
Ponownie odwróciła się w stronę wejścia, a następnie rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Wszyscy obecni tam uczniowie zajęci byli jedzeniem, rozmowami, albo jednym i drugim jednocześnie, i nikt nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że zaraz Huncwoci zaprezentują przed nimi swój najnowszy żart. Powędrowała wzrokiem ku stołowi nauczycielskiemu i napotkała surowe spojrzenie profesor McGonagall siedzącej zaraz obok uśmiechniętego dyrektora, który z uśmiechem na twarzy zajadał się waniliowym puddingiem. Ona też coś przeczuwała. Widziała to w jej oczach, a Lily jeszcze bardziej miała nadzieję, że nie przesadzą, bo wtedy ich opiekunka z całą pewnością zabije ich samym spojrzeniem.
– Mogliby już zaczynać bo zaraz już nie wytrzymam z tej ciekawości…
Dorcas również nie była naiwna i doskonale wiedziała, że coś się święci. Od wczorajszego wieczora nastąpiła w niej diametralna zmiana.  Zupełnie jakby wraz z oddaniem tej zapisanej karteczki wyrzuciła z siebie świadomość tego, że Alice naprawdę jest z nią spokrewniona. Nie mogła powiedzieć, że wcale jej to nie zdziwiło, bo nigdy nie potrafiła w tak łatwy i szybki sposób radzić sobie z siedzącymi w niej emocjami, ale nie miała zamiaru narzekać. Widocznie jej organizm miał już dość i wyparcie ich okazało się łatwiejsze niż stawianie im czoła. Nie miała zamiaru psuć sobie życia przez kogoś, dla którego znaczy tyle co nic, a nawet jeszcze mniej. Nawet jeżeli była to jej siostra. Było to trudne, ale konieczne do jej szczęścia.
– Idą – powiedziała po chwili Lily, a Dorcas podążyła za jej spojrzeniem.

James i Peter szli w ich stronę szczerząc się tak mocno, że Evans zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem bolesne, a kilka kroków za nimi zmierzał też Remus, który był wyraźnie mniej entuzjastycznie nastawiony do całej sprawy, ale mimo to, nawet na jego twarzy majaczył się lekki uśmieszek. Kiedy znaleźli się już przy stole, do Sali wbiegła również Loraine z zaróżowionymi z podekscytowania policzkami i białymi zębami, które lśniły w szerokim uśmiechu. Zamknęła za sobą dębowe wrota, a po chwili cała czwórka wbiła się na miejsca obok Lily i Dorcas, i jak gdyby nigdy nic zajęła się kolacją. Co chwilę jednak rzucali przelotne spojrzenie na miejsce skąd przed kilkoma sekundami przyszli. Widać było wyraźnie, że nie mogą się już doczekać.
Lily ze zmrużonymi oczami przyjrzała się każdemu z nich.
– Gdzie jest Syriusz? – zapytała podejrzliwie mrużąc przy tym oczy.
– Zaraz przyjdzie – odpowiedział James i zaśmiał się sam do siebie. – Ma małe problemy z ubraniem się.
Lily spojrzała na niego jak na kompletnego kretyna, ale gdy reszta nowo przybyłych uśmiechnęła się pod nosem, postanowiła nie zadawać już więcej pytań. Dla swojego własnego dobra.
– Tylko nie przegnijcie… – rzuciła ostrzegawczo, ale nikt już jej nie słuchał, bo po całej Sali rozległ się odgłos skrzypienia otwieranych drzwi.
– Przedstawienie czas zacząć – mruknął z błyskiem w oku Potter i machnął pod stołem różdżką.
Nagle z kamiennych ścian popłynęła muzyka. Muzyka baletowa. Wszyscy obecni w Wielkiej Sali popatrzyli się po sobie ze zdezorientowaniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzach. Rozejrzeli się po Sali w poszukiwaniu źródła tego dźwięku ale nie byli w stanie go zlokalizować. Nie wiedzieli co się dzieje i czekali na dalszy rozwój sytuacji. Chwilę później drzwi otworzyły się całkowicie, a dźwięk który spowodował odbicie się ich od muru sprawił, że oczy wszystkich zwróciły się w tamtym kierunku. Nic w nich jednak nie było. Uczniowie zaczęli rozmawiać i szeptać między sobą, ale po kilku sekundach wszyscy umilkli. Nie było ani jednej osoby, która się odzywała. Jedynym słyszanym dźwiękiem była nieprzerwanie grająca melodia.
Większość głów z wysoko podniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami zwróciła się w stronę grona nauczycielskiego, podczas kiedy reszta po prostu patrzyła z rozdziawionymi ustami na osobę, która stała w progu. Po kilkunastu sekundach, kiedy tylko pierwszy szok minął, fala głośnego, nieprzerwanego śmiechu potoczyła się po Wielkiej Sali. Niektórzy złapali się za brzuch nie mogąc wytrzymać, a jeszcze inni zaczęli płakać. Kilku osobom wypadły na stół trzymane w rękach sztućce, a niemała część osób niemalże spadła na podłogę.
Lily się nie śmiała. Zasłoniła sobie usta ręką i bez mrugnięcia wpatrywała się w profesora Dumbledore’a stojącego kilka metrów od niej w jasnoróżowej podkoszulce i białej, tiulowej spódnicy. Lecz to jeszcze nie było w tym wszystkim najgorsze. Na nogach miał białe rajstopy i różowe buty baletowe zawiązane niemal pod same kolana. To też jeszcze nie był koniec. Niestety. Bowiem jego długie, srebrzyste włosy zaplecione były w dwa warkocze związane na końcu różowymi wstążeczkami w kokardki, a usta pomalowane były krwistoczerwoną szminką. Przetarła oczy mając nadzieję, że tylko sobie to wyobraziła, a oni wcale nie posunęli się tak daleko. Nic to nie dało. Dyrektor dalej stał w tym samym miejscu, a dziewczyna z przerażeniem w oczach spojrzała na grono pedagogiczne.
Profesor McGonagall siedziała wyprostowana i nie zdolna do wykonania żadnego ruchu. Jej usta były ściągnięte tak mocno, że jej wargi były zupełnie niezauważalne. Oczy za to rzucały prawdziwymi błyskawicami w stronę trójki Huncwotów i Syriusza paradującego w ciele Dumbledore’a po Sali w stroju baletnicy. Widać było, że było to za wiele nawet dla niej.
Sam poszkodowany śmiał się jednak najgłośniej ze wszystkich zebranych w Sali, uderzając przy tym ręką w stół, a z jego oczu płynęły łzy rozbawienia. Reszta nauczycieli patrzyła naprzemiennie na niego i na jego bliźniaka, nie wiedząc jak właściwie powinni się zachować. Jednakże nawet oni nie wytrzymali kiedy tylko Black rozpoczął swój występ.
Stanął na palcach i z dłońmi złączonymi nad głową niczym prawdziwa baletnica zaczął posuwać się pomału do przodu. Po kilku kroczkach wykonał obrót wymachując przy tym chaotycznie rękami nad głową i podskoczył do rytmu muzyki niezdarnie opadając na skrzyżowanych stopach. Śmiech w Wielkiej Sali stał się jeszcze głośniejszy, o ile było to w ogóle możliwe. Następnie pochylił się do przodu krzywo unosząc przy tym prawą nogę w górę i o mały włos nie stracił przy tym równowagi. Kiedy wziął długi rozbieg i skoczył z zamiarem wykonania szpagatu w powietrzu, co jednak zakończyło się jego niefortunnym upadkiem, nawet Lily wybuchła śmiechem. Wiedziała, że nie powinna tego robić jako iż była Prefektem Naczelnym i powinna raczej dawać innym przykład swoją postawą, ale to było silniejsze nawet od niej. A fakt, że Dyrektor miał z tego ubaw jak nikt inny sprawiał, że czuła się w stu procentach usprawiedliwiona.
Kiedy mogło się wydawać, że przedstawienie dobiegło końca wraz z upadkiem Syriusza, ten zaskoczył wszystkich i leżąc na plecach zaczął wykonywać niezidentyfikowane ruchy rękami i nogami. Machał nimi w powietrzu, nad głową, robił aniołki, a nawet złapał dłońmi swoje stopy i znajdował się w takiej pozycji przez kilka sekund. Śmiechom nie było końca. Niektórzy prawie się zapowietrzyli, kiedy Black zaczął turlać się po podłodze, a następnie zamarł w pozycji na brzuchu. Trwał tak kilka sekund w bezruchu, a w jego ślady poszła reszta czekająca na kontynuację. Po kilku pełnych napięcia chwilach zerwał się na równe nogi, zaczął biec do przodu, zatrzymał się kilka metrów od stołu grona pedagogicznego i zgiął się w pół oplatając rękami kolana. W całej Sali rozległy się głośne brawa i jeszcze głośniejsze gwizdy zachwytu. Baletmistrz wyprostował się i ukłonił się przed dyrektora. Ten otarł łzy rozbawienia, wstał i zaczął klaskać w jego stronę z twarzą wyrażająca szczere uznanie. Puścił mu oczko, a Syriusz odwrócił się w stronę reszty zebranych i posłał ukłony w stronę każdego z czterech stołów. Popatrzył w stronę reszty Huncwotów oraz Loraine i uśmiechnął się szeroko unosząc w górę oba kciuki. Potter i Mersey, którzy nie mogli złapać tchu odwzajemnili gest i wrócili do leżenia na stole śmiejąc się bez opamiętania, czyli do pozycji w jakiej trwali od momentu otworzenia drzwi. Peter zagwizdał na palcach cały czerwony na twarzy, a Remus, Dorcas i Lily kręcąc głową i uśmiechając się szeroko, klaskali w dłonie. Nawet Ślizgoni, którzy zawsze drwili z ich kawałów i uważali je za żałosne, w tamtej chwili zapomnieli o urazach i nienawiści i głośno wiwatowali w jego stronę.
Sam Syriusz był w siódmym niebie. Wiedział, że ten pomysł jest przegenialny, prześmieszny i ogólnie rzecz biorąc przezajebisty, ale nie spodziewał się, że wyjdzie aż tak dobrze. Efekty przerosły jego najśmielsze oczekiwania i nie mógł przestać uśmiechać się z dumą, która wypełniła całe jego ciało. Był w swoim żywiole. Przeszedł na środek sali i ukłonił się jeszcze kilka razy, podczas kiedy w jego głowie ciągle rozbrzmiewały skierowane do niego brawa i okrzyki.
Wtedy jednak zaczął przeistaczać się w swoje prawdziwe ciało. Z dłoni zniknęły zmarszczki, a palce wydłużyły się tak samo jak ręce i nogi. Na szczęście rajstopy nie pękły, a jedynie lekko się rozciągnęły. Czuł jak jego twarz staje się coraz bardziej jędrna i gładka, a sięgające niemalże pasa siwe włosy robią się coraz krótsze i zmieniają kolor na czarny. Cała szkoła obserwowała uważnie jego przemianę, a w momencie kiedy z powrotem był sobą (o ile można było tak powiedzieć, kiedy miał na sobie ten komiczny strój baletnicy i niemalże pełen makijaż) po raz ostatni wspiął się na palcach i wykonał pełen gracji obrót z rozłożonymi rękami. Ostatnia, zdecydowanie najgłośniejsza z dotychczasowym, fala braw, gwizdów, okrzyków i wiwatów potoczyła się echem po pomieszczeniu, a bohater dzisiejszego wieczoru opadł na miejsce między Jamesem i Loraine, szczerząc się jak małe dziecko.
– To. Było. Wspaniałe – James wyraźnie zaakcentował każde wypowiedziane słowo i poklepał Blacka z uznaniem po ramieniu. – Przejdziesz do historii.
Łapa wyszczerzył zęby w uśmiechu i przybił mu piątkę podczas kiedy Loraine głośno odchrząknęła. Odwrócił się w jej stronę. Miała wysoko uniesione brwi.
– Przejdziemy – położyła nacisk na ostatnią sylabę. – Nie ma opcji żebym pozostała zapomniana po tym jak bardzo poświęciłam się dla tej sprawy…
Wcale nie miała na myśli tego, że mogła mieć poważne kłopoty gdyby Dumbledore przyłapał ją na kradzieży jego włosa do Eliksiru Wielosokowego. Chodziło jej raczej o to co stało się kilkanaście sekund przed tym. Specjalnie usiadła dzisiaj najdalej od Remusa jak tylko się dało i od wczoraj skutecznie unikała nawiązania z nim kontaktu wzrokowego. Widziała jednak po nim, że on również nie czuje się komfortowo w tej sytuacji. Mógł jej jednak nie całować. To wszystko było tylko i wyłącznie jego winą. Sam się o to prosił. Czuła się jednak dziwnie. Pierwszy miesiąc szkoły jeszcze dobrze się nie skończył, a ona unikała już drugiego chłopaka. I to ponownie za sprawą pocałunku.
Syriusz poczochrał jej blond włosy.
– Już dobrze Lorasku… Nie denerwuj się tak. Wspomnę o tobie jak już będę sławny – puścił jej oczko, czym zarobił sobie na uderzenie w bark. – Merlinie, jakaś agresywna jesteś ostatnio. Masz okres czy jak?
– Przekomiczne – przewróciła oczami. – Jesteś największym kretynem jakiego znam, ale muszę przyznać, że tym kawałem wygrałeś wszystko. Parcie na sławę to ty masz jednak ogromne…
– Ktoś w końcu musi dostarczać tutaj rozrywki, bo wszyscy zanudziliby się na śmierć jakby jedyną porcję śmiechu wywoływałyby u nich suchary Dumbiego… – podsumował. – Dzięki mnie Hogwart staje się piękniejszy – uśmiechnął się szeroko i wypiął dumnie pierś do przodu.
– Ty się lepiej módl, żeby McGonagall nie powiesiła cię za to w lochach – rzuciła w jego stronę Lily. – Dumbledore może nic wam nie zrobi, ale z nią to już nic nie wiadomo…
Popatrzył na nią z takim zdziwieniem, jakby była co najmniej duchem.
– I to tyle? – uniósł brwi z niedowierzaniem. – Szanowna pani Prefekt Naczelna nienawidząca wszelkich kawałów, żartów i wszystkiego co umila innym życie Lily Evans ma tylko tyle do powiedzenia o tym karygodnym i w ogóle nie śmiesznym dowcipie, który był niedopuszczalny, zły i wołający o wyrzucenie ze szkoły? Muszę przyznać, że się zawiodłem – pokręcił głową. – Spodziewałem się raczej długiego na pół godziny monologu, w którym będziesz wyzywać mnie od nieodpowiedzialnych idiotów, mających w dupie swoją przyszłość, a potem wlepisz miesięczny szlaban…
Evans założyła ręce na piersi.
– Nie chciałam cię dołować przed tym jak zajmą się tobą McGonagall i Dumbledore, ale jeżeli tak bardzo tego chcesz, to nie ma sprawy. Przez najbliższe dwa tygodnie codziennie będziesz pomagał Filchowi. Pasuje?
Uśmiechnął się.
– O razu lepiej. Już zadzieram moją piękną spódniczkę i lecę do kochanego woźnego. Tylko wcześniej jeszcze przypudruję nosek i poprawię makijaż.
Dorcas się zaśmiała, a Black przeniósł na nią swoje spojrzenie. Meadowes zamilkła w tym samym momencie, w którym ich oczy się spotkały. Patrzyli się na siebie przez kilkanaście długich sekund i żadne z nich nie chciało odwrócić wzroku. W końcu jednak dziewczyna wyczuła na sobie spojrzenie Daniela siedzącego przy sąsiednim stole i chcąc nie chcąc odwróciła głowę od Syriusza. Poczuła jak jej policzki stają się lekko różowe. Odetchnęła głęboko. Nie miała pojęcia co się właśnie wydarzyło. Zupełnie jakby ich oczy przyciągały się nawzajem niczym dwa magnesy o przeciwnych biegunach.
Nad głowami Gryfonów rozległo się chrząknięcie. Wszyscy jak na jakiś znak popatrzyli w stronę tego dźwięku i ujrzeli przed sobą Albusa Dumbledore’a – tego prawdziwego, który usilnie starał się zamaskować uśmiech i przywołać na twarz coś na wzór surowej miny. Odchrząknął po raz kolejny.
– Panie Black – zwrócił się do Syriusza usiłując brzmieć poważnie. – Proszę za mną – chłopak wstał bez żadnych wymówek, a do tego z uśmiechem na ustach, jakby tylko na to czekał. – Jak również pana koledzy i panna Mersey.
Loraine lekko zbladła i posłała pełne przerażenia spojrzenie w kierunku Lily, ale mimo to, na lekko zdrętwiałych nogach, podniosła się z miejsca i ruszyła za Huncwotami oraz dyrektorem przez Wielką Salę. Wszyscy zebrani odprowadzili ich wzrokiem do wyjścia, szepcząc przy tym między sobą, a potem, po przekroczeniu progu, zostali już całkiem sami i byli zdani na łaskę Dumbledore’a. Ruszyli labiryntem korytarzy i schodów prosto do gabinetu profesora. Chłopaki szli przed nią zupełnie spokojni. Tylko po Remusie widać było śladowe ilości zdenerwowania. Ona za to czuła jak serce wali w jej klatce piersiowej, a dłonie stają się wilgotne od potu. Wiedziała, że dyrektor nie wyrzuci ich ze szkoły, a przynajmniej miała taką nadzieję, ale i tak stresowała się tym, co za chwile miała usłyszeć z jego ust. Wiedziała na co się pisze i jakie mogą być tego ewentualne konsekwencje, ale mimo to nie było to przyjemne uczucie iść jak na ścięcie w całkowitym milczeniu, przerywanym tylko odgłosami ich kroków.
Odetchnęła głęboko kiedy Dumbledore wyczarował przed swoim biurkiem cztery dodatkowe krzesła i zaprosił ich ręką aby dołączyli do niego i usiedli. Zrobili to i czekali. Dyrektor zaczął gładzić się po brodzie palcem wskazującym i kciukiem i przyglądał im się uważnie swoimi błękitnymi oczami. Po chwili, która wydawała się trwać całe godziny, postanowił w końcu przemówić.
– To co przed chwilą miało miejsce w Wielkiej Sali było… – zatrzymał się i zmierzył każdego po kolei wzrokiem, kończąc na Syriuszu, w którym utkwił spojrzenie. – Najlepszym przedstawieniem jakie w życiu widziałem – dokończył, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Gratuluję!
Loraine odetchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że węzeł, w który ze stresu zwinęły się wszystkie jej wnętrzności, nagle się rozluźnił. Potter i Black przybili sobie piątkę nad głową Remusa.
– Jeżeli kiedykolwiek będę potrzebował zastępstwa, to może pan być pewien, że będzie pan pierwszą osobą, do której się zgłoszę w tej sprawie, panie Black – odparł z całkowitą powagą Dumbledore.
Łapa wyszczerzył zęby.
– Zawsze do usług, panie profesorze.
– Jednakże… – kontynuował Dumbledore. – Profesor McGonagall uważa, że nie powinienem pozwolić, żeby coś tak wspaniałego uszło wam na sucho i wręcz nalega abym was w jakiś sposób ukarał, aby wszyscy inni nie pomyśleli, że takie rzeczy są u nas w szkole dopuszczalne… – powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć to, jak bardzo nie zgadza się z tą opinią. – Bo przecież drwienie z nauczycieli nie powinno być akceptowalne, a już w szczególności robienie sobie żartów z samego dyrektora – zaakcentował ostatnie słowo i puścił do nich oczko.
Zmarkotnieli. Już zaczynali mieć nadzieję.
– Więc mimo, że o wiele bardziej wolałbym wręczyć wam za to nagrodę i uhonorować wasz wyczyn przed całą szkołą, to muszę wymyślić wam jakiś szlaban, który odbędziecie w przyszły weekend… Postaram się jednak żebyście się za bardzo nie przemęczali, bo taki potencjał zdecydowanie nie powinien marnować się na porządkowaniu kartotek naszego szanownego woźnego Filcha. Pomyślę jednak nad tym później, bo teraz jestem w zbyt wyśmienitym humorze i nie mam zamiaru sobie go psuć. Profesor McGonagall przekaże wam jutro co będziecie robić.
Może wcale nie będzie tak źle…
– Zanim jednak mnie opuścicie chciałbym jeszcze tyko wam bardzo serdecznie pogratulować znakomitego pomysłu i powiedzieć pannie Mersey, że bardzo doceniam to, z jaką delikatnością wyrywała mi wczoraj mojego włosa… – Loraine poczuła jak jej policzki przybierają barwę cegły i wbiła wzrok w podłogę. – Zabolało tylko odrobinkę – zapewnił ją i się uśmiechnął.
Dziewczyna podniosła na niego zażenowany wzrok, lekko uniosła kąciki ust i ruszyła za resztą w kierunku drzwi.
– Jeszcze jedna rzecz! – zawołał profesor, a wszyscy na niego spojrzeli. Zwrócił się do Syriusza. – Mógłbym dostać ten strój dla siebie? – spytał ze szczerą nadzieją w glosie. – Zawsze o takim marzyłem, a nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem kiedyś mi się nie przyda…

~ ~ ~

– Przepraszam… – chwila ciszy. – Przepraszam… – i ponownie. – Przepraszam… – i jeszcze raz.
Rudowłosa dziewczyna od dłuższej chwili stała przed lustrem w swoim dormitorium i powtarzała to jedno słowo w kółko, przeróżnymi tonami głosu, z innym wyrazem twarzy i za każdym razem inaczej gestykulując rękami. Nie żeby w czymkolwiek jej to pomogło. Raczej jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że nigdy tego nie zrobi.
– Nie żebym była złośliwa czy coś, ale może przestałabyś przepraszać swoje odbicie i poszła w końcu do Jamesa, bo tyle razy usłyszałam słowo przepraszam w ciągu ostatniej godziny, że straciło już w mojej głowie jakikolwiek sens…
Mary i Dorcas zaśmiały się cicho pod nosem, a Lily odwróciła się od lustra w stronę leżącej na łóżku Loraine, która polerowała właśnie swoją miotłę, która i tak lśniła czystością.
– Jeszcze jakby to było takie proste! – obruszyła się, po czym ze zrezygnowaniem opadła obok niej. – Pamiętasz żebym wcześniej przepraszała za coś Potte… – ugryzła się w język. – …Jamesa? Bo ja nie mogę sobie jakoś tego przypomnieć…
Loraine wzruszyła tylko ramionami.
– Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Evans przewróciła oczami.
– Bardzo jesteś pomocna wiesz? – rzuciła z sarkazmem.
Blondynka odłożyła na bok miotłę, która była tak czysta, że aż błyszczała
– Posłuchaj mnie, Lily… – zwróciła się do przyjaciółki. – Wiesz, że cię kocham i w ogóle, ale z całym szacunkiem, zaczynasz się już robić trochę irytująca.
– Czy ty zawsze musisz walić tak prosto z mostu?
Zignorowała to i kontynuowała.
– Jesteś przewrażliwiona na punkcie Pottera, ale o tym to chyba już wiesz… Tak jak cała reszta osób w tym zamku. Myślę, że nawet Filch jest na bieżąco z wszystkimi waszymi kłótniami i ma na nie swój specjalny dzienniczek schowany pod poduszką. Dla mnie sprawa jest bardzo prosta. Założyłaś się z nim, przegrałaś, więc powinnaś się z nim umówić. Nie zrobiłaś tego, a zamiast tego wywołałaś największą awanturę w całej historii waszych awantur.
– Prawda – odpowiedziała niechętnie Lily.
– Więc ja sądzę, że chłopak w pełni zasługuje na twoje przeprosiny... Ale jeżeli dalej nie jesteś co do tego całkowicie przekonana, to pozwól, że przeprowadzę mały test. Jesteś gotowa? – uniosła pytająco brwi i nie czekając na odpowiedź zaczęła. – Pytanie numer jeden. Czujesz się winna?
– To nie jest…
Loraine jej przerwała.
– Tak czy nie?
Evans zbombardowała ją spojrzeniem. Czasami nie mogła nawet opisać jak bardzo bezpośredniość Loraine działała jej na nerwy. Teraz był właśnie taki moment. Ale mimo to znała odpowiedź na to pytanie mimo, że bardzo jej się nie podobała. Ale przynajmniej świadczyła o tym, że ma uczucia. Tak się pocieszała.
– Tak.
– Fantastycznie! – krzyknęła Loraine z uśmiechem. – Pytanie numer dwa. Uwaga… Chcesz go przeprosić?
Rudowłosa już otworzyła usta żeby rozpocząć swoją wypowiedź argumentacyjną, ale blondynka popatrzyła na nią spod uniesionych brwi. Lily zmrużyła brwi i zastanowiła się przez chwilę. Doszła do wniosku, że po ostatniej rozmowie z Loraine na to pytanie również znała odpowiedź, chodź było to cięższe do stwierdzenia niż poprzednim razem.
– Tak.
– Niesamowicie! – Mersey aż klasnęła w dłonie. – A teraz już ostatnie pytanie. Przygotuj się, bo będzie ciężko… – odczekała chwilę prawdopodobnie w celu zbudowania napięcia. –  Dlaczego więc tego nie zrobisz? – spytała takim tonem, jakby zwracała się do małego dziecka.
Westchnęła. Dlaczego ostatnie pytania zawsze są tymi najtrudniejszymi? Zamknęła oczy i zadała sobie to pytanie jeszcze raz w głowie. Dlaczego nie potrafi zmobilizować się i po prostu iść przeprosić Jamesa? Co ją hamuje? Dlaczego to dla niej takie trudne?
Pierwszym co jej przyszło do głowy był fakt, że przecież nienawidziła tego chłopaka przez kilka poprzednich lat, a nie można tak łatwo zmienić o kimś zdania. To jednak nie było to. Potem do głosu doszła jej duma i niechęć do przyznania się do tego, że faktycznie nie miała racji. Tak, to był dobry powód i w pełni zgodny z prawdą, ale mimo to, nie była to jeszcze pełna odpowiedź na pytanie Loraine. Częściowa, ale jednak nie kompletna.
Problem tkwił bowiem gdzieś indziej, i właśnie uderzył w nią z siłą pędzącego pociągu. A dokładniej w tym, że od zawsze nie potrafiła rozmawiać o swoich uczuciach. O tych prawdziwych i ukrytych głęboko w niej uczuciach. Bo przecież z łatwością mogła mówić o tym jak bardzo nienawidzi Pottera, gardzi Snape’m czy tez kocha swoich rodziców i przyjaciółki. Ale kiedy przychodziło co do czego, to za nic w świecie nie mogła się otworzyć jeżeli w grę wchodziło coś poważniejszego. Gdyby zdecydowała się na przeproszenie Jamesa, musiałaby wtedy przyznać, że się wobec niego pomyliła, i że go trochę lubi. Albo trochę bardziej niż trochę. Nie mogła sobie tego nawet wyobrazić.
Wstała z łóżka Loraine i ponownie podeszła do lustra.
– Przepraszam… – powiedziała po raz kolejny.
Może w końcu to w sobie przezwycięży? Może w końcu da Jamesowi drugą szanse i zaczną od nowa? Może schowa dumę do kieszeni? Może się przed nim otworzy? Może?

~ ~ ~

– Widziałeś jej minę? – Syriusz wybuchnął śmiechem w tym samym momencie, w którym zamknął za sobą drzwi od gabinetu profesor McGonagall. – Wyglądała jakby zaraz miała eksplodować z wściekłości! Najchętniej pewnie kazałaby nam czyścić podłogę w lochach szczoteczką do zębów za to co zrobiliśmy! Ale nie ma tak łatwo…
– Za to, że Dumbledore dał nam najlepszy szlaban w historii szlabanów będzie miał z nią ciche dni  przez najbliższy miesiąc – przejął pałeczkę Potter. – Gdybym za każdym razem musiał sprawdzać, czy wszystkie szkolne miotły dalej nadają się do użytku, mając do swojej dyspozycji całe boisko, ciebie i Loraine, to zamieniałbym się w Dumbiego co tydzień – parsknął śmiechem.
– Ej, ej! – obruszył się Black. – Nawet sobie nie myśl, że kiedyś dorównasz mi w tej kwestii! Wymyśl sobie swój własny popisowy numer! Nie ma tak łatwo!
Potter wyciągnął przed siebie dłonie w geście obrony.
– Dobra, dobra piesku… Nie złość się już tak, bo dostaniesz zaraz ataku wścieklizny – rzucił z ironią.
Syriusz uderzył go w żebra, na co Remus przewrócił oczami. Gorzej niż dzieci. Jemu i Peterowi na całe szczęście w ramach kary nie przypadło nic związanego z lataniem. Chociaż oni również nie mogli narzekać. Bo przecież dla Lupina porządkowanie ksiąg w bibliotece było samą przyjemnością, zupełnie tak jak pomaganie w kuchni dla Glizdogona. Co jak co, ale tym razem im się upiekło.
Już mieli skręcić w kolejny korytarz, kiedy kilkanaście metrów za nimi drzwi przez które przed chwilą wyszli, ponownie się otworzyły. Profesor McGonagall stała w nich z zadowolonym uśmiechem na twarzy.
– Potter! – zawołała, a okularnik stanął i odwrócił się w jej stronę. – Proszę jeszcze na chwilę do mojego gabinetu.
Popatrzył po reszcie przyjaciół i przełknął głośno ślinę. To nie mogło skończyć się dla niego dobrze. Ruszył w stronę opiekunki swojego domu, starając przypomnieć sobie o co jeszcze mogło chodzić. I przypomniał to sobie w momencie, w którym przekroczył próg. Zbladł, a drzwi za nim się zamknęły.
Reszta zebranych rzuciła jeszcze jedno zdezorientowane spojrzenie w stronę miejsca, w którym przed sekundą zniknął James, a potem, po chwili zawahania, ruszyli dalej. Jeżeli McGonagall miała coś na Jamesa, to mogło to chwilę potrwać.
Loraine szła kilka kroków za resztą, jako iż jej plan unikania Remusa dalej był w trakcie realizacji. Za nic w świecie nie chciała, żeby doszło do ich konfrontacji, bo nie miała najmniejszego zamiaru wysłuchiwać jego przeprosin, ale świat w ostatnim czasie najwyraźniej obrócił się przeciwko niej, bo po kilku minutach Lupin zwolnił i zrównał z nią krok. Przeklęła w myślach i zaczęła z uwaga przyglądać się posadzce, po której stąpała. Kątem oka zauważyła jednak, że Lunatyk co chwilę zaciska i rozluźnia dłonie ze zdenerwowania. Nie wiedziała dlaczego, ale trochę ją to rozczuliło. Natychmiast jednak pozbyła się tego uczucia. Na jego miejsce pojawiło się rozdrażnienie.
– Mów co masz powiedzieć i miejmy to już za sobą – powiedziała nagle obojętnym głosem, nie odrywając wzroku od podłogi.
Remus nie mógł powiedzieć, że zaskoczyła go jej kontra. Właśnie tego się po niej spodziewał.  Odchrząknął i zaczął wykręcać sobie palce.
– Ja tylko… – zaczął i zamilkł na chwilę, nie wiedząc właściwie co dalej powiedzieć. – Chciałem cię przeprosić za to, co wczoraj zrobiłem. To było nieodpowiednie i nigdy nie powinno mieć miejsca.
– Czyli chcesz powiedzieć, że wcale tego nie chciałeś? – wypaliła od razu.
Ugryzła się w język trochę za późno. Czasami nawet ona nienawidziła siebie za swoją bezpośredniość i mówienie zawsze tego co myśli. Ale było już za późno, więc w końcu popatrzyła mu w oczy. Od razu zauważyła w nich zmieszanie wyraźnie jak to, że końcówki jego uszu przybrały lekko różowawy kolor.
– Nie… To znaczy… – zaczął się jąkać. – Ja…
Loraine westchnęła i przewróciła oczami.
– Dlaczego wszyscy zawsze tak bardzo lubią komplikować sobie życie? – pokręciła głową. –  Masz tylko dwie opcje. Albo chciałeś mnie wtedy pocałować albo nie. Wybór należy do ciebie.
Dopiero wtedy zauważyła, że Syriusz z Peterem gdzieś się ulotnili, a oni zostali sami. Nie podobało jej się to. Ani trochę. Ponownie skierowała swój wzrok na Lupina, który przyjął jej poprzednią postawę patrzenia się w podłogę. Kolor jego uszu zaczął podchodzić już pod czerwień i widać było, że walczy ze sobą o to czy powinien powiedzieć prawdę, czy też skłamać. Mimo, że ona doskonale znała już odpowiedź na to pytanie. Jego milczenie wszystko zdradzało. Syriusz miał rację.
– Rozumiem – powiedziała mając już dość czekania.
Chłopak wyrwał się z letargu.
– To nie tak jak myślisz… Ja…
Przerwała mu.
– Nic się nie stało. Zapomnijmy.
Aż na chwilę stanął w miejscu. Akurat takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Nie po niej.
– Mówisz poważnie? – spytał z podniesionymi brwiami.
Dziewczyna też się zatrzymała i popatrzyła na niego ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami.
– Czy ty masz mnie za kompletną idiotkę? – spytała z ironią. – Naprawdę wyglądam na kogoś, kogo tak bezkarnie i kompletnie z zaskoczenia można całować, a potem mieć nadzieję, że od razu o tym zapomni? Może mam napisane na czole „ Każdy napalony koleś może się na mnie rzucać, a ja nic sobie z tego nie zrobię” tylko o tym nie wiem? Co ty sobie w ogóle myślałeś, co?!
Zaskoczył go ten nagły wybuch wściekłości, mimo, że od początku było bardzo prawdopodobne, że tak to się właśnie skończy. Zaczął się nerwowo tłumaczyć.
– Spanikowałem i to było pierwsze co mi przyszło do głowy… Proszę, Loraine… – westchnął z rezygnacją. –  Wiem, że prawdopodobnie mnie teraz nienawidzisz i niczego nie oczekuję, ale błagam cię tylko o jedno… Wybacz mi. – Na jego twarzy widać było wyraźny ból. – Nie mogę normalnie funkcjonować z myślą, że mogłem cię w jakiś sposób skrzywdzić.
– Nie słyszałeś o tym co w zeszłym roku chciał mi zrobić Davies?! Mam ci przypomnieć? – Zaczynało się w niej gotować. – Dobrze! – Nie zwracała uwagi na to, że Remus kręci głową, chcąc powstrzymać ją przed mówieniem. – Otóż chciał mnie zgwałcić – powiedziała to bez mrugnięcia okiem. – Więc wybacz, jeśli wkurzam się, kiedy ktoś nagle zaczyna mnie z zaskoczenia całować. I ty nie jesteś w tej kwestii żadnym wyjątkiem.
Skończyła już tą rozmowę mimo, że widziała, że Lupin chciał coś odpowiedzieć, aby choć trochę poprawić swoją sytuację. Ona jednak nie chciała już tego słuchać. Odwróciła się i ruszyła w głąb korytarza.
– Za to Syriusz jest? – usłyszała jeszcze za plecami.
Nawet się nie zatrzymała.

~ ~ ~

Stała na schodach prowadzących do damskich dormitoriów i obmyślała w głowie najlepszy plan ucieczki. Miała założone ręce na piersi i nerwowo stukała w nie palcami. Zagryzła wargę i odwróciła się z zamiarem jak najszybszego powrotu do sypialni, ale kilka schodków za nią stała Dorcas, która pokręciła tylko głową, dając jej wyraźniej do zrozumienia, że nie ma już odwrotu. Musi to zrobić. Przeklęła siarczyście pod nosem, po czym wzięła głęboki oddech. Wraz z wydechem postawiła nogę na niższym stopniu, co oznaczało, że była o jeden krok bliżej samobójstwa, które miała zaraz popełnić. Bo przecież przyznanie się przed Jamesem Potterem do błędu, było jak strzelenie gola do swojej własnej bramki. Ale już trudno. Wystarczająco długo się już nad tym zastanawiała. Klamka zapadła.
Rzucając uprzednio jeszcze jedno pełne rozpaczy spojrzenie w stronę Meadowes, przeszła przez Pokój Wspólny Gryfonów i stanęła nad jednym z bordowych foteli ustawionych przed palącym się kominkiem. Zebrała w sobie odwagę i odchrząknęła.
– Po… Eeeee… James?
Krok numer jeden. Jeżeli chciała zbudować z nim jakąś zdrową relację musiała w końcu oduczyć się mówienia do niego po nazwisku.
James odwrócił wzrok od ognia, dalej siedząc w tej samej pozycji z łokciami opartymi na kolanach i z wyprostowanymi rękami. Wyglądał na lekko zdenerwowanego. Nie odezwał się.
– Możemy chwilę pogadać? – usiłowała powiedzieć to jak najbardziej przyjaznym głosem, ale nie była pewna w jakim stopniu jej się to udało.
Chłopak odwrócił od niej spojrzenie.
– Wybacz, ale jakoś nie mam teraz humoru…
Uniosła brwi z zaskoczenia. Nie tak to sobie wyobrażała. Sądziła raczej, że Potter będzie zachwycony, że sama do niego przyszła i na dodatek chciała z nim porozmawiać. Jak widać bardzo się pomyliła. Jak w ogóle mogła być taka głupia i myśleć, że wyjdzie z tego coś dobrego?! Pokręciła tylko głową nie mogąc uwierzyć, że naprawdę chciała to zrobić i ruszyła z powrotem tam, skąd przed chwilą przyszła.
– Lily, zaczekaj.
Zatrzymała się i pomału odwróciła w stronę Jamesa.
– Przepraszam – powiedział wzdychając.
Z niewiadomego powodu uderzyło ją to, z jaką łatwością wypowiedział on to słowo. Tak, jakby nie sprawiało mu żadnego problemu i było całkowicie normalne. To pewnie dlatego, że takie właśnie było dla każdego z wyjątkiem jej.
– Jasne, możemy pogadać – powiedział neutralnym tonem, który lekko ją zawiódł. Ale czego innego się spodziewała? Okrzyku radości?
Popatrzył na nią wyczekująco a ona się zmieszała. Przestąpiła z nogi na nogę i od razu skarciła się za to w duchu, bo musiała wyglądać przy tym jak jakaś płochliwa, mała dziewczynka. Natychmiast się więc wyprostowała.
– Może pójdziemy gdzieś, gdzie mniej dziewczyn chce wydłubać mi oczy za rozmawianie z tobą? – zasugerowała, wyczuwając na sobie przynajmniej kilka par oczu śledzących każdy jej najmniejszy ruch.
Po raz pierwszy dzisiaj zobaczyła na jego twarzy cień uśmiechu. Pokiwał głową i ramię w ramię ruszyli ku portretowi Grubej Damy. Tak, opuszczenie pomieszczenia pełnego fanek Pottera było bardzo dobrym pomysłem. Nie miała ochoty być później na ustach całego Hogwartu. Chociaż prawdopodobnie i tak ją to czekało, niezależnie od tego jak daleko pójdą.
James przepuścił ją w przejściu. Zanotowała sobie w myślach, że kultura chyba jednak nie była mu obca. Interesujące. W całkowitej ciszy ruszyli dalej. Lily szła odrobinę szybciej, odwracając się jednak co chwilę w stronę chłopaka, jakby sprawdzając czy dalej tam jest, czy może po cichu się od niej oddalił. Przemknęło jej przez myśl, że gdyby tak się stało, to przynajmniej miałaby to wszystko z głowy. Jednak nie miała wystarczająco szczęścia. Potter dalej za nią podążał.
Zatrzymała się dopiero kiedy doszli do końca korytarza. Stanęła koło małego okienka wychodzącego na jezioro i przez moment napawała się widokiem słońca zachodzącego za linię horyzontu, ale wiedziała, że nie może odwlekać tego w nieskończoność. Odetchnęła głęboko i odwróciła się w jego stronę, po raz kolejny tego dnia wykręcając sobie palce u rąk.
– Więc o czym chciałaś pogadać? Nie mów mi tylko, że znowu jesteś na mnie zła za coś czego nie zrobiłem, bo to już będzie za dużo jak na jeden dzień… – przeczesał sobie dłonią kruczoczarne włosy, zostawiając na nich jeszcze większy nieład niż ten, jaki panował tam do tej pory.
Zauważyła kolejny fakt. Był nawet całkiem przystojny. To również było bardzo interesujące.
Wciągnęła do płuc duży haust powietrza. Jak nie teraz to nigdy.
– Chciałam cię przeprosić – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
Chłopak uniósł wysoko brwi.
– Chciałaś co? – Chyba się przesłyszał.
Jęknęła cicho.
– Błagam, nie każ mi mówić tego ponownie…
– Naprawdę nie sadziłem, że doczekam się kiedyś dnia, w którym Lily Evans wypowie w moją stronę to magiczne słowo. Nie wiedziałem nawet, że istnieje ono w twoim słowniku.
Uderzyła go w ramię.
– Już się tak nie ciesz. Więcej się to nie powtórzy. Ale jak tak bardzo ci się to nie podoba, to spoko, zawsze możemy o tym zapomnieć…
Wyciągnął dłonie przed siebie w geście obrony i roześmiał się lekko.
– Nie, nie… Nigdy w życiu. Tylko poczekaj chwilę… Nie ruszaj się – polecił i zaczął lustrować ją swoimi orzechowymi oczami. – Muszę dobrze zapamiętać tą chwilę.
– Jesteś niemożliwy – przewróciła oczy z frustracji. – Widzę, że wrócił ci już humor.
Puścił jej oczko.
– Jak zawsze przy tobie…
– O, patrzcie tylko! I jeszcze zacząłeś się do mnie odzywać? – Nie kryła zdziwienia. – No normalnie nieprawdopodobne.
Wzruszył tylko ramionami.
– Już chyba za długo byłem na ciebie wkurwiony i samo jakoś przeszło… Ale nie przeszkadzaj sobie. Przepraszaj mnie dalej. To jak muzyka dla moich uszu…
Policzyła w myślach do pięciu, żeby przypadkiem zaraz nie wybuchnąć. Na szczęście pomogło, bo w innym przypadku skończyłoby się to pewnie tak jak zawsze.
– Już sobie nie schlebiaj i nie myśl, że będę się przed tobą płaszczyć… Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam za to, że lekko się zdenerwowałam po tym jak przegrałam tamten głupi zakład – zignorowała jego uniesione brwi na słowo lekko.
Zauważyła też, że tym razem słowo przepraszam przyszło jej z większą łatwością. Jak widać dość szybko się uczyła. Tylko żeby przypadkiem nie weszło jej to w nawyk.
– Pomijając to, że dalej sądzę, że wygrałeś go nieuczciwie, to chyba jestem ci winna tą nieszczęsną randkę… – skrzywiła się wypowiadając te słowa na głos. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę to powiedziała.
Jego oczy w ułamku sekundy otworzyły się szeroko, a twarz natychmiast rozpromieniała. Jego braku humoru nie widać już było w ogóle. Po chwili pojawił się jednak cień podejrzliwości. Nie znał jej w końcu od wczoraj. Spojrzał na nią uważnie próbując wyczuć jakiś podstęp, żart, czy coś w tym stylu.
– Czekaj, czekaj… Bo nie wiem już czy się teraz ze mnie nabijasz, czy co… – zmrużył lekko oczy patrząc na nią. – Mówisz poważnie? Serio proponujesz mi randkę? Ty mi? – uniósł brwi.
– Nie podniecaj się tak, bo zaraz zacznę żałować, że w ogóle do ciebie podeszłam – przewróciła oczami. – Za dwa tygodnie jest wyjście do Hogsmeade. Może być?
Błysnął w jej stronę śnieżnobiałymi zębami.
– Nawet nie wiesz jak – odparł wyraźniej uradowany. – Nie pożałujesz Rudzielcu – puścił jej oczko.
Pokręciła tylko głową i ruszyła w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego, nawet na niego nie czekając.
– Szczerze w to wątpię, no ale niech ci będzie… – rzuciła jeszcze idąc.
Po chwili się jednak zatrzymała i odwróciła się w stronę chłopaka.
– Dlaczego nie miałeś wcześniej humoru? – Sama nie wiedziała dlaczego była tego aż tak ciekawa.
James zmarkotniał.
– Pamiętasz naszą kłótnię na Transmutacji kilka tygodni temu? – Pokiwała głową, nie rozumiejąc za bardzo do czego dążył. – No więc za numer z Dumbledore’m McGonagall wywaliła mnie z jej zajęć, co oznacza, że moja kariera aurora jest pogrzebana.

~ ~ ~

Słońce już dawno schowało się za linią horyzontu, a na niebie królował niemalże okrągły księżyc w towarzystwie kilku gwiazd i ciemnych chmur, kiedy jasnowłosy chłopak wyszedł z zamku i skierował się w stronę Zakazanego Lasu. Kilka minut później dotarł już do miejsca, w którym polana stykała się z linią drzew, i kilkanaście metrów dalej dostrzegł postać ubraną na czarno. Bez wahania ruszył w jej kierunku. W końcu to z nią miał się tutaj spotkać.
Odchrząknął kiedy znalazł się kilka kroków od niej, a blondwłosa dziewczyna odwróciła się w jego kierunku.
– Masz to, co mi obiecałaś? – spytał bez zbędnych ogródek.
Jego towarzyszka popatrzyła na niego z lekką nieufnością, po czym sięgnęła do wnętrza swojej szaty. Wyciągnęła z niej małą kopertę i podała ją chłopakowi, który natychmiast ją chwycił i schował do tylnej kieszeni swoich jeansów.
– Trzymaj się planu, to dostaniesz więcej informacji. Masz sprawić, że będzie cierpieć.
Pokiwał głową i ruszył z powrotem ku wrotom zamku. Nie zauważył nawet, kiedy kilka metrów od niego przebiegł duży, czarny pies.



___________________
Hej! <3
Jak czujecie się z tym, że przez najbliższe dwa miesiące nie musimy robić nic innego jak czytać, oglądać seriale i spać do południa? Bo ja fantastycznie! :) Tak w ogóle to ostatnio zaczęłam oglądać Grę o tron i jestem już na 5 sezonie! Niesamowicie się wciągnęłam! Niedługo będę już na bieżąco, więc śmiało możecie polecić mi jakiś nowy serial! No bo w końcu wakacje! :) Pomijając PLL, TVD, TO i The 100 bo z tymi jestem na bieżąco :) A Glee i Gossip Girl już obejrzałam...
Dzisiaj nie będę Was zamęczać narzekaniami, czy przeprosinami za to, że rozdział jest tak późno. Nie psujmy sobie tego pięknego dnia! Btw u Was też jest tak straaasznie gorąco? 
Napiszę tylko, że rozdział sprawdzony tylko pobieżnie i tak, wiem, że pisałam to samo pod poprzednim i jeszcze poprzednim postem, ale jako, że rozpoczęły się wakacje, to tym samym będę miała więcej czasu i w końcu zabiorę się za ich gruntowne sprawdzenie i odpowiedzenie na Wasze komentarze! 

Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i spodobało Wam się to, co przeczytaliście! :)
Jak zwykle czekam na komentarze, które sprawiają mi tyle radości, że nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy!

Ściskam mocno i całuję! :*
Wasza Veriatte

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czeeść! ;3

      Przepraszam, że komentuję dopiero dzisiaj, ale wczoraj już nie dałam rady. Siedzenie na apelu przez godzinę jak w saunie, nie wpłynął na mnie dobrze. Dodatkowo, jakże kochani nauczyciele, przynieśli wiatrak, JEDEN wiatrak na blisko 150 osób z rocznika, to zamiast postawić go na środku, żeby chociaż trochę powiało na nas, to nie... Oni ustawili go na siebie. Wredni hipokryci!

      Jak tylko zobaczyłam wiadomość, że dodałaś rozdział, to momentalnie na twarzy wykwitł mi wielki uśmiech. Normalnie taki banan, jak chłopakom, przed żartem. Uwielbiam Twoje rozdziały! <3

      Tym żartem Huncwoci przeszli samych siebie. Takiego rozwoju wydarzeń to się nie spodziewałam. Naprawdę świetny pomysł mieli. Fajnie wymyśliłaś całe wydarzenie i miło, że Dumbledore tak pozytywnie przyjął cały żart. Strasznie spodobała mi się wypowiedź bodajże Jamesa, że teraz McGonagall i Dumbledore będą mieli ciche dni. To w sumie tak bardzo by pasowało do naszej ukochanej wicedyrektorki.

      Smutno mi trochę z sytuacji Remusa, bo widać, że zależy mu na Loraine. Jednak, że kocham Remusa, to teraz skrycie się cieszyłam, kiedy dała mu "kosza". W końcu Loraine i Syriusz to para idealna! <3 Ubóstwiam ich i bardzo kibicuję. Hhihihi, nawet Remus widzi, że coś jest na rzeczy z Syriuszem *o*

      Lily poszła przeprosić Jamesa! Woooooow! Normalnie chyba koniec świata się zbliża! To było takie słodziutkie, kiedy wyszli i ona go przeprosiła <3 Dodatkowo, zaprosiła go na randkę! Omomomommoommoom <3 W wyobraźni widziałam minę Jamesa, kiedy mu prawie gały wyszły na to stwierdzenie, hihih <3 O matko, już się nie mogę doczekać, co też James wymyśli! Mam nadzieję, że zmieni tym pogląd Lily na siebie. Jily, Jily, Jily się kroi! ^^

      Ten ostatni fragment był taki intrygujący, ale i zarazem przerażający. Aż mi ciarki przeszły po plecach! Kim byli ci ludzie? Kto ma cierpieć? Czy tym psem był Syriusz? O co tutaj chodzi? Tyle pytań na raz! Tylko czekać na odpowiedzi.

      Och! Gra o tron to życie! Mama mnie namówiła do obejrzenia i nie żałuję, że zaczęłam. Pokochałam tę serię całym sercem! Tyrion jest moim bogiem! No i Jaime i Sam! <3 Moja trójeczka bóstwa! <3 Ale Tyrion się nad nimi wywyższa XD
      PLL staje się coraz bardziej naciągane, ale ze względu na Hannę, stwierdziłam, że muszę obejrzeć kolejny sezon. I oczywiście Hanleb moim życiem i dla ich oglądam głównie jeszcze ten serial.
      A co do TVD, to nie dałam rady dokończyć tego serialu. Zatrzymałam się w połowie 5 sezonu i dalej już nie pociągnęłam. Zabrali mi Alarica w pewnym momencie, zabrali mi Katherine i zarąbali mi najlepszego ze wszystkich - Klausa! I tutaj szala się przelała i skończyłam oglądać. Dodatkowo Elena mnie tak irytowała, ten jej braciszek i głupia Bonnie!
      The Originals też próbowałam, ale no cóż Davina była tak irytującą babą, że nie dałam rady. Nawet dla Klausa...
      A the 100 pokochałam całym sercem! Zaczęłam go oglądać gdzieś dwa tygodnie temu i w niecały tydzień obejrzałam całość i czekam na kolejny sezon! Oczywiście Bellamy moim bogiem, hhaha <3 No i szip Bellarke <333

      Co do polecanych seriali to mogę Ci z ręką na sercu polecisz Teen Wolfa! <3 Najlepszy, ale to najlepszy serial jaki w życiu obejrzałam! Perełka nad perełkami! Jak już zaczniesz to nie przestaniesz i mogę zagwarantować, że pokochasz ten serial całym sercem! Mimo wszystkich szipów jakie mam, to właśnie Stydia jest najwyżej w rankingu! <3 Polecam i jeszcze raz polecam Teen Wolfa!
      Polecam również Lucifera, Once upon a time. Mam zamiar obejrzeć też The Flash i Supernatural, bo słyszałam bardzo dobre opinie o nich. O! i podobno The Walking Dead też jest genialne!

      To co czekam na rozdział i życzę weny!
      Pozdrawiam, Livv {dryfujaca-lilia.blogspot.com}

      Usuń
  2. Jestem zachwycona nowym rozdziałem i nie mogę się doczekać nowego, tylko proszę cię nie każ nam czekać na niego długo.
    Żart chłopaków był genialny, nawet Fred i George by czegoś takie nie wymyślili. Brawo za kreatywność.
    Jestem ciekawa co będzie dalej z Remusem i Loraine, mam nadzieję, że jakoś się to wyjaśnji.
    Nie mogłam uwierzyć, że Lili PRZEPROŚIŁA Jamsa i zgodziła się na randkę, coś mi się wydaję, że będzie to udana randka, albo zakończy się kłótnią, co nie byłoby fajne, ale u nich to norma.
    Czytałam dwa razy fragment kiedy Syriusz i Dorcas patrzyli sobie w oczy, to było takie urocze. Bardzo mnie nie pokoi ta końcowa scena, gdzie ktoś chce zaszkodzić prawdopodobnie Dorcas. Więc prosze nie każ nam długo czekać.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, kochana.
    Właśnie przeczytałam rozdział i w końcu nie przychodzę bardzo spóźniona :)
    Zacznę od początku, czyli od żartu Huncwotów. Spodziewałam się właśnie, że pod postacią Dumbledore'a w coś się przebiorą, no i proszę. Wyobraziłam to sobie bardzo szczegółowo i muszę stwierdzić, że to był pewnie niezapomniany widok dla wszystkich hogwartczyków :D. Dobrze, że dyrektor ma taki dystans do siebie i potrafił się z tego śmiać. I dobrze, że rozbawiło to nawet Lily, która wcześniej przyznała, że zaczyna lubić Jamesa. Aww.
    Spodobały mi się te spojrzenia Dorcas i Syriusza, bo widać, że coś już między nimi iskrzy.
    Dobrze, że Lily ma kogoś takiego jak Loraine, kto pokazuje jej, jak powinna się zachować i naprowadza na odpowiednią drogę. Dla Evans jej bezpośredniość jest zbawieniem, bo inaczej chyba nigdy nie przeprosiłaby Jamesa. Ale o tym potem.
    Dyrektor jest taki kochany, że dał im takie cudowne szlabany, ale McGonagall wyraźnie przegięła. Jak mogła to zrobić Jamesowi i to jeszcze z uśmiechem na ustach? Myślę, że przesadziła i mam nadzieję, że to do niej dotrze i pozwoli mu jednak chodzić na jej zajęcia.
    Co do rozmowy Loraine i Remusa. Mocno wkurzyłam się na L, bo potraktowała go naprawdę niesprawiedliwie. No, naprawdę. Rozumiem, że ktoś chciał ją zgwałcić i przez to teraz może się bać, ale w końcu Remus tylko ją pocałował, poza tym dobrze go zna i wie, że by jej nie skrzywdził. Ugh. Poza tym Lupin miał rację, że przy Syriuszu nie robiła takiej wielkiej dramy z tego powodu. Wtedy raczej bała się, że zepsują się ich relacje, a teraz wścieka się na Remusa. Merlinie, to takie niesprawiedliwe i szkoda mi go bardzo.
    Ale na szczęście zaraz potem był fragment Jily, który ostudził moja negatywne emocje :D Zastanawiałam się, dlaczego James nie ma humoru i co takiego wymyśliła McGonagall, ale tego się nie spodziewałam. Co za kobieta.
    W każdym razie ta rozmowa Jamesa i Lily była taka urocza. Cieszę się, że Evans go przeprosiła i umówili się na tę randkę, bo James na pewno na to zasługuje. Nie mogę się już jej doczekać. I mam nadzieję, że Lily pocieszy Jamesa po tym, co się stało.
    I ostatni fragment, który był dosyć tajemniczy. Czy to Alice? Ale kim był ten chłopak? Syriusz wszystko słyszał prawdopodobnie, więc powinniśmy się niedługo tego dowiedzieć.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam gorąco. Miłych wakacji i morza weny!
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam pytanie. Kiedy nowy rozdział? Pytam się, bo nie mogę się już doczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej mam pytanko czy prowadzisz jakiegoś bloga? Ponieważ szukam czegoś do czytania szukam dosłownie wszędzie :)

      Usuń
  5. Dopiero co wpadłam i szybciutko wszystko pochłonęłam! Czytało się naprawdę lekko, nowe wątki są bardzo interesujące.
    Szkoda mi Remusa, ale żeby była równowaga to cieszę się na randkę Jamesa! Nie mogę się jej doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejny rozdzieał ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Halo żyjesz? kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. Będziesz jeszcze tworzyć na tym blogu?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy blog o Zakonie Feniksa za czasów Huncwotów.
    Drama
    http://qwertzxcvb.blog.pl/7-syriusz-strach-stan-silnego-napiecia-emocjonalnego-pojawiajacy-sie-w-sytuacjach-zagrozenia-realnego-lub-wyimaginowanego/

    OdpowiedzUsuń

Napisz co Ci się podobało. Wytknij błędy. Podziel się odczuciami. To naprawdę pomaga, uwierz mi :)

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic Credit: X