Dorcas siedziała bez ruchu.
Chciała się poruszyć, ale była całkowicie sparaliżowana. Była pewna, że jeśli
chciałaby teraz wstać z miejsca, jej nogi odmówiłyby jej posłuszeństwa. Zaschło
jej w ustach i z trudem łapała kolejne oddechy. Nie zwracała uwagi na to, co
się wokół niej dzieje. Nie słuchała już dalszego przemówienia dyrektora i nie
spostrzegła się nawet kiedy rozległy się głośne brawa, a w Wielkiej Sali
zapanował tłok. Uczniowie zaczęli przeciskać się do drzwi, żeby jak najszybciej
znaleźć się w swoich dormitoriach. Prefekci starali się nie zgubić w tłumie
pierwszorocznych, którzy podążali za nimi ze strachem w oczach. Lily Evans i
Remus Lupin zdołali wydostać się w pomieszczenia i czekali teraz na szczycie
schodów na pierwsze piętro, aż zgromadzą się koło nich wszyscy nowi Gryfoni.
Huncwotów nie było nigdzie widać, więc pewnie przy użyciu jakiegoś ukrytego
przejścia, o którym nikt inny nie wiedział, siedzieli już w Pokoju Wspólnym.
Loraine Mersey była w połowie drogi między stołem a wyjściem, kiedy odwróciła
się do tyłu na siedzącą dalej Dorcas, która dalej trwała w bezruchu, a oczy
miała utkwione w jakimś punkcie, którego blondynka nie mogła dokładnie
zlokalizować.
– Dorcas?! – krzyknęła, ale ta
ani drgnęła.
Podeszła do niej i szturchnęła ją
lekko w ramię. Brunetka wyglądała jakby właśnie wybudziła się z jakiegoś
silnego transu. Nieobecnym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę pytającym
wzrokiem.
– Wszyscy już poszli – oznajmiła
– Idziesz?
– Nie… To znaczy tak. Tak. Idź
pierwsza, a ja zaraz przyjdę. Muszę jeszcze coś załatwić…
Loraine nie była przekonana.
Dorcas zachowywała się jakoś dziwnie. Coś było nie tak. Popatrzyła na nią
podejrzliwym wzrokiem, starając się wyczytać coś z jej twarzy, ale po chwili
zastanowienia postanowiła na razie odpuścić.
Pokiwała lekko głową nie spuszczając z niej wzroku, odwróciła się i
powoli zaczęła oddalać.
Dorcas odszukała w tłumie długie,
blond włosy i zobaczyła, że Alice Clark była już przy drzwiach w towarzystwie
reszty Ślizgonów. Wstała szybko z miejsca i ruszyła za nią, nie spuszczając z
niej wzroku. Potrąciła przy okazji jakiegoś młodego Krukona, których przez
przypadek wszedł pod jej nogi. Spojrzał na nią przestraszonym wzrokiem i szybko
pobiegł w stronę Sali Wejściowej. Nie mogła jej teraz zgubić. Po prostu nie
mogła. Po tylu latach nie mogła przepuścić okazji, żeby z nią porozmawiać.
Wyszła na korytarz i udała się w stronę zejścia do lochów, gdzie znajdowały się
dormitoria Ślizgonów. Wszyscy zdawali się gdzieś ulatniać, a kiedy zeszła po schodach,
na korytarzu została tylko ona i grupka uczniów idących kilkanaście metrów
przed nią, wśród których była też osoba, z którą koniecznie musiała teraz
zostać sam na sam. Przyspieszyła kroku.
– Alice!
Meadowes wykrzyczała imię
dziewczyny tak głośno, że była pewna, że Irytek usłyszał ją z drugiego końca
zamku, gdzie zapewne starał się wystraszyć wystarczająco przestraszonych już
pierwszaków. Blondynka jednak dalej szła przed siebie pewnym krokiem, nie
odwracając nawet głowy w jej stronę.
– Alice! – ponowiła próbę.
Dalej nic.
– Rosalie!
Blondynka zatrzymała się nagle,
jakby jej nogi zamieniły się w kamień, i odwróciła szybko głowę. Z jej twarzy
nie dało się nic wyczytać, ale przez ułamek sekundy jej oczy wszystko
zdradziły. Poznała ją. Naprawdę ją poznała. Przez dłuższą chwilę stały tak
naprzeciwko siebie i wpatrywały jedna w drugą, jakby próbując prześwietlić się
nawzajem na wylot. Kilka sekund później Alice powiedziała do swoich towarzyszy
kilka szybkich słów a ci zniknęli za rogiem rzucając w stronę Dorcas
podejrzliwe spojrzenia. Dziewczyna ponownie skierowała wzrok na brunetkę, ale
nie wykonała żadnego ruchu.
Dorcas miała nogi jak z waty. Nie
była w stanie zrobić nawet najmniejszego kroku. W jej głowie szalało tysiące
myśli i nie wiedziała, na której powinna się teraz skupić. Dopiero gdy
zorientowała się, że jej siostra nie ma zamiaru do niej podejść, odważyła się
powoli ruszyć w jej stronę. Zatrzymała się jakiś metr przed nią i teraz mogła w
końcu dokładnie się jej przyjrzeć. Brązowe oczy o identycznym odcieniu i
kształcie jak jej, wąski nos i pełne usta. Blizna na lewym policzku. Nie mogła
się pomylić. To musiała być ona. W oczach Dorcas zalśniły łzy szczęścia a na
twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Och Rosalie…
Zbliżyła się i chciała ją
uściskać, ale ta cofnęła się o krok z kamienną miną. Dorcas stanęła w miejscu.
Nie wiedziała co się dzieje. Spojrzała na nią, ale jej oczy zamieniły się w
stal.
– Nigdy więcej tak do mnie nie
mów, rozumiesz? – jej głos był oschły i zimny.
– Ale dlaczego Rosie? – spytała
łagodnie – Nie masz pojęcia jak bardzo się za tobą stęskniłam. Ja… Ja byłam
pewna, że ty… Że… – zatrzymała się na chwilę, po czym spojrzała na nią uważnie
– Co się właściwie z tobą stało? Gdzie byłaś przez te wszystkie lata? – spytała
przyciszonym głosem, jakby martwiła się, że ktoś może ich podsłuchiwać mimo, że
były tutaj same – Rosalie, powiedz mi, proszę…
– próbowała złapać ją za ręce, lecz ta natychmiast je cofnęła.
Obdarzyła ją takim spojrzeniem,
że Dorcas aż się wzdrygnęła.
– Nie zrozumiałaś co do ciebie
powiedziałam?! Nie nazywaj mnie Rosalie – każde słowo wypowiedziała powoli,
rozkazującym tonem i wyraźnie je akcentując – Tamtej dziewczynki już nie ma.
Zniknęła i nigdy nie wróci. Nie masz na co liczyć – uśmiechnęła się jadowicie a
brunetkę przeszył dreszcz – I zrób coś dla mnie – podeszła do niej wolnym
krokiem tak, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry – Nie zbliżaj się do
mnie – powiedziała z taką pogardą w głosie, jakby rozmawiała z kimś kogo co
najmniej się brzydzi.
Zmierzyła ją twardym spojrzeniem
wypranym z emocji i nie mówiąc ani słowa więcej odeszła. Gdy tylko zniknęła z
zasięgu wzroku Dorcas, po policzkach brunetki popłynęły łzy. To nie była jej
siostra… To niemożliwe. Rosalie jaką pamiętała była miła i zawsze uśmiechnięta.
Potrafiła ją pocieszyć i rozbawić. Były najlepszymi przyjaciółkami.
Lecz po tamtej dziewczynce nie
było już śladu. Rosalie, z którą przed chwilą próbowała porozmawiać była wobec
niej niewzruszona. To, że po tylu latach się spotkały zdawało się nie mieć dla
niej żadnego znaczenia. I jeszcze kazała jej się trzymać od siebie z daleka. To
przechyliło szalę… Gdy dotarł do niej teraz sens tych słów czuła, że jakaś jej
część rozpryskuje się na milion kawałeczków, których nigdy nie uda się ponownie
ułożyć w jedną całość. Wszystkie szczęśliwe chwile spędzone z siostrą
wyparowały z jej wspomnień i zostały zastąpione tymi słowami. „Nie zbliżaj się
do mnie.” To brzmiało tak, jakby Rosalie się jej wyparła. Przestała traktować
jak siostrę. Przestała być jej siostrą.
Dorcas oparła się o ścianę i
zjechała po niej na dół siadając na zimnym kamieniu. Próbowała jakoś się
uspokoić. Nie mogła wrócić w takim stanie do wieży. Lily i Loraine na pewno
jeszcze nie śpią a gdy zobaczą ją całą zapłakaną i z podpuchniętymi oczami będą
zadawać pytania, na które ona nie chciała odpowiadać. Nie chciała o tym
rozmawiać i wracać do przeszłości. Przez tyle lat była przekonana, że pogodziła
się z tą sytuacją, i że wszystko jest dobrze. Ale wystarczył jeden wieczór,
jedna chwila i jedna rozmowa żeby zburzyć całą równowagę, którą udało jej się
zbudować. Nie wiedziała co teraz będzie, ale była pewna jednego… Nie spocznie
póki nie dowie się co się tutaj naprawdę dzieje.
~ ~ ~
– Złoty znicz.
Portret Grubej Damy z cichym
kliknięciem odsłonił przed nią przejście do Pokoju Wspólnego, a ona
przekroczyła próg i weszła do środka. Stanęła w miejscu. Nie tego się
spodziewała. Wieża Gryffindoru wyglądała zupełnie inaczej niż każdego
poprzedniego pierwszego września. Pomieszczenie wydawało się być dwa razy
większe niż w rzeczywistości i znajdowało się w nim pełno ludzi, którzy
umiejętnie zajmowali każdą wolną przestrzeń. Stoły, które przesunięto pod
ścianę uginały się pod ciężarem jedzenia i napojów, które na nich poustawiano.
Zaczynając od pasztecików dyniowych kończąc na piwie kremowym i jakimś
niezidentyfikowanym napoju, który był nalany do wielkiej misy. Dorcas mogła się
założyć, że Syriusz użyczył swojego zapasu Ognistej Whisky aby dodać go do
ponczu i tym sposobem zagwarantować kolegom dobrą zabawę. Impreza trwała już z
najlepsze mimo, że Uczta Powitalna zakończyła się niecałą godzinę wcześniej.
Muzyka zdawała się wypływać prosto ze ścian, a tańczący do niej uczniowie
najwyraźniej nie wiedzieli co znaczy słowo zmęczenie. Widać było, że wszyscy
świetnie się bawili. Część Gryfonów wywijała na parkiecie, część stała wokół
stołów, a reszta rozsiadła się na kanapach oraz fotelach rozmawiając i śmiejąc
się z innymi, popijając przy tym z kuflów.
Brunetka przecisnęła się pomiędzy
uczniami i po chwili znalazła się po drugiej stronie pomieszczenia, na
stopniach prowadzących do dormitoriów żeńskich. Nie miała ochoty uczestniczyć
dzisiaj w żadnej imprezie, nawet jeśli odbywała się ona kilka chodów od jej
łóżka. Rozejrzała się jeszcze po pokoju w poszukiwaniu Lily i Loraine, a kiedy
je zobaczyła ruszyła w ich stronę, żeby powiedzieć, że jest zmęczona i idzie
się położyć.
Kiedy wracała już z powrotem, po
tym jak zagwarantowała przyjaciółkom, że tak, wszystko z nią w porządku i nie,
nie chce im o niczym powiedzieć, marzyła tylko o tym, żeby być teraz sama i móc
spokojnie pomyśleć o tym co się wydarzyło. Jednak najwyraźniej nie dane było
jej to zrobić, bo kilka metrów od klatki schodowej pojawił się przed nią nie
kto inny jak Syriusz Black z kuflem pełnym kremowego piwa.
– Napijesz się? – spytał
uśmiechając się do niej w jego charakterystyczny huncwocki sposób.
Przewróciła zniecierpliwiona
oczami.
– Nie mam nastroju Black, więc
lepiej zejdź mi z drogi i idź pozatruwać życie jakiejś naiwnej piątoklasistce…
Miała zamiar odejść, ale chłopak
zagrodził jej drogę.
– Widzę, że zmiana klimatu ma na
ciebie zły wpływ Meadowes… No chyba, że to zespół napięcia przedmiesiączkowego…
– powiedział unosząc jedną brew.
– Normalnie zaczęłabym się
zastanawiać skąd ty znasz takie trudne i fachowe pojęcia, ale dzisiaj naprawdę
nie mam na to ochoty, więc dla swojego własnego dobra już idź.
– Faktycznie jesteś jakaś
nerwowa… – pokręcił głową cmokając – Tym bardziej myślę, że powinnaś się napić.
Dorcas spojrzała nieufnie na
napój, który trzymał w prawej ręce. Alkohol
może pomóc pomyślała. Pomóc chociaż na chwilę oderwać się od myśli
związanych z dzisiejszymi wydarzeniami. Pozwolić zapomnieć o słowach, które
usłyszała od siostry. Sprawić, że przez jakiś czas ból, który czuła głęboko w
sercu gdzieś się ulotni. Nie myśląc o żadnych skutkach ubocznych wzięła od
Blacka kufel, a na jego twarzy pojawił się uśmiech triumfu. Popatrzyła na niego
spod przymrużonych oczu.
– Jedną kolejkę i ani grama
więcej – ostrzegła na co odpowiedział jej kolejnym uśmiechem.
Nim jednak zdążyła się obejrzeć
jedna kolejka zamieniła się w dwie, i z każdą chwilą ilość wypitych przez
brunetkę wysokoprocentowych płynów wzrastała w niebezpiecznym tempie. Alkohol
rozszedł się po całym jej ciele i krążył w żyłach. Czuła gorąco, ale nie
przejmowała się tym. Nie pamiętała dokładnie momentu, kiedy przenieśli się na
jedną z bordowych kanap, a piwo zamienili na coś znacznie mocniejszego. Syriusz
równie mocno wstawiony jak ona, polewał im do szklanek Ognistą, którą przechylała
lekko się przy tym krzywiąc. Nie protestowała kiedy oddalił się od niej, a
chwilę później powrócił z kolejną butelką, która czekała tylko aż ktoś ją
opróżni. W głowie jej wirowało, ale nie chciała przestawać. Wszystko wydawało
się nie mieć znaczenia, a na samą myśl o tym, jak bardzo przejmowała się całą
sprawą z Rosalie chciało jej się śmiać. Co z tego, że wróciła? Co z tego, że ma
ją gdzieś? Co z tego, że nie jest już tą samą osobą, którą była kiedyś? W
przypływie chwili wstała, podpierając się o ramię Blacka i wspięła na pobliski
stół potrącając przy tym nogą kilka szklanek, które spadły na ziemię i rozbiły
się na małe kawałeczki. Wszyscy spojrzeli na nią, nie wiedząc co się dzieje.
Dorcas zachwiała się lekko, ale po chwili odzyskała równowagę i zaczęła się
głośno śmiać, sama nie wiedząc z czego.
– Chcę wznieść toast!
~ ~ ~
Lily stała oparta o ścianę z
rękami założonymi na piersi i z obrzydzeniem w oczach wpatrywała się w Jamesa i
Marlenę, którzy nie zwracając żadnej uwagi na ludzi wokół nich, siedzieli na
fotelu i przylegali do siebie tak bardzo, że Evansówna miała wrażenie, że
zaczną się zaraz nawzajem rozbierać. Zbierało jej się na mdłości i czuła, że
jeżeli w następnej sekundzie nie znajdzie sobie lepszego obiektu, któremu
mogłaby poświęcić całą swoją uwagę, to naprawdę będzie musiała udać się do
łazienki. Niestety, jak na złość, Loraine siedziała kilka metrów dalej,
rozmawiając ze swoimi znajomym z drużyny, a Dorcas poszła już do dormitorium.
Rozejrzała się więc po pokoju i
zobaczyła całą masę pijanych Gryfonów, którzy nie zdawali sobie chyba sprawy,
że rano będą musieli zjawić się na
zajęciach. Ale to nie była już jej sprawa. Była Prefektem Naczelnym, ale nie
byłaby taka podła, żeby zakończyć imprezę, którą zorganizowali jakby nie
patrząc jej znajomi z jednego roku. Huncwoci chcieli „dobrze rozpocząć ich
ostatni rok”, choć Lily miała wrażenie, że połowa z nich nie miała z tym nic
wspólnego. Wbrew wszystkiemu co inni o niej myśleli, nie była taka sztywna i
kurczowo trzymająca się zasad. Faktem było, że nie lubiła łamać szkolnego
regulaminu, ale czasami jej się to jednak zdarzało, a dobrze bawić lubiła się
tak samo jak wszyscy inni. Co prawda według jej definicji dobra zabawa
przedstawiała się nieco inaczej, bo nie bawiło jej upijanie się w trupa tak,
żeby następnego dnia nic nie pamięć i zastanawiać się co takiego się zrobiło.
Wychodziła z założenia, że wszystko jest dla ludzi tylko trzeba przy tym
zachować odpowiedni umiar.
Doskonale pamiętała jednak
ostatni raz, kiedy dała się ponieść przez alkohol. Było to zaledwie kilka dni
temu, na imprezie mającej być „dobrym zakończeniem” wakacji, odbywającej się w
Dolinie Godryka w domu Jamesa i Syriusza. Nie miała zamiaru w ogóle się tam
zjawiać, ale nie miała szans na wygraną z Dorcas i Loraine, które mówiły o niej
od co najmniej tygodnia. Od początku była więc na straconej pozycji. Nie było
nawet aż tak źle jak się spodziewała, dopóki nie znalazła się z Potterem sam na
sam i nie wiedzieć kiedy, ich usta nagle się połączyły.
Wszystko zaczęło się od tego, że
pod koniec szóstej klasy Lily zaczęła dostrzegać w chłopaku pewnie zmiany,
których nie widziała nigdy wcześniej i w pewnym stopniu można było powiedzieć,
że się do niego przekonała. Dlatego też nie odtrąciła go tamtego wieczoru i nie
była pewna, czy zrobiłaby to gdyby nie przerwała im McKinnon. Potem okazało się
jednak, że James okłamał Lily, mówiąc o zerwaniu z Marleną podczas gdy dalej
byli razem i zrozumiała, że się myliła. Potter był dokładnie taki sam jak
zawsze. Kiedy dzisiaj rano wrócił do ich przedziału z blondynką uwieszoną na
jego ramieniu i oznajmił wszystkim, że się pogodzili, Rudowłosa nie mogła
uwierzyć w to co słyszy. Nie minęły nawet dwie godziny odkąd na peronie
gwarantował jej, że Marlena jest dla niego nikim a tu proszę… Szczęśliwy powrót
kochanków. Na samą myśl Lily ponownie zrobiło się niedobrze. Nie wiedziała, że
można być aż tak bardzo zakłamanym, fałszywym i aroganckim jak on, ale jak
widać świat lubił zaskakiwać ją na każdym kroku.
Z jakiegoś powodu ponownie
spojrzała w stronę obściskującej się pary i wtedy napotkała wzrok Pottera,
który stał tuż przed nią.
– Potter! – krzyknęła
wystraszona.
– Tak słonko? – odpowiedział ze
słodkim uśmiechem na ustach.
– Jesteś obrzydliwy – spojrzała
na niego z pogardą, kiedy już się uspokoiła – Mam ci przypomnieć, że masz
dziewczynę?
James obejrzał się do tyłu na
Marlenę.
– To raczej wolny związek, więc
nie masz się czym martwić... Nie musisz się krępować. – uśmiechnął się z
błyskiem w oku.
– Och co za ulga – odetchnęła –
Czyli twoja dziewczyna nie obrazi się, kiedy zrobię tak? – zbliżyła się do
niego i przejechała grzbietem dłoni po jego ramieniu.
Pokręcił głową.
– Nie sądzę – odpowiedział.
– A tak? – przeniosła rękę na
jego klatkę piersiową, a on się uśmiechnął.
– Nie.
Lily przybliżyła twarz do jego
twarzy tak, że dzieliło je zaledwie kilka centymetrów i wyszeptała prosto w
jego usta:
– A tak?
Pokręcił lekko głową patrząc jej
w oczy, a ona wspięła się na palce i przyłożyła wargi do jego ucha.
– Jesteś żałosny – prychnęła i
pokręciła głową.
– A było tak miło... – James nie
tracąc pewności siebie przeniósł swoją rękę na ścianę za nią – Nie musisz bać
się co pomyślą inni, bo oboje doskonale wiemy, że tylko o to zawsze ci
chodziło. Zachowam to w tajemnicy – mrugnął do niej.
– Twoja głupota nigdy nie
przestanie mnie zaskakiwać... – powiedziała z uznaniem – Myślałeś kiedyś żeby
na tym zarabiać? Niedowartościowani ludzie mogą do ciebie przychodzić, a po
wizycie, kiedy zrozumieją, że jednak może być jeszcze gorzej, będą zupełnie
innymi osobami.
– Milutka jak zawsze – uśmiechnął
się ironicznie.
– Do usług...
Ta rozmowa powoli przestawała ją
bawić, więc podjęła decyzję, że pójdzie w ślady Dorcas i już zamierzała opuścić
Pottera i całe towarzystwo, kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę, która zamiast
być w ich dormitorium, stała teraz na stole chwiejąc się niebezpiecznie ze
szklanką w ręce. Wiedziała już, że jest źle. Kilka razy widziała Meadowes w
podobnym stanie i za każdym razem kończyło się to tragicznie. Po alkoholu
zawsze jej odbijało, a szczególnie jeżeli w grę wchodziły duże ilości.
Podbiegła do niej szybko i pociągnęła za rękę próbując jakoś zwrócić na siebie
jej uwagę.
– Dorcas!
– Nie teraz – krzyknęła w
odpowiedzi – Proszę wszystkich o uwagę! Chciałabym wznieść toast! – zapadła
głucha cisza, a Dorcas uniosła w górę szklankę, w której znajdowała się spora
porcja whisky i ponownie się zachwiała – Za prawdę! Wypijmy za to, żeby każdy z
nas poznał wreszcie prawdę i za to, żeby zamienił więcej niż dwa zdania z
siostrą, która miała go głęboko w dupie przez całe dziewięć lat! Dziewięć lat!
A dziewięć lat to masa czasu, uwierzcie mi…
~ ~ ~
Obudził ją odgłos okna
uderzającego o framugę. Jęknęła. Głowa pulsowała jej tak mocno, że była pewna,
że zaraz wybuchnie. Otworzyła pomału oczy i zorientowała się, że jest w swoim
łóżku w dormitorium żeńskim numer dziewięć. Nie mogła sobie jednak przypomnieć
jak się tutaj znalazła. Tak naprawdę w ogóle nie pamiętała wiele z wczorajszego
wieczoru. Ostatnie czego była pewna to to, że piła razem z Blackiem na
imprezie. Zerwała się nagle, a ból w czaszce się nasilił. Złapała się obiema
rękami za skronie. Zauważyła, że jej współlokatorek nigdzie nie ma. Dlaczego
jej nie obudziły? Wstała z łóżka. Ubrała się w pospiechu, umyła twarz wodą i
nie rozczesując nawet włosów wybiegła z pokoju. Zbiegła po schodach i wpadła na
kogoś niemal się przewracając.
– Black!
Syriusz patrzył na nią swoimi
szarymi oczami.
– Meadowes… – zmierzył ją uważnie
wzrokiem – Widziałaś się dzisiaj w lustrze? Wyglądasz koszmarnie – skrzywił
się.
Nie przejęła się tą uwagą.
Chłopak był ostatnia osobą jaką pamiętała z wczorajszej imprezy i tylko on mógł
jej pomóc.
– Co się wczoraj stało? Pamiętam,
że siedzieliśmy tam – wskazała palcem na jedną z kanap – i… i piliśmy piwo
kremowe. Co było potem? – spytała roztrzęsionym głosem – Powiedz mi.
Syriusz przyjrzał się jej
uważnie, a ona nie wiedziała czego ma się spodziewać. Nagle zrobiło jej się
słabo i musiała podeprzeć się o zagłówek stojącego nieopodal fotela. Co jeśli
powiedziała wszystkim o Alice? Krew odpłynęła z jej twarzy. Nie. To nie mogła
być prawda… Nie mogłaby tego zrobić. Była pijana, ale chyba zachowała resztki
zdrowego rozsądku?
– Wzniosłaś toast. – zaczął powoli
– Mówiłaś coś o prawdzie i jakiejś siostrze? Nie pamiętam już. I o dziewięciu
latach… Powtórzyłaś to jakieś trzy razy. – parsknął śmiechem – Gadałaś od
rzeczy, więc faktycznie musiałaś być kompletnie zalana… Evans próbowała ci
przerwać i zaprowadzić do dormitorium, ale ty nie chciałaś nigdzie iść. Dała
sobie spokój, wkurzyła się na mnie, że cię spiłem, a ty poszłaś gdzieś z
Danielem Roberts’em…
Wstrzymała oddech. Nie wiedziała
co mogła mu naopowiadać. Musiała go znaleźć i zapytać o czym rozmawiali zeszłej
nocy. Miała nadzieję, że nie postanowiła zwierzyć mu się ze swoich problemów
rodzinnych, co byłoby chyba najgorszą rzeczą jaką zrobiła w życiu. Pospiesznie ruszyła w stronę dziury pod
portretem, ale zatrzymał ją głos Blacka.
– Ej, Meadowes! – spojrzała na
niego – Jeżeli cię to jakoś pocieszy, to naprawdę dobrze się z tobą wczoraj
bawiłem.
Wsadził ręce do kieszeni i
uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu tym samym po czym wyszła z
Pokoju Wspólnego.
Profesor McGonagall rozdawała
właśnie swoim uczniom ich tegoroczne plany zajęć kiedy Dorcas wpadła do
Wielkiej Sali. Zadziwiające było to, że po nikim nie było widać, że zeszłej
nocy w Wieży Gryffindoru odbywała się jakakolwiek impreza. Zaczęła się
zastanawiać czy Potter i Black nie dawali wszystkim na odchodne jakiegoś
eliksiru na kaca czy czegoś podobnego, ale po chwili zrozumiała, że ma
ważniejsze sprawy do załatwienia niż rozmyślanie o tym. Podeszła do miejsca gdzie siedziały Lily i
Loraine.
– Zabierz ode mnie moją różdżkę,
bo zaraz zrobię im krzywdę. – powiedziała Rudowłosa patrząc na siedzących kilka
metrów dalej Jamesa i Marlenę.
– Zazdrosna? – zaśmiała się
blondynka.
Lily zakrztusiła się sokiem
dyniowym, który właśnie wzięła do buzi. Odkaszlnęła kilka razy. Jej twarz
przybrała kolor dorodnej piwonii co mogło być spowodowane tylko dwiema
rzeczami. Albo była wściekła, albo zawstydzona. W tym wypadku było to raczej
pierwsze z nich.
– NIE jestem zazdrosna! –
oburzyła się i spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem – Po prostu takie widoki
powinny być zabronione w miejscach gdzie ludzie próbują jeść. „Och James jak ty
cudownie smarujesz tego tosta dżemem… – zaczęła mówić piskliwym głosem,
idealnie naśladując McKinnon – To jest takie seksowne. Mógłbyś to zrobić
jeszcze raz?” – zatrzepotała rzęsami, a potem wykonała ruch jakby zbierało się
jej na wymioty.
Dorcas zaśmiała się, na co obie
dziewczyny odwróciły się do tyłu.
– O proszę kto już wstał –
zakpiła z uśmiechem blondynka – Po tym jak wczoraj zabalowałaś obstawiałyśmy,
że nie wyjdziesz z łóżka przez co najmniej tydzień…
– Nic nie mówcie – powiedziała ze
wstydem w głosie – Już nigdy nie tknę alkoholu.
Dziewczyny parsknęły śmiechem.
Dorcas dziękowała w duchu, że nie są na nią wściekłe, bo nie była pewna czy
dałaby radę naprawić jeszcze to. Miała już na głowie całą tą sprawę z Rosalie i na dodatek jeszcze
Daniela, a był dopiero drugi dzień szkoły.
Wszystko się popsuło. To miała
być idealny ostatni rok w Hogwarcie. Miała dobrze się bawić, wykorzystywać
ostatnie chwile przed wejściem w prawdziwe życie i zmierzeniem się z poważnymi
problemami. Ale to wszystko zostało perfekcyjnie zniszczone, a cały jej plan
wziął w łeb, bo nagle ni stąd ni zowąd w drzwiach Wielkiej Sali pojawiła się
jej siostra. Potem, na domiar złego postanowiła to wszystko odreagować z czego
wynikło jeszcze więcej problemów. Nie wiedziała jak zdoła to wszystko udźwignąć
na swoich siedemnastoletnich ramionach.
– Naprawdę bardzo was
przepraszam… Nie planowałam tego. – zaczęła się tłumaczyć – Chciałam iść do
dormitorium, ale wtedy Black namówił mnie na piwo i potem nie mogłam już nad
tym zapanować. Wiem, że próbowałyście mnie stamtąd wyciągnąć a ja…
Lily jej przerwała.
– Nie chcę się kłócić. Co było to
było. Poza tym… najgorsze dopiero przed nami. Pierwsze zajęcia mamy ze
Ślizgonami… – powiedziała z kwaśną miną.
To przypomniało Dorcas, po co tak
naprawdę tutaj przyszła.
– Widziałyście może Daniela? –
spytała – Roberts’a – dodała widząc ich miny – Muszę z nim porozmawiać.
– Masz na myśli tego wysokiego
kolesia z naszego roku? –spytała Loraine, a Dorcas pokiwała gorliwie głową.
Blondynka rozejrzała się po całej
sali i zatrzymała wzrok przy wyjściu.
– Dzisiaj jest twój szczęśliwy
dzień… – oznajmiła i wskazała na niego głową, a Dorcas od razu ruszyła w jego
kierunku.
Udało jej się go dogonić tuż
przed schodami na pierwsze piętro. Złapała ro za ramię, a ten popatrzył na nią
swoimi zielonymi oczami i uśmiechnął się szeroko. Był wysoki, dobrze zbudowany
i miał włosy w kolorze ciemnego blondu. Zaraz za Jamesem i Syriuszem był
trzecim najbardziej pożądanych Gryfonem.
– Proszę, proszę… Nasza mała
imprezowiczka.
Dorcas zaczęła się pomału denerwować.
Czy wszyscy postawili sobie dzisiaj za punkt honoru wypominanie jej
wczorajszych wydarzeń?
– Musimy pogadać.
Chłopak wyglądał na zmartwionego.
– Coś się stało?
Brunetka zastanowiła się chwile
nad tym jak powinna sformułować to pytanie, żeby zabrzmiało jak najmniej
dziwnie. Po chwili doszła jednak do wniosku, że to niemożliwe. W każdej wersji
będzie wyglądać na pijaczkę, której urwał się film. Odchrząknęła.
– Na imprezie… – zaczęła –
Rozmawialiśmy.
Skinął lekko głową.
– Mógłbyś powiedzieć mi co ci
wtedy mówiłam? – starała się mówić swobodnym tonem – Chcę tylko wiedzieć czy
nie naopowiadałam ci jakichś bzdur. Jak pewnie mogłeś się domyślić nie byłam
zbytnio pewna tego co mówię. – zaśmiała się nerwowo.
Daniel przyjrzał się jej
dokładnie jakby głęboko się nad czymś zastanawiając, a po chwili przybrał luźną
postawę i wzruszył ramionami.
– Nie przypominam sobie żebyś
mówiła coś dziwnego… Tylko to, że Charlotte Blake wygląda jak wywłoka, co w
sumie w pewnym stopniu było prawdą… – przyznał – Potem rozłożyłaś się na
kanapie i chyba zasnęłaś.
Kamień spadł jej z serca. Ulga
jaką poczuła była nie do opisania. Podziękowała chłopakowi i nie mówiąc już nic
więcej, bez żadnych podejrzeń, odeszła w drugą stronę zostawiając go z dziwnym
uśmieszkiem na ustach.
___________________
Hej wszystkim! :*
Witam Was pod drugim rozdziałem :) Nie wiem nawet jak mam Wam dziękować... Pod poprzednim dostałam tyle wspaniałych, cudownych i długich komentarzy, że teraz już chyba nie ma mowy o tym, że przestanę tu publikować. Za każdym razem jak tylko je czytałam, dostawałam takiego kopa do pisania jak nigdy wcześniej, a na mojej twarzy widniał ogromny uśmiech. Zaczynam myśleć, że założenie tego bloga było dobrą decyzją. Tak więc bardzo DZIĘKUJĘ <3
Co do rozdziału, to nie wiem co o nim myśleć... Nie mówię, że jest zły, bo w sumie nawet mi się podoba, ale mam wrażenie, że trochę mało się tutaj dzieje :/ Chciałam coś dopisać, ale doszłam do wniosku, że wpychanie czegoś na siłę jest zupełnie bez sensu... Taki był pierwszy plan tego rozdziału, więc tego się trzymałam. Mam tylko wątpliwości co do ostatniej sceny, ale opinię zostawię już Wam :) Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i nie przestaniecie śledzić tego opowiadania :)
Mam już napisane dwa kolejne rozdziały i mogę Was zapewnić, że tam dzieje się już o wiele więcej. Możemy więc uznać, że te dwa pierwsze są takie jakby wprowadzające :)
Zachęcam Was do komentowania i dodawania się do obserwowanych :D
Pozdrawiam i ściskam mocno!
Veriatte
Pierwsza? Chyba tak.
OdpowiedzUsuńŻal mi Dorcas. Własna siostra się do niej nie przyznaje, a raczej nie ma zamiaru się przyznawać. Uuuuu, coś czuję, że Lily jest jednak zazdrosna. Marlena coraz bardziej mnie wkurza. Gdzie Peter? Zdaje mi się, że nie jak na razie nie było o nim żadnej wzmianki. Nie żebym go lubiła, czy coś xD Ale nie narzekam. Rozdział dość krótki, ale ciekawy, było sporo akcji.
Czekam na następne.
Pozdrawiam, Heather
Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i cieszę się, że rozdział Cię zaciekawił :)
UsuńPozdrawiam,
Veriatte
Cześć,
OdpowiedzUsuńDziękuję, że poinformowałaś mnie o nowej notce, bo gdyby nie to to bym o wiele później tutaj trafiła.
Rozdział jest fenomenalny i jak tak dalej pójdzie Twój blog będzie już na samym początku w mojej ulubionej pierwszej piątce. To jak piszesz mnie zachwyca. Twój styl, opisy, można się rozpływać i właśnie to teraz robię. A jeśli chodzi o dialogi, z ręką na sercu stwierdzam, że mogę się uczyć od ciebie ich pisania. Są takie luźne, nienaciągane tak jak u mnie niestety nie jest. Naprawdę piszesz cudownie!
Tak mi przykro było, kiedy czytałam fragment o Dor i Alice albo może raczej Rosalie... Rany ta historia mnie urzekła i ogromnie zaciekawiła, bo z tego co zrozumiałam Ali zmieniła imię, tak? O kurcze, czekam niecierpliwie na rozwinięcie się akcji sióstr. Dor, właśnie taką ją uwielbiam w ff. Martwi się o innych, jest wrażliwa, ale i zarazem umie się bawić i szaleć bez umiaru. Bawiła się z Syriuszem! *o* Pewnie nie wiesz, ale ja jestem miłośniczką Doriusza! Uwielbiam ostatnio tą parę i pod względem rankingu ulubionych par w HP bije się z Jily o pierwsze miejsce. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieje, że planujesz połączyć kiedyś Syriusza i Dorcas, ale jak tego nie zrobisz to to przeboleje. Lily myśli o Jamesie, czyżby jednak mu tam na nim zależało. Wiem, że pewnie tak nie jest, ale żywię nadzieje, że ta iskierka zazdrości jest w Lily na widok Marleny i Jamesa, albo chociaż się pojawi. Syriusz dobrze bawił się w towarzystwie Dor *.* Oby ta relacja się dalej rozwijała w dobrym kierunku. Lily, oj, Lily jak zwykle się wściekła na wiadomość, że coś czuje do Jamesa, albo jest o niego zazdrosna. Uwielbiam te chwile! Wiesz, też mam u siebie bohaterkę Charlotte Blake :D Jak to czytałam to aż się zaśmiałam, że podobnie myślimy XD Chodź u Ciebie chyba jest ona tylko wspomniana, a u mnie jednak jest postacią ważną.
Podsumowując, bardzo mi się podobało i już nie mogę się doczekać kolejnej części! Życzę wodospadu weny i żeby nie sprawiała niespodzianek! Pozdrawiam cieplutko!
Panienka Livvi :*
Witaj :*
UsuńNie spodziewałam się nigdy, że komukolwiek może podobać się to jak piszę na tyle, żeby nazwać to fenomenalnym i cudownym. Twoje słowa o moich opisach i dialogach są tak wspaniałe i podbudowujące, że nie wiem nawet co mam na to napisać... Ujmę to więc tylko jednym słowem. DZIĘKUJĘ! Kiedyś miałam ogromny problem z opisami... W moich tekstach były tylko dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi pozbawione jakichkolwiek emocji, więc Twoja opinia tym bardziej jest dla mnie niezwykle ważna.
Tak, Rosalie zmieniła imię na Alice :) Cieszę się, że wątek jej i Dorcas cię zainteresował i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
Ja też uwielbiam Doriusza! Ale na razie nie zdradzę jakie mam co do nich plany :)
Mogę Ci zagwarantować, że zbieżność imienia i nazwiska Charlotte jest zupełnie przypadkowa! Nie przywłaszczyłam sobie Twojej postaci, bo wtedy nie miałam pojęcia o jej istnieniu... Po prostu jestem aktualnie na 5 sezonie Plotkary, gdzie Charlie/Ivy odgrywa ważną rolę i jakoś spodobało mi się jej imię... A nazwisko jakoś samo wpadło mi do głowy i chyba miało coś wspólnego z imieniem Blake Lively... Nie mam pojęcia dlaczego bo Sereny nienawidzę z całego serca. Chociaż może to dlatego? Bo mojej Charlotte też jakoś nie polubiłam XD
Jeszcze raz niezmiernie dziękuję Ci za fantastyczny komentarz :*
Pozdrawiam,
Veriatte
Nie jesteś jedyną, która nienawidzi Sereny. Ta laska działa mi mega na nerwy... Ja właśnie ostatnio skończyłam 6 ;D To za razem piękne i smutne, że się skończyło. Ale dobra nie będę Ci tu spamić, bo o GG mogę się rozpisać XD
UsuńZałożenie bloga było bardzo dobrą decyzją i się nad tym nie ma co zastanawiać! Przepraszam, że przychodzę z komentarzem tydzień po dodaniu rozdziału, ale po prostu tylko w weekend mam czas na czytanie blogów, które obserwuję. Już nie mówiąc o pisaniu!
OdpowiedzUsuńNie mam dzisiaj jakoś weny na komentarze i wszystkie wychodzą krótkie i takie mętne.. no nic!
Rozdział jak zwykle bardzo długi z dużą ilością opisów. Biedna Dorcas! To musiał być dla niej niezły cios, jestem bardzo ciekawa jej 'historii', co takiego się wydarzyło, co myślała, że się wydarzyło...
Jestem ciekawa jak przedstawisz Dorcas w dalszej części opowiadania, tutaj ciężko określić czy będzie żeńską wersją Syriusza, bo jej upicie można usprawiedliwić ciężką sytuacją i wydarzeniami z właściwie przed chwili, a nie z charakteru "zabawowej dziewczyny", no nie wiem... (mam tendencję do pisania tych trzech słów...) Dobrze, że jednak nie wygadała się po pijaku, nieciekawie mogłoby się to dla niej skończyć, skoro wszystko che tak trzymać w tajemnicy.Tym bardziej czekam na więcej Meadowes w opowiadaniu! :)
Ale świetne relacje Jamesa i Lily! Jestem ciekawa kiedy doszczętnie zrozumie, że jednak James się jej podoba, no ale mamy jeszcze cały rok przed sobą... „Och James jak ty cudownie smarujesz tego tosta dżemem…" <-- ten moment był taki gkbhghbdkh :D :D!
Skoro według Ciebie tutaj działo się stosunkowo mało, to jestem naprawdę zaciekawiona tym co może się wydarzyć w następnych rozdziałach!
Zaintrygowana:
~AleksandraOla
[http://james-i-lily-nasza-bajka.blogspot.com/]
Nie ma sprawy :) Sama wiem jak to jest nie mieć na nic czasu w tygodniu... Ta szkoła niedługo mnie wykończy. Już tęsknię za wakacjami i nic nie robieniem przez cały dzień...
UsuńTo, że Dorcas zaszalała tak z alkoholem jest spowodowane wydarzeniami z całego dnia, począwszy od tego, że zobaczyła swoją siostrę, której nie widziała przez prawie połowę swojego życia, a kończąc na rozmowie z nią i tym, że ta nie chce mieć z nią nic wspólnego. Musiała znaleźć sobie jakąś ucieczkę.
Niezmiernie miło mi słyszeć, że podobają Ci się relacje Lily i Jamesa :) Nie chciałam, żeby wyszły nienaturalnie, więc tym bardziej cieszę się z Twoich słów :D
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wspaniały komentarz :*
Veriatte
Hej, hej ;) Huncwoci, Jily- dwa słowa które sprawiły, że całkowicie uległam ;P Trochę zbyt imprezowo i alkoholowo, wolę umiar w stylu Rowling, ale jeżeli chodzi o love story to polecam wszystkim Jilowcom ;P
OdpowiedzUsuńNa miejscu Jamesa nie pozwoliłabym znowu omotać się Marlenie, w końcu to już OSTATNIA klasa, powinien być na każde skinienie Rudej! Z jego fatalną skutecznością w stosunku co do niej, wiedząc, że zostało mu tak mało czasu powinien być przerażony! ;P
W nagłówku Potter jest trochu przycięty na nosie co ujmuje mu uroku, poza tym jestem trochę zaskoczona, że właśnie w nagłówku masz Aarona (najlepszy James ever forever <3 ), a w bohaterach wstawiłaś Dylana :(
Poza tym, życzę powodzenia w blogowaniu ;* Widzę, że dopiero zaczynasz, ale masz świetny początek ;) W wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Hej :) Nie wiesz nawet jak miło mi Cię tutaj widzieć. Każdy nowy czytelnik, który poświęcił trochę czasu na przeczytanie moich wypocin powoduje, że cieszę się jak dziecko :D
UsuńMogę Ci zagwarantować, że podobna impreza nie wydarzy się w ciągu następnych kilku(nastu) rozdziałów, także nie musisz się o to martwić :)
James dał się wplątać w gierki Marleny, ale już nie długo wszystko w tej kwestii się rozwiąże :)
Zdaję sobie sprawę z tej niezgodności między szablonem a bohaterami, ale to dlatego, że ten szablon jest tylko tymczasowy, zanim złoże własne zamówienie :) A co do Aarona/Dylana... Kocham ich obu w roli Jamesa i prawdę mówiąc długo nie mogłam się zdecydować kogo umieścić w bohaterach, ale w końcu padło na Dylana. Ale śmiało możesz wyobrażać sobie mojego Jamesa jako Aarona :)
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i miłe słowa :* Jak tylko znajdę wolną chwile postaram się wpaść na Twojego bloga :)
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj zajrzysz :)
Pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Cześć :)
OdpowiedzUsuńRaz-dwa przeczytałam oba rozdziały i baaardzo mi się spodobały. Nie wiem, dlaczego nie trafiłam wcześniej na Twoje opowiadanie, bo nie dość, że piszesz o czasach Huncwotów, to jeszcze robisz to zgrabnie i bez przesady. Masz ładny styl, piszesz długaśne rozdziały, trzymasz się kanonu - czego chcieć więcej?
Podoba mi się, jak utrzymujesz równowagę pomiędzy humorem i beztroską a nutką tajemnicy w postaci siostry Dorcas. Bardzo jestem ciekawa, co mogło się wydarzyć i jak dalej poprowadzisz ten wątek.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witaj :*
UsuńBardzo mi miło, że postanowiłaś zajrzeć na moje opowiadanie :) Każdy komentarz jaki otrzymuje jest dla mnie ogromnie ważny i niezmiernie motywuje do dalszego pisania, bo mam wtedy świadomość, że jest jednak ktoś, kto to czyta.
Kiedy zaczynałam pracę nad tym blogiem wiedziałam, że nie chcę wprowadzać tu tylko zwykłej sielanki i samych przyjemnych chwil. Wątek Alice i Dorcas jest tego przeciwieństwem i mam nadzieję, że mu podołam :)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa i pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Hej, kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno (bardzobardzobardzo) przychodzę z komentarzem, ale nie miałam zupełnie wolnego czasu praktycznie od 1 września, więc i zaległości na wszystkich blogach, które czytam się namnożyły.
Więc tak.
Zacznę może od tego, że szkoda mi Dorcas. Alice/Rosalie potraktowała ją naprawdę okropnie i nie mogę się doczekać, aż poznam przyczynę jej zachowania. W końcu Dor jest jej siostrą i powinna jej to chociaż wyjaśnić. Ale podoba mi się ta tajemniczość, bo zazwyczaj lubię takie rzeczy :)
Syriusz rozpijający ludzi! Nawet się nie dziwię. Tak podejrzewałam, że Dorcas mu w końcu ulegnie, żeby zapomnieć o przykrej rozmowie z siostrą.
Tutaj dodam, że spodobała mi się relacja Blacka z Dor, choć to dopiero drugi rozdział :)
Lily jest wyraźnie zazdrosna o Jamesa, a ta ich rozmowa była naprawdę urocza. ♡ Miło, że Evans próbowała powstrzymać przyjaciółkę przed zrobieniem głupstwa, ale jej się niestety nie udało. Chociaż i tak pewnie nikt niczego nie zrozumiał z jej "toastu".
Ciekawi mnie wątek tego chłopaka na końcu (nie pamiętam imienia, coś na D ^^). Widać, że nie powiedział Dorcas całej prawdy, więc zastanawiam się, co też się mogło wtedy wydarzyć.
Rozbawiła mnie jeszcze Lily, naśladująca Marlenę. ♡ I ona mówi, że nie jest zazdrosna :D
Dodam jeszcze, że w niektórych miejscach brakowało mi przecinków, ale poza tym rozdział cudowny. Bardzo podobają mi się opisy, bo szybko się wszystko czyta i są takie przyjemne i lekkie.
Ok, kończę na dzisiaj.
Jutro zabiorę się za czytanie i komentowanie rozdziału trzeciego, o ile oczywiście czas mi na to pozwoli :)
Pozdrawiam gorąco i jeszcze raz przepraszam za takie opóźnienie :*
Optimist
Hej :*
UsuńNie przejmuj się, że tak późno! Najważniejsze dla mnie, że przeczytałaś i znalazłaś czas żeby w ogóle skomentować :)
Cieszę się, że rozdział Ci się podobał, bo przyznam, że bałam się, że będę w nim trochę za mało akcji...
Tak, Alice powinna była wytłumaczyć wszystko Dorcas, ale bardzo się zmieniła od momentu, kiedy widziały się po raz ostatni. Ale jej wątek będzie pomału rozwijany, więc jeszcze się o niej naczytacie :)
Chłopak nazywa się Daniel i jeszcze o nim usłyszycie...
Taaaak... Lily próbuje wmówić wszystkim na około w tym sobie samej, że widok Jamesa z Marleną nie robi na niej większego wrażenia i trochę potrwa zanim zda sobie sprawę, że jednak jest nieco inaczej :)
Dziękuję serdecznie za komentarz :*
Veriatte