Pierwsze dni szkoły minęły, zanim
ktokolwiek zdążył się nawet zorientować. Nauczyciele nie zważali na to, że jest
dopiero początek roku i już zdążyli zadać swoim uczniom miliony prac do
odrobienia i długie zwoje pergaminów do zapisania. W najgorszej sytuacji byli
jednak piąto i siódmoklasiści, którzy na każdym kroku i na każdych zajęciach
musieli na okrągło wysłuchiwać o czekających ich w tym roku egzaminach i o tym,
jak bardzo zależna jest od nich ich przyszłość.
Część tegorocznych absolwentów
nie wiedziało jeszcze dokładnie co tak naprawdę chcą robić po zakończeniu
swojej edukacji i wciąż starali się znaleźć na siebie jakiś dobry plan, taki jak
na przykład zostanie aurorem czy uzdrowicielem. Druga grupa jednak już od dawna
miała przed sobą jasno postawione cele i za wszelką ceną dążyła do ich
spełnienia. Do tych osób należała również Loraine Mersey, która od zawsze
doskonale wiedziała jaki zawód będzie dla niej najlepszy i sprawi jej
największą przyjemność.
Blondynka skończyła właśnie
zakładać swój strój do quidditcha i zajęła się ochraniaczami na kolana. Włożyła
jeszcze przez głowę bordową bluzę z herbem Gryffindoru i była już gotowa do
wyjścia. Wzięła do ręki swojego niezawodnego Nimbusa 1500, rzuciła ostatnie
spojrzenie na plakat drużyny Harpii z Holyhead wiszący nad jej łóżkiem i wyszła
z dormitorium. Zbiegła po schodach, przeszła przez dziurę pod portretem i
skierowała swoje kroki na dół, ku wyjściu z zamku. Dzisiaj na boisku odbywała
się rekrutacja do ich domowego zespołu, bo wraz z odejściem z Hogwartu
zeszłorocznych graczy brakowało im jednego pałkarza i obrońcy. Przez całe
wakacje Loraine wyczekiwała szkolnej sowy w nadziei, że profesor McGonagall to właśnie
ją wybrała na kapitana, ale ta nigdy nie nadeszła. Kiedy zobaczyła złotą
odznakę z literą K przypiętą na piersi Jamesa, poczuła w sercu bolesne ukłucie
zazdrości. Zdawała sobie sprawę, że przy próbach o przyjęcie do profesjonalnej
drużyny możliwość powiedzenia, że było się kapitanem na pewno w jakimś stopniu
podniosłaby szansę na angaż, ale musiała poradzić sobie jakoś bez tego. W końcu
była dobra, a nawet bardzo dobra. Doskonale to wiedziała i nie była jak ci
wszyscy, którzy tylko zaprzeczają swojemu talentowi, żeby nie wyjść na zarozumiałych.
Pewnym było, że jeżeli chciała osiągnąć coś w tej dziedzinie, to musiała być
najlepsza. Ale to nie był dla niej przykry obowiązek, to na pewno. Uwielbiała
to robić całym swoim sercem. Źle się czuła, gdy nie siedziała na miotle przez
dłużej niż trzy dni, a co dopiero dwa tygodnie, jak na przykład wtedy, kiedy na
wakacjach była z Dorcas u Lily w małym mugolskim miasteczku, gdzie nie można
było nawet czarować. Od dziecka wymykała się z domu żeby popatrzeć jak jej
starszy brat lata dookoła wioski, w której się wychowała. Pamiętała jak pewnego
razu wzięła jego miotłę i bez niczyjej wiedzy postanowiła też spróbować swoich
sił. Skończyło się złamana ręką i skręconą kostką, ale zdecydowanie było warto.
Miała wtedy osiem lat, ale już wtedy wiedziała, że to jest to. Od tamtej pory
regularnie trenowała z Lucasem, a za długo odkładane galeony kupiła swoją
pierwszą własną miotłę.
Latanie, oprócz pasji, okazało
się być również doskonałą ucieczką. Odkąd pamiętała, jej rodzice ciągle strasznie
się ze sobą kłócili, a ona zawsze wtedy siedziała w pokoju udając, że niczego
nie słyszy, ale z jej oczu mimo wszystko płynęły słone łzy. Nienawidziła, kiedy
przy innych udawali idealną, kochająca się rodzinę, a kiedy tylko drzwi się
zamykały i zostawali sami, ponownie rozpętywało się piekło. Jej matka była mugolką
i zawsze żyła w strachu, że jej i jej dzieciom może stać się jakaś krzywda ze
strony swojego małżonka. Bała się tego tak bardzo, że odcięła się od Loraine i
Lucasa, i nie dopuszczała do nich również ich ojca, który był bardzo wybuchowym
i nieprzewidywalnym czarodziejem. Potrafił wszczynać awanturę o wszystko
włączając w to to, że jego córka zostawiła otwartą furtkę, kiedy wychodziła
pobawić się z koleżankami. Był okres, kiedy blondynka żyła w przekonaniu, że to
wszystko jest jej winą. Że to przez nią rodzice się nienawidzą. Że gdyby się
nie urodziła wszystko byłoby w porządku. Wtedy strasznie zamknęła się w sobie.
Ale potem zrozumiała, że to nie ona jest problemem, tylko oni. Nigdy się tak
naprawdę nie kochali.
Dla jedenastoletniej Loraine
dzień, w którym dostała list zawiadamiający o tym, że została przyjęta do
Hogwartu, okazał się prawdziwym wybawieniem. Kiedy wyjechała na pierwszy rok, w
końcu mogła odpocząć od krzyków i ciągłego trzaskania drzwiami. Podczas jej drugiej
klasy, otrzymała list ze Szpitala św. Munga, w którym poinformowano ją, że jej
matka wylądowała tam z poważnymi obrażeniami ciała, bo ojciec ugodził ją
ciężkim zaklęciem. Wtedy w końcu nastał moment, kiedy Marion Mersey postanowiła
na dobre się mu postawić i odeszła, zabierając ze sobą dzieci. Była jednak zbyt
zawstydzona tym, co się wydarzyło i jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
Wtedy Lucas stał się dla Loraine jedynym członkiem rodziny, któremu tak
naprawdę na niej zależało. Do tej pory jest mu wdzięczna za to, że ten
praktycznie ją wychował i sprawił, że nauczyła się tego, żeby zawsze szukać we
wszystkim jakieś dobrej strony. Nie ważne co by się działo. Że nigdy nie wolno
się poddawać. Że trzeba być szczęśliwym i tak pozytywnym jak tylko się da. Że
zawsze warto walczyć o swoje marzenia. On to zrobił i ona również zamierzała.
Nie chciała życia, jakie wiodła jej matka. Pragnęła być niezależna, robić to co
kocha i być z kimś kogo kocha. Jej główny cel był prosty, a jego
odzwierciedlenie wisiało nad jej łóżkiem. Harpie z Holyhead.
Po kilku minutach marszu dotarła
na boisko, gdzie zebrała się już większa część ich drużyny i kilkanaście innych
osób, które zamierzały ubiegać się o miejsce. James powiedział do nich kilka
słów i podzielił na kilkuosobowe grupy w zależności od tego, na jakiej pozycji
chcieliby grać. Po kilku minutach większa część z nich musiała już opuścić
zebranych i pożegnać się z szansą na grę w zespole. Zostało tylko kilku
najlepszych, którzy teraz, razem ze wszystkimi, musieli zmierzyć się w meczu.
Loraine wzbiła się w powietrze i poczuła przyjemne uczucie, kiedy wiatr
delikatnie muskał ją po twarzy i rozwiewał jej włosy. Tłuczki zostały
wypuszczone, a gra się rozpoczęła. Latała między innymi zawodnikami z piłką w
ręku i jednocześnie przyglądała się kandydatom krytycznym wzrokiem. Jej uwagę w
szczególności zwróciła drobna, blondwłosa dziewczyna, która grała na pozycji
pałkarki. Ani razu nie przepuściła obok siebie lecącego w jej stronę tłuczka, a
jako, że była mała, doskonale przeciskała się na miotle pomiędzy innymi
zawodnikami. Właśnie kogoś takiego trzeba im było do drużyny. Niepozornego i
równocześnie dobrego. No bo kto spodziewałby się po tej dziewczynie takiej
agresji?
Loraine któryś raz z kolei rzuciła
kaflem w stronę bocznej obręczy zdobywając kolejne punkty i przeleciała koło
trybun Potem poczuła już tylko ostry ból w czaszce, a jej wzrok przesłoniła
całkowita ciemność.
~
~ ~
Przez ostatnie kilka dni, Dorcas
z całej siły starała zachowywać się normalnie. Tak, jakby nic się nie
wydarzyło. Tak, jakby nigdy nie spotkała Alice. Chodziła na zajęcia, jadła trzy
posiłki dziennie, odrabiała prace domowe, rozmawiała z przyjaciółmi. Robiła
wszystko, żeby nikt nie zdołał się zorientować, że coś jest nie tak. Nie mogła
na to pozwolić, dopóki nie dowie się całej prawdy o swojej siostrze. Gdzie była
przez ostatnie lata? Co się z nią wtedy działo? Dlaczego wróciła? Dlaczego nie
chce mieć z nią nic wspólnego? Dlaczego zadaje się z przyszłymi sługami
Czarnego Pana? Dlaczego jest inna niż ją zapamiętała? Dlaczego? Miliony podobnych
pytań kłębiło się w jej głowie za każdym razem, kiedy wieczorem kładła się do
łóżka i nie dawały jej zasnąć przez kilka kolejnych godzin. Na każdych
zajęciach, które Gryffindor miał ze Slytherinem, Meadowes uważnie przyglądała
się blondynce w nadziei, że zobaczy coś, co pozwoli jej rozpoznać w niej osobę, którą kiedyś
znała. Może to tylko głupi żart?
myślała czasami, kiedy nie mogła wymyśleć czegoś sensownego. Może Rosalie
niedługo przyjdzie do niej i oświadczy, że wkręciła ją tak, jak jeszcze nigdy?
Może rodzice wysłali ją kiedyś do jakiejś dalekiej rodziny w Australii albo na
Grenlandii i nic nie powiedzieli? Może to od początku była jedna wielka ściema?
Ale jaki to miałoby sens? Nigdy
wcześniej nie wymyśliła czegoś równie niedorzecznego. Jej rodzice zginęli kilka
lat temu, a ona zamieszkała z ciotką, której wcześniej praktycznie wcale nie
znała. Skoro Rosalie żyła przez cały ten czas, to pewnie o tym wiedziała. W
końcu pisali o tym w Proroku Codziennym. „Atak Śmierciożerców na dom jednorodzinny
w Dartford!”. Dlaczego wtedy nie wróciła? Dlaczego pojawiła się w Hogwarcie
akurat teraz? To musiało mieć jakiś głębszy sens. Coś musiało być na rzeczy.
Musiał być jakiś powód, a ona musiała go poznać.
Kiedy w niedzielę po południu
szła w kierunku Wielkiej Sali na obiad, zobaczyła Alice kroczącą akurat korytarzem
na pierwszym piętrze w towarzystwie Avery’ego, Snape’a i kilku innych Ślizgonów
spod ciemnej gwiazdy. Nie myśląc za wiele, rozejrzała się wokoło, żeby upewnić
się, że nikt za nią nie idzie i ruszyła za nimi. Skoro nie dowie się nic od
niej samej, to może chociaż wyniesie coś z ich rozmowy? Zachowała bezpieczną
odległość, a kiedy znalazła się przy zakręcie, zatrzymała się nagle i
przycisnęła do ściany. Rozmówcy przystanęli się kilka metrów za rogiem i
rozmawiali właśnie przyciszonymi głosami. Dorcas przysunęła się jeszcze bliżej,
żeby lepiej słyszeć.
– Myślicie, że przyjechałam
tutaj, żeby chodzić na jakieś głupie zajęcia?! – Alice wydawała się być
zdenerwowana. – Otóż nie. Uwierzcie mi, że nie nauczą mnie tu niczego, czego sama
już nie wiem. Opanowałam magię, której wy nigdy nawet nie poznacie, więc
zacznijcie w końcu robić to, co wam każę! – krzyknęła coraz bardziej
rozwścieczona. – Ile razy mam wam powtarzać, że macie trzymać się tego, co wam
powiem i nie zadawać żadnych pytań?!
Ktoś wyszeptał kilka niewyraźnych
słów, najwyraźniej się tłumacząc, ale ona nie zwróciła na to nawet uwagi i dalej
kontynuowała.
– Wiem, że myślicie, że jak
postraszycie sobie kilku uczniów, użyjecie trochę czarnej magii dla początkujących – zaakcentowała mocno
ostatnie słowo – to jesteście już nie wiadomo kim i jak tylko wydostaniecie się
z tej dziury, to od razy wstąpicie w progi Voldemorta.
Spojrzeli na nią zaskoczonym
wzrokiem. Widocznie nawet oni bali się Czarnego Pana tak bardzo, że samo
wypowiedzenie jego imienia było pewnego rodzaju aktem odwagi. A Alice wymówiła
je bez żadnego zająknięcia i żadnego cienia strachu na twarzy. To sprawiło, że
poczuli przed nią pewnego rodzaju respekt i zdali sobie sprawę, że nie mogą z
nią igrać, bo może się to dla nich bardzo źle skończyć.
– Ale tutaj muszę was niestety
zaskoczyć… – kontynuowała. – On nie przyjmuje do siebie nieposłusznych tchórzy,
którzy nie potrafią nawet dobrze zorientować się w sytuacji jaka panuje w zamku,
mimo, że chodzą tutaj już od sześciu lat! Naprawdę sądzicie, że nie mam nic
lepszego do roboty, tylko przyjeżdżać tutaj, żeby zrobić w końcu to czego wy
nie mogliście przez ten cały czas?!
– Myślałem, że przyjechałaś w
innym celu – odezwał się Snape, ale niemal natychmiast tego pożałował.
– Jestem tutaj z wielu powodów,
ale to nie znaczy, że musisz od razu o
nich wiedzieć – warknęła. – Do tego potrzebne ci jest moje zaufanie, a
je bardzo trudno zdobyć – zmierzyła go twardym wzrokiem. –
Możecie już iść. Reszty dowiecie się w swoim czasie.
Posłali jej jeszcze jedno
spojrzenie i oddalili się powoli, znikając za kolejnym zakrętem. Został tylko
Avery, który patrzył na nią spod przymrużonych powiek.
– Zmieniłaś się – stwierdził
chłodno.
Dziewczyna prychnęła.
– Co ty możesz o mnie wiedzieć.
– Kiedyś byłaś inna.
Przyjaźniliśmy się. To dzięki mnie jesteś tym, kim teraz jesteś i tak mi się za
to odpłacasz? – spytał zimnym głosem. – Wprowadziłem cię w to wszystko. Gdyby
nie ja, dalej siedziałabyś razem z tą swoją głupią siostrą i drżała ze strachu
przez wojnę. – Dorcas wstrzymała oddech. – A teraz jesteś po tej drugiej
stronie i uważasz się za najlepszą tylko dlatego, że…
– Uważam się za najlepszą, bo
jestem najlepsza – przerwała mu lodowatym tonem. – Od kiedy ty stałeś się taki
sentymentalny, co? Dlaczego nie byłeś taki, kiedy pierwszy raz tu przyjechałeś,
a ja zostałam sama jak palec z nimi?
– Dostałem list. Musiałem jechać,
bo zaczęliby coś podejrzewać. A ty musiałaś być dobrze ukryta, inaczej byłoby
po nas wszystkich.
– Nie mam zamiaru o tym z tobą teraz
rozmawiać Nigerze. Muszę dokonać małego rozpoznania w terenie zanim…
Dorcas za bardzo przysunęła się
do krawędzi ściany, bo straciła na chwilę równowagę i musiała wykonać szybki
ruch żeby nie upaść. Alice chyba to usłyszała, bo przerwała w połowie zdania.
Razem ze swoich towarzyszem zaczęli nasłuchiwać, a Dorcas wstrzymała oddech.
Nie mogła się ruszyć, bo wtedy na pewno zorientowaliby się, że nie są na tym
korytarzu całkowicie sami. Musiała stać nieruchomo i modlić się, żeby nie
wpadli na pomysł żeby sprawdzić, co zakłóciło ich rozmowę. Usłyszała kroki i
zamknęła oczy. To koniec. Za chwilę ją znajdą. Jeszcze tylko kilka sekund.
Pięć, cztery, trzy, dwie…
– Daj spokój. Nikogo tam nie ma.
– Do jej uszu dotarł głos siostry.
Minęło kilka sekund i Dorcas
usłyszała, że kroki się oddalają. Kiedy była pewna, że nie mogą jej już
usłyszeć, wypuściła głośno powietrze i otarła z czoła zimny pot. Wyjrzała
powoli zza rogu i zobaczyła skrawek szaty Alice znikający za zakrętem. Chciała
ponownie za nimi pójść, ale przeszkodził jej w tym glos Lily.
– Dorcas!
Brunetka odwróciła się w jej
stronę. Rudowłosa miała zaczerwienione policzki i lekko dyszała, jakby właśnie przebiegła
maraton. Coś się stało.
– Wszędzie cię szukałam –
wyrzuciła z siebie szybko. – Chodź, musimy szybko iść do Skrzydła Szpitalnego.
Loraine miała wypadek.
~
~ ~
Obudziła się z potężnym bólem w
okolicach czaszki. Złapała się za nią ręką i wyczuła pod palcami ogromnego
siniaka po lewej stronie, tuż nad uchem. Otworzyła oczy i chciała podeprzeć się
na łokciach, ale gdy tylko uniosła lekko głowę pulsowanie się nasiliło i była
zmuszona ponownie opaść na poduszki. Odwróciła głowę w jedną stronę i wiedziała
już, gdzie się znajduje. Białe łóżka z kotarami i sterylne szafki, w których
pełno było najróżniejszych lekarstw i eliksirów. Była w Skrzydle Szpitalnym.
Ale dlaczego? Pamiętała trening quidditcha, mecz, a potem jedynie czarną plamę.
Popatrzyła w drugą stronę i podskoczyła lekko ze strachu. Syriusz siedział na
krześle obok i pochylał się nad jakimś pergaminem, w który wpatrywał się bez
mrugnięcia okiem. Odchrząknęła, a chłopak natychmiast podniósł na nią wzrok i
pospiesznie złożył zwitek papieru.
– W końcu… Myślałem już, że będę
musiał siedzieć tutaj do jutra… – posłał jej uśmiech.
– Co się stało? – spytała Loraine
zdezorientowana.
Chłopak podrapał się po głowie.
– Spadłaś z miotły – zaczął
powoli. – Graliśmy, zdobyłaś punkty, a potem dostałaś tłuczkiem w głowę od
naszej nowej pałkarki, Julie Pierce – skrzywił się, a Loraine domyśliła się, że
chodzi o ową blondyneczkę, którą obserwowała podczas treningu. – Straciłaś
przytomność. Dość mocno wpadłaś na trybunę i zaczęłaś lecieć w dół. Kiedy
zorientowaliśmy się co się stało i zanim zdążyłem użyć zaklęcia spowalniającego,
było już za późno. Leżałaś na ziemi. Przynieśliśmy cię tutaj nieprzytomną, a pielęgniarka
powiedziała, że miałaś wstrząs mózgu i może minąć jakiś czas dopóki się nie
obudzisz. Złamałaś też lewą rękę – dodał na koniec niemrawo wskazując głową.
Loraine spojrzała w dół i dopiero
teraz zauważyła, że ma założony temblak. Jęknęła i opadła na nieskazitelnie
białą poduszkę.
– Pani Pomfrey poskładała ci ją
kiedy spałaś, ale przez kilka dni nie możesz jej nadwyrężać.
Westchnęła zrezygnowana. Pierwszy
raz w tym semestrze latała i od razu musiała wylądować w szpitalu ze złamaną
ręką i urazem głowy. Po prostu fantastycznie.
– Jak długo tu leżę? – spytała
przejeżdżając rękami po twarzy.
– Od wczoraj. Lily i Dorcas
były tutaj rano, ale poszły na zajęcia. Powiedziały, że przyjdą później.
– Więc dlaczego ty tutaj
jesteś? Nie powinieneś być teraz przypadkiem na – przywołała w myślach plan
zajęć – Historii Magii? – spytała z uniesionymi brwiami.
– Chciałem wiedzieć czy wszystko
z tobą w porządku… – wzruszył ramionami.
Uśmiechnęła się, ale dalej
wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem w oczach.
– Poza tym wiesz jak bardzo
kocham profesora Binnsa, prawda? – wyszczerzył zęby.
– Wiedziałam, że chodzi ci tylko
o to… Robiło się już za słodko.
Oboje się zaśmiali, ale doskonale
wiedzieli, że nie chodziło tylko o opuszczanie zajęć. Syriusz traktował Loraine
jak siostrę i z wzajemnością. Byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Ktoś, kto ich
nie znał, mógł śmiało powiedzieć, że ta dwójka nigdy nie mogłaby tak dobrze się
ze sobą dogadywać. Bo przecież Syriusz nie przyjaźnił się z dziewczynami. On
tylko je rzucał. Ale z nią było inaczej. Połączyła ich wspólna pasja, język i
poczucie humoru. Oboje byli tak samo sarkastyczni i tak samo wyciskali z życia
ile tylko się dało.
Zapanowała między nimi chwila
ciszy, która nie przeszkadzała żadnemu z nich, a blondynka przypomniała sobie o
pergaminie, na którym chłopak był tak bardzo skupiony zanim się obudziła.
– Co to jest? – spytała i
wskazała głowa na rzecz, którą trzymał w rękach.
Widać było, że Syriusz się
zmieszał, bo wsunął zwitek do tylnej kieszeni jeansów i podrapał się nerwowo po
głowie.
– Eeeee… nic. Ja tylko… Pisałem
ostatnio esej dla McGonagall i chciałem go jeszcze raz przeczytać zanim go jej
oddam. Wiesz jaki jestem – wzruszył ramionami. – Wszystko musi być
perfekcyjnie.
Loraine spojrzała na niego z
politowaniem.
– Błagam cię – prychnęła. – Wiesz
doskonale, że nikt się na to nie nabierze, a w szczególności na pewno nie ja. –
Podniosła brwi. – No już – ponagliła go. – Wyciągaj.
Wystawiła rękę w jego stronę, a
chłopak niechętnie i z ociąganiem sięgnął po wystający z jego spodni pergamin.
– Nie możesz nikomu o tym
powiedzieć – powiedział poważnym głosem zanim jej go podał.
Pokiwała głową.
– Obiecaj.
– Na Merlina, Black! – zniecierpliwiła
się – Nie ufasz mi czy jak? Skoro mówię, że nie powiem, to nie powiem. –
Wywróciła oczami.
– To największa tajemnica
Huncwotów – powiedział jeszcze Syriusz, zanim Loraine wyrwała mu zwitek z ręki.
– Prawie – szepnął pod nosem tak, żeby blondynka nie mogła już tego usłyszeć.
Spojrzała uważnie na pergamin i
obejrzała go dokładnie z każdej możliwej strony, obracając go pod różnymi
kątami.
– Serio? – spytała z ironią w
głosie. – Pusty, złożony pergamin jest tym waszym „wielkim” sekretem? Zawsze
wiedziałam, że jesteście lekko stuknięci, ale że aż tak? Oj Łapo, Łapo… Zaczynacie
się pomału staczać… Niedługo zaczniecie biegać po zamku udając, że jesteście
zwierzętami – zaśmiała się, a chłopak lekko się spiął.
Syriusz przez chwilę się nad
czymś głęboko zastanawiał, po czym wyciągnął swoją różdżkę i z wahaniem przyłożył
ją do papieru.
– Uroczyście przysięgam, że knuję
coś niedobrego – powiedział.
– Co ty…
Zamilkła. Na pustym dotychczas
pergaminie zaczęły pojawiać się zielone litery, jakby ktoś pisał je jakąś
niewidzialną ręką.
„Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW”
– Jak wy to…
Ponownie zaniemówiła, bo rozłożyła
tajemniczy przedmiot. Przed jej oczami ukazał się plan całego zamku i
okolicznych terenów, włączając w to błonia, Zakazany Las i Hogsmeade. Każde
piętro, każdy korytarz i każdą salę. Były nawet przejścia, o których Loraine
nie miała dotąd pojęcia, że w ogóle istnieją. Ale to nie było jeszcze wszystko.
Na mapie pełno było maleńkich punkcików, a każdy z nich opisany był imieniem i
nazwiskiem. Niektóre z nich poruszały się powoli, a inne stały w miejscu.
Odszukała pospiesznie Skrzydła Szpitalnego i zobaczyła dwa podpisy jeden obok
drugiego. „Mersey, Loraine” i „Black, Syriusz”. Chwilę później jej uwagę
przykuła sala zajęć profesora Binnsa, gdzie znajdowała się reszta jej
przyjaciół.
– To niemożliwe… – wyszeptała.
– A jednak – odpowiedział jej
siedzący obok chłopak z lekkim uśmiechem na ustach.
– Ale jak?
– Nie powiem… Wymagało to
trochę pracy i wiele dni poświęconych na rozpoznawanie terenu, ale w efekcie
powstało to oto cudeńko. Pokazuje dokładnie położenie wszystkich osób
znajdujących się w Hogwarcie i okolicach. I nigdy nie kłamie – mówił z
ekscytacją w głosie, najwyraźniej bardzo z siebie dumny. – Zrobiliśmy ją pod
koniec czwartej klasy i od tamtej pory nigdy nas jeszcze nie zawiodła.
Loraine aż usiadła z wrażenia,
nie przejmując się ani trochę powracającym bólem głowy.
– Nie mogę uwierzyć, że od dwóch
lat macie tą mapę i dopiero teraz się o niej dowiaduję. Syriuszu Orionie Blacku
III…
Skrzywił się. Nienawidził, gdy
ktoś wymawiał jego pełne imię. Na myśl od razu przychodziła mu jego rodzina, o
ile można te osoby w ogóle nazwać rodziną.
–…jak śmiesz nazywać się moim
przyjacielem? Masz dwadzieścia siedem sekund na wytłumaczenie – powiedziała
poważnie. – Dwadzieścia sześć, dwadzieścia pięć…
Zaśmiał się.
– Nie mogłem ci powiedzieć…
Gdybyś się dowiedziała, zaraz wiedziałyby też Meadowes i Evans, a to znaczy, że
wiedziałaby też i McGonagall, której na pewno by się to nie spodobało.
– Nie powiedziałabym im! –
obruszyła się.
Syriusz spojrzał na nią z
powątpiewaniem.
– No dobra. Może prędzej czy
później by się wydało… – przyznała – Ale ty też powiedziałbyś o czymś takim
Potterowi!
– Nie zaprzeczę.
– Właśnie.
– Ale posłuchaj mnie teraz,
Mersey – powiedział śmiertelnie poważnym głosem. – Nie możesz nikomu o tym
powiedzieć, rozumiesz? Włączając w to Jamesa, Remusa i Peter’a.
– Dobra, dobra Black. Nie spinaj
się już tak. Wasz mały sekrecik jest ze mną absolutnie bezpieczny. Pod
warunkiem, że dasz mi czasami z niej skorzystać. – W jej oczach pojawił się
błysk.
– Patrzcie tylko! Już zaczyna
stawiać żądania… – westchnął. – Chyba spędzasz ze mną za dużo czasu. – Na
korytarzu zabrzmiał dzwonek informujący o końcu zajęć. – Dobra, będziesz mogła
czasami poszpiegować, ale teraz musze już lecieć. McGonagall mnie zabije jak
drugi raz pod rząd nie przyjdę na transmutację.
Wstał z białego stołka i założył
na ramię szkolną torbą. Wyciągnął z jej ręki Mapę Huncwotów i schował ją na
samo jej dno. Dziewczyna chciała wstać i pójść razem z nim, ale Syriusz ją
powstrzymał.
– Nawet sobie nie myśl, żeby
gdziekolwiek się stąd ruszać… – wycelował w nią palcem. – Jesteś dzisiaj
zwolniona ze wszystkich zajęć, więc masz leżeć w łóżku i nie pozwolić na to,
żebyś przez jakiś głupi uraz nie zagrała w następnym meczu jasne? – pokiwała
niechętnie głową z grymasem na twarzy. – Nie możemy pozwolić, żeby Ślizgoni
wygrali. Jutro będziesz martwić się zamienianiem rzeczy w zwierzęta. Trzymaj
się, Mer.
I wyszedł, zostawiając Loraine
samą. Opadła na poduszki. Nienawidziła takich sytuacji, kiedy nie mogła nic
robić. Zaczęła bębnić palcami o białą pościel, wypuściła głośno powietrze z ust
i zobaczyła, że chłopak zostawił na szafce jakąś książkę. Wzięła ją do ręki i
mimo, że był to tylko nudny podręcznik do Obrony Przed Czarną Magią, otworzyła
go na przypadkowej stronie i zagłębiła się w lekturze o wilkołakach.
~ ~ ~
James stanął przy wejściu na
klatkę schodową prowadzącą do dormitoriów męskich i przeczesał spojrzeniem cały
Pokój Wspólnym. Miał już tego dość. Musiał jak najszybciej znaleźć Marlenę i
powiedzieć jej, że ma dość tego całego idiotycznego planu udawania związku. Jak
on w ogóle mógł się na to zgodzić? Pokręcił tylko głową i wtedy ją zobaczył.
Przekroczyła właśnie próg pomieszczenia, przechodząc przez dziurę pod portretem
Grubej Damy. Ruszył jej naprzeciw. Kiedy znalazł się przed nią, złapał ją za
rękę i pociągnął za sobą pod ścianę. Spojrzała na niego pytająco.
– To koniec – oznajmił. – Mam
nadzieję, że pozałatwiałaś sobie to, co miałaś tam sobie pozałatwiać ze swoimi kochasiami,
bo nie będziemy dalej tego ciągnąć.
Zaskoczył ją, ale nie dała zbić
się z tropu.
– Obiecałeś mi tydzień, nie
pamiętasz?
– I co z tego?!
– Poczekajmy jeszcze trochę…
Chciałeś przecież zdobyć Evans, no nie? Jesteś na dobrej drodze…
Chłopak jeszcze bardziej się
zdenerwował.
– O czym ty kobieto mówisz?!
Jakiej drodze?! Jest tak jak było, a może nawet jeszcze gorzej. Lily ma w dupie
to, czy jesteśmy razem czy nie.
– Jesteś tego pewien? – spytała.
– Widziałam jak się na nas patrzyła… Jest zazdrosna – stwierdziła pewnym siebie
głosem.
– Naprawdę myślisz, że jestem
taki głupi? – spytał z niedowierzaniem w głosie, kręcąc głową. – Nie dam się nabrać
na twoje gierki. Od samego początku doskonale wiedziałem, że robisz to wszystko
tylko i wyłącznie dla siebie, więc nie udawaj, że zależy ci na tym, żeby
przekonać do mnie Evans. Wyrażam się chyba jasno, prawda? To koniec.
Odwrócił się od niej i chciał już
odejść, ale zatrzymał go głos Marleny.
– Zastanów się dobrze James… Na
pewno tego właśnie chcesz? – spytała z ledwo wyczuwalną nutką groźby.
– Uwierz mi, że nigdy wcześniej
nie pragnąłem czegoś tak bardzo – odpowiedział i ruszył przez pokój, wkładając
ręce do kieszeni.
Dziewczyna stała jeszcze przez
chwilę w miejscu i wpatrywała się w niego. Założyła ręce na piersi, a na jej
twarzy pojawił się złośliwy grymas.
– To się jeszcze okaże… –
szepnęła do siebie.
~ ~ ~
Przeszła pod portretem Grubej
Damy i znalazła się w Pokoju Wspólnym. Mimo, że cały dzień spędziła w Skrzydle
Szpitalny, nie robiąc nic poza leżeniem bezczynnie w łóżku, to i tak była
zadziwiająco mocno zmęczona. Jednak zamiast udać się prosto do swojego
dormitorium i wziąć gorącą kąpiel, podeszła do kominka i zajęła fotel
znajdujący się najbliżej niego. Rozłożyła się wygodnie w jego oparciu i
przymknęła oczy. Czuła ciepło płomieni, które przyjemnie muskało jej nogi.
Uśmiechnęła się do siebie. Mogłaby siedzieć tak przez całą noc.
– Jak się czujesz?
– Fantastycznie – odpowiedziała
rozmarzonym głosem nie otwierając nawet oczu i dalej rozkoszując się tą chwilą
spokoju.
Remus Lupin siedział na kanapie
niedaleko niej i wpatrywał się w tańczący w palenisku ogień. Loraine poczuła
piasek pod oczami i wiedziała, że tylko kwestią czasu było to, że zapadnie w
głęboki sen. Mimo to dalej nie ruszyła się z miejsca.
– Nie chcesz iść do siebie?
Wyglądasz na zmęczoną – w głosie Lunatyka słychać było nutkę zmartwienia.
– Tutaj jest dobrze.
Kilka minut siedzieli w
milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach, aż w końcu Remus postanowił
przerwać ciszę.
– Posłuchaj Loraine… – W głowie
chłopaka toczyła się właśnie ogromna bitwa. –Zastanawiałem się, czy nie
chciałabyś może gdzieś się ze mną kiedyś wybrać? – wyrzucił z siebie. – No
wiesz… – zmieszał się lekko. – To nie musi być od razu randka. – Mówił nie
patrząc na nią, bo był pewien, że jeżeli na nią spojrzy, to cała odwaga, która
była mu potrzebna do tego, żeby w końcu wydobyć z siebie to pytanie, nagle ni
stąd ni zowąd wyparuje. – I… I co ty na to?
W końcu przeniósł na dziewczynę
swoje spojrzenie, ale zobaczył tylko, że jej głowa przechylona była w prawo, a
usta miała lekko rozchylone. Zasnęła. Uśmiechnął się do siebie i wstał z
miejsca. Zatrzymał się przed nią i przykucnął. Wyciągnął ku niej rękę tak,
jakby chciał dotknąć jej policzka, ale cofnął ją w połowie drogi. Wyprostował
się i patrząc na nią po raz ostatni, ruszył w kierunku schodów.
~ ~ ~
Była w lochach i chodziła w tą i
z powrotem od jednej ściany do drugiej. Czekała tak już od ponad godziny. Alice
musiała się w końcu zjawić. Dorcas była tak zdeterminowana, że gotowa była stać
tutaj aż do rana, byleby tylko móc z nią porozmawiać. Po tym, co usłyszała
poprzedniego dnia, nie mogła dłużej stać z założonymi rękami i nic nie robić.
Jej siostra służyła Czarnemu Panu i miała do wykonania w zamku jakąś misję, a
Meadowes doskonale zdawała sobie sprawę, że ma ona niewątpliwie związek z
czarną magią. Bardzo czarną magią.
Wiedziała, że powinna komuś o tym powiedzieć. Dumbledore powinien był o tym
wiedzieć. Ale nie mogła tak po prostu iść i donieść na swoją własną bliźniaczkę.
Musiała najpierw dać jej szansę, żeby to wyjaśniła. Może jest zmuszana? Może
robi to wbrew swojej woli? Musiała się dowiedzieć.
– To znowu ty.
Dorcas odwróciła się gwałtownie
na dźwięk tego głosu i znalazła się twarzą w twarz z Alice. Blondynka stała z
założonymi rękami i wpatrywała się w nią spod przymrużonych oczu.
– Muszę z tobą porozmawiać –
powiedziała Dorcas pomału.
– Coś jest z tobą nie tak?! Nie
zrozumiałaś, kiedy powiedziałam ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego?
Tym razem Dorcas nie zamierzała
tak łatwo się poddać.
– Powiedz mi tylko o co tutaj
chodzi. Dlaczego wróciłaś? To wszystko co chcę wiedzieć.
– Sądzę, że nie powinnaś się tym
interesować. Nasza znajomość skończyła się wiele lat temu i nie mam obowiązku
tłumaczenia ci się z czegokolwiek.
– Znajomość? – brunetka spytała
zaskoczona. – Byłyśmy siostrami, Rosalie. Dalej nimi jesteśmy… – powiedziała cicho. – Pozwól tylko sobie
pomóc…
– Pomóc? – spytała z
niedowierzaniem w głosie i roześmiała się lodowato. – Nie potrzebuję żadnej
pomocy, a w szczególności na pewno nie z twojej strony. Radzę sobie świetnie.
– Przy boku Voldemorta? –
wypaliła, zanim mogła się nad tym zastanowić.
Alice spiorunowała ją wzrokiem.
– Słyszałam waszą wczorajszą
rozmowę – kontynuowała Dorcas. – Nie mam pojęcia co się z tobą stało i nie
zamierzam udawać, że wiem przez co przeszłaś, ale nie musisz tego robić –
powiedziała łagodnie, nie chcąc jej przypadkiem jeszcze bardziej zdenerwować –
Nie daj sobie wmówić, że walczysz po właściwej stronie, Rosie. Nic nie jest jeszcze
stracone… Dalej możesz się zmienić.
Blondynka podeszła do niej
powoli.
– Nie masz żadnego prawa mówić mi
co mogę, a czego nie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nasze drogi rozeszły
się kiedy zostałam porwana, a ty z rodzicami nic z tym nie zrobiliście.
Meadowes spojrzała na nią szeroko
otwartymi oczami. Porwana?!
–P…Porwana? – wyjąkała. – Nie
mieliśmy pojęcia co się z tobą stało. Szukaliśmy się miesiącami, ale nie było
po tobie żadnego śladu. Rozpłynęłaś się w powietrzu.
Panna Clark prychnęła.
– Widocznie nie patrzyliście zbyt
dokładnie. Albo wcale nie chcieliście
mnie znaleźć.
– O czym ty mówisz? – wykrztusiła
Dorcas.
– Nie masz prawa mówić mi
teraz, jak bardzo jest ci przykro z powodu tego, co mi się stało – kontynuowała
zbliżając się do niej jeszcze bardziej. – I tak, masz rację. Nie masz zielonego
pojęcia przez co przeszłam. Ale mogę ci obiecać, że się dowiesz – powiedziała
to takim tonem, że brunetkę przeszedł zimny dreszcz. – Przyjechałam tutaj z
wielu powodów, a jednym z nich jest pokazanie ci, jaki koszmar przeżyłam, kiedy
zostawiliście mnie na pastwę losu – uśmiechnęła się złowrogo. – Zrobię z twojego życia piekło.
___________________
Cześć wszystkim!
Po dwóch tygodniach znowu przybywam do Was z nowym rozdziałem i ponownie nie mogę się już doczekać waszych opinii :) Jednocześnie chciałam podziękować za tak wyczerpujące komentarze pod dwiema poprzednimi częściami. Każdy z nich jest dla mnie ogromnie ważny i każdego z nich biorę sobie głęboko do serca.
Wiem, że w trójeczce nie było Jily. Wiem i bardzo za to przepraszam, ale jest to opowiadanie wielowątkowe i chcę zwrócić uwagę na każdą postać w nim występującą. Każdy bohater ma swoją przeszłość i oddzielny charakter i zasługuje na swoje pięć minut.
Tutaj mamy przybliżoną bardziej postać Loraine i jej relacje z Syriuszem. Jestem ciekawa w jaki sposób ich odbierzecie.
Do zobaczenia za dwa tygodnie!
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie :*
Veriatte
PIERWSZA.
OdpowiedzUsuńLecę czytać :*
Już lubię Loraine.
UsuńŚwietny charakter, Syriusz jak zawsze mnie rozbraja, jestem pewna, że coś więcej między nimi będzie! Czyżby Syriusz i Remus wypatrzyli sobie tą samą dziewczynę? Liczę na taki wątek, a jakże xD
„– Jestem tutaj z wielu powodów, ale to nie znaczy, że musisz od razu o nich wiedzieć – warknęła. – Do tego potrzebne ci jest moje zaufanie, a je bardzo trudno zdobyć – spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. – Możecie już iść. Reszty dowiecie się w swoim czasie.
Posłali jej jeszcze jedno spojrzenie i oddalili się powoli, znikając za kolejnym zakrętem. Został tylko Avery, który patrzył na nią spod przymrużonych powiek” - zauważyłam powtórzenie. spod przymrużonych powiek pojawiło się dwa razy. Polecam w jednym z przypadków zamienić na jakiś zgrabny synonim. Wybacz, że wtrącam się, ale nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła.
Siostra Dorcas w szeregach Voldemorta? Ciekawie.
Ooo, James jest uroczy. Mam nadzieję, że nie podpadnie intrygą Marleny, ale bez tego nie byłoby akcji, więc z drugiej strony...
Nieważne.
Pozdrawiam ciepło.
Redhead (Heather miała kaprys i znowuż zmieniła nazwę)
Gratuluję pierwszego miejsca! :*
UsuńMiło mi, że polubiłaś Loraine, bo to moja własna, samodzielnie wymyślona postać i bardzo chciałam, żeby miała swój wyjątkowy charakter i żeby nie była taka jak wszyscy.
Dziękuję Ci za zwrócenie uwagi na to powtórzenia. Musiałam je przegapić podczas sprawdzania. Już lecę poprawiać :)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa i za przeczytanie rozdziału :*
Pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Witam ;*
OdpowiedzUsuńOch, och, ale się cieszę z rozdziału! Już go uwielbiam. Za te ciekawe wątki z Dor. Pewnie jak już zdążyłaś zauważyć jestem osobą, która uwielbia postać Dorcas a jeśli jest coś między nią a Syriuszem ten tego, to mi więcej nie potrzeba. Naprawdę kocham Doriusza. Chyba w każdym komentarzu u Ciebie będę to powtarzać i przepraszam za to.
Loraine (jeśli przekręciłam to przepraszam) jest osobą pozytywną i przyjaźnie nastawioną do życia, czego nauczył ją brat wychowujący ją przez problemy rodziców. Ciekawy wątek lubię kiedy ktoś z bohaterów ma silną więź z rodzeństwem i nie ukrywam, że chętnie bym się dowiedziała czegoś o jej braciszku. Nie dziwię się, że była zazdrosna o to, że to James został kapitanem... Jej marzenia się trochę zasłoniły przez chmury, ale co tam. Są radę, bo wygląda na silną. Ciekawi mnie czy ten wypadek był przypadkowy czy jednak nie... Hmmm...
Syriusz jeju to postać, którą kocham i nie mam dość. Uwielbiam jego charakter i każdy Syriusz na innym blogu ma trochę inny dzięki czemu jest osobisty, a Twój jest superaśny! <3
Cała ta akcja z Marleną i Jamesem jest bardzo podejrzana. Coś tu dla mnie jest głębszego teraz tylko co. Jak bardzo bym chciała się tego dowiedzieliśmy! Jak Ty to robisz, że tak bardzo chcę wiedzieć więcej? :D James tylko mój kochany nie wpakuj siebie czy Lily w coś nie fajnego... Dziewczyny są jednak nieobliczalne...
Najbardziej to jednak ciekawi mnie postać Alice. Jest chłoda i zimna i służy Voldemortowi... Pytanie tylko czemu i dlaczego ona uważa, że jej nie szukali? Czy ktoś jej tak wmówił? Oraz dlaczego tak bardzo chce zniszczyć Dor? W jakim celu pojawiła się e Hogwarcie? A najbardziej ciekawi mnie jednak co działo cię z nią po porwaniu i czy to było faktycznie podawanie... Ile tych pytań jest i na każde będę z niecierpliwością oczekiwać odpowiedział.
Czekam na dalszy ciąg i kolejny rozdział. Życzę mnóstwo weny i powodzenia w szkole! Pozdrawiam cieplutko, bo u mnie z rana juz zimno i to bardzo, a ja niecierpię zimy...
Panienka Livvi ;**
Hej :*
UsuńDziękuję Ci za taki wyczerpujący i cudowny komentarz :D Ciesze się, że to co pisze powoduje, że czytelnicy zaczynają się zastanawiać nad dalszym ciągiem, bo to znaczy, że choć trochę Was zaciekawiłam :)
Nie ma sprawy, możesz pisać mi to pod każdym rozdziałem :*
Nie przekręciłaś :) I masz rację, Loraine nie zrazi się tylko dlatego tym, że nie została kapitanem, chociaż bardzo na to liczyła, i dalej będzie dzielnie dążyła do swojego celu.
Miło słyszeć, że podoba Ci się mój Syriusz, bo zastanawiałam się nad tym jak odbierzecie zarówno jego i jego przyjaźń z Loraine.
O skutkach akcji z Marleną dowiesz się już w następnych rozdziale, obiecuję :D
Alice ma za sobą bardzo długą i skomplikowaną przeszłość, którą stopniowo wraz z upływem czasu będziemy poznawać.
Dziękuje jeszcze raz za te wszystkie wspaniałe słowa i pozdrawiam serdecznie :*
Veriatte
Cześć :)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się wątek, w którym Loraine zazdrości nieco Jamesowi bycia kapitanem. To brzmi całkiem sensownie, zwłaszcza jeśli marzy się o profesjonalnych występach na miotle. No i jeszcze ta historia rodzinna w tle - świetnie się czyta, wiedząc takie rzeczy. Przez to ambicje bohaterki wydają się czymś ważnym i naturalnym, a nie tylko ciekawostką w tekście.
Pomysł z małą pałkarką był ciekawy. No bo kto by się spodziewał, że pałkarz nie musi mieć tony mięśni i gracji Gregory'ego Goyle'a? :D
Sytuacja z Alice jest super-ciekawa. Nie mam pojęcia, co się stało, że Dorcas straciła z nią kontakt, ale teraz dziewczyna mąci i to porządnie.
Kuuurczę, warto było dostać tłuczkiem w głowę, żeby poznać jedną z największych tajemnic Huncwotów. Ja bym na to poszła ;) Zwłaszcza, że Loraine zrobiła przy okazji świetny biznes i będzie mogła czasem korzystać z Mapy... Ekstra.
Kurczaki, sytuacja z Marleną wygląda groźnie... Nie wiem, co ona wymyśli, ale mam wrażenie, że nie zawaha się przed niczym, żeby pogrążyć Jamesa.
Aaaach, scena z Remusem i Loraine była przesłodka! Jaka szkoda, że zasnęła! Mam nadzieję, że okazja do randki szybko się pojawi :)
No i mocna końcówka. To znaczy, odrobinę było to nielogiczne, że dziecko nagle znika rodzicom, a oni nie wiedzą, że to porwanie. A co niby innego? Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo współczuję Dorcas, bo jej siostra przeszła coś strasznego i teraz ma w sobie ogromną żądzę zemsty, a to źle wróży.
Kocham Jily, ale lubię jak opowiadania się wielowątkowe i nie traktują wyłącznie o perypetiach Lily i Jamesa, więc to dla mnie jak najbardziej na plus ;) Było obszernie i bardzo ciekawie.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witaj :*
UsuńMoim celem było właśnie ukazanie przeszłości Loraine tak, żeby czytelnicy zrozumieli jej sposób bycia i zachowanie. Cieszę się, że uważasz, że jest ono naturalne :)
Ja też od razu zgodziłabym się na taki układ! Bez zastanowienia.
W kolejnym rozdziale dowiecie się już, jaki plan obrała Marlena w związku z Jamesem...
Wiadomość, że Alice została porwana była dla Dorcas takim zaskoczeniem dlatego, że kiedy do tego doszło miała ona zaledwie osiem lat i nie zdawała sobie jeszcze ze wszystkiego sprawy. Jej rodzice wiedzieli, że najprawdopodobniej ich druga córka została porwana, ale nie chcieli wystraszyć tym faktem już i tak oszołomionej małej Dorcas.
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i wszystkie miłe słowa :)
Pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Witam, witam! :*
OdpowiedzUsuńWchodzę, a tu taki piękny szablon! Lydia wyjątkowo się postarała, napatrzeć się nie da!
Rozdział kolejny raz wyszedł Ci bardzo fajny. Super, że poświęciłaś Loraine trochę uwagi (btw. mówiłam już, że te imię jest świetne?) Bardzo lubię, gdy bohaterowie mają swoją historię. Dopiero w którymś z kolei rozdziale dowiadujemy się, że nie jest to pozornie zwykła i nudna postać, dowiadujemy się, że ma swoją przeszłość, że w jej życiu wydarzyło się coś, co ma wpływ na jej aktualne decyzje i zachowanie. To bardzo fajne. No i właśnie dlatego polubiłam Loraine :D Nie jest nudną i zwykłą postacią - ma swoją historię, marzenia i postanowienia. A jak już przy niej jestem, ma bardzo fajne relacje z Syriuszem, dokładnie jak to napisałaś - jak brat z siostrą <3 To bardzo fajne, że nie zawsze jak jakaś dziewczyna koleguje się z Blackiem to od razu musi być w nim zadurzona, zauroczona i inne takie. Trochę słabo, że Loraine tak szybko dowiedziała się o Mapie, ale najwidoczniej przyda Ci się to w następnych rozdziałach (:
No i jeszcze ta scena z Lunatykiem! On jest taki UROCZY, czy ona naprawdę musiała zasnąć? NAPRAWDĘ? No weź...
Sytuacja z siostrą Dorcas jest jeszcze bardziej... ciekawa i skomplikowana niż mogłoby się początkowo wydawać. Przeczuwam, że wątków z nią nie będzie mało, niemniej proszę Cię o jeszcze więcej! :D
Niemniej ostatnia scena była niepokojąca. Rosalie jest bardzo intrygująca, mam przeczucie, że porywacze wmówili jej coś, to jak powiedziała, że "źle szukali albo nie chcieli jej znaleźć" to było takie charakterystyczne. No nie wiem jak to powiedzieć :D
W każdym razie rozdział długi, a szybko się go czytało!
Wytrwałości w szkole ( jeśli jeszcze chodzisz) bo jutro poniedziałek, więc ten no...
Pozdrawiam cieplutko!
AleksandraOla
Hej :*
UsuńSzablon jest przecudowny, zakochałam się w nim w momencie, kiedy tylko pierwszy raz go zobaczyłam *.*
Cieszę się, że podoba Ci się imię Loraine i ogólnie jej postać, bo nie ukrywam, że sama ją bardzo lubię :) Co do jej przyjaźni z Syriuszem byłam bardzo ciekawa jak ich odbierzecie i miło mi czytać, że wywołali w Tobie pozytywne emocje. I zgadzam się w pełni z tym, że nie każda dziewczyna musi pragnąć rzucić się na Łapę, tylko po prostu się z nim przyjaźnić.
Oj tak... Historia Alice jest baaardzo skomplikowana i zawiła, tak więc akcji z nią w roli głównej na pewno nie zabraknie, także nie masz się co martwić :)
Chodzę do szkoły, chodzę... Ale jak patrzę rano na tą beznadziejną pogodę za oknem, to aż mi się nie chce wychodzić spod kołdry. Brrr. Tak więc wytrwałość bardzo mi się przyda, dziękuję :*
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wspaniały komentarz, który poprawił mi humor i również życzę powodzenia w szkole :)
Veriatte
Hej :) niedługo wrócę, bo nie mam czasu, ale nadrobię :*
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńNo jestem, tak jak mówiłam, dzisiaj. Rozdział mi się bardzo podobał. To, że nie było w nim Jily w niczym mi nie przeszkadzało, więc nie ma się co tym martwić. :)
Widać, że Loraine, tak jak Dorcas, nie miała łatwej przeszłości. Opisałaś ją w bardzo ciekawy sposób. Spodobało mi się to jej przywiązanie do quidditcha i chęć zostania profesjonalną zawodniczką. Szkoda, że nie została kapitanem, no ale niestety, życie nie rozpieszcza.
Ta blondynka, która trafiła ją tłuczkiem z pewnością odegra jakąś rolę w tym opowiadaniu, a przynajmniej tak mi się wydaje :)
Jej, jestem ciekawa, jaką "misję" ma Alice w Hogwarcie. Takie rozmawianie o tym na środku korytarza nie było zbyt przemyślane, ale dzięki temu Dor się czegoś dowiedziała, chociaż i nie za wiele.
Dobrze, że jej nie nakryli na podsłuchiwaniu, bo pewnie źle by się to dla niej skończyło.
Relacja Syriusza i Loraine jest naprawdę urocza ♡♡ Ogólnie sam Syriusz jest uroczy, a Syriusz - troskliwy przyjaciel jest hiper uroczy :D No, nic. Ciekawe, czy Loraine wygada się przyjaciółkom o Mapie. Myślę, że w końcu to i tak się wyda.
Tutaj jeszcze dopiszę, że nie jestem pewna, czy można wyczuć siniaka. Raczej guza. Hmmm..... Chociaż w sumie siniak boli, jak się go dotknie, więc chyba można. Ok, nie było tematu :D
Dalej. James też jest hiper uroczy ♡♡♡ Dobrze, że "zerwał" z Marleną, ale pewnie będzie się na nim za to mścić, czy coś, więc niefajnie. Niech się od niego odczepi!
Jeju. Chyba nie będzie to zaskoczeniem, jak napiszę, że Remus jest hiper uroczy :D ♡♡ Szkoda, że Loraine zasnęła akurat w takim momencie, ale na pewno będzie miał jeszcze okazję, żeby się z nią umówić.
I na koniec Dorcas i kolejna rozmowa z siostrą. Porwana? Przez kogo? Śmierciożerców? Coś powoli zaczyna się wyjaśniać. Biedna Dor, nie wyobrażam sobie, jak musi się czuć. Alice/Rosalie nie powinna jej obwiniać. A tym bardziej się na niej za to mścić.
Pozdrawiam gorąco, następny rozdział skomentuję pewnie dopiero jutro. Mam takie tempo, że nie dziwię się, że narobiło mi się tyle zaległości. Zostało mi jeszcze ok. 14 blogów do nadrobienia i wszystkie czekają sobie w kolejce, która porusza się z prędkością ślimaka.
No nic.
Dużo weny i do jutra, w takim razie :)
Całuję,
Optimist
Witam ponownie :*
UsuńMasz rację, moi bohaterowie mają za sobą przeszłość, która będzie się niestety dawała im we znaki... Moim zdaniem to sprawia jednak, że są bardziej realni i prawdziwi :)
Rozmawianie o tym na środku korytarza nie było zbyt mądrym posunięciem, ale mogę to wytłumaczyć tym, że Alice była bardzo zirytowana i musiała dać upust swojemu rozdrażnieniu...
Ja też uwielbiam relacje Loraine-Syriusz! I kocham Blacka całym moim serduchem :)
Oj, James na pewno poniesie konsekwencje swojego czynu...
Miło mi czytać, że podoba Wam się próba zaproszenia przez Remusa Loraine na randkę, bo przyznam się szczerze, że w tym akurat rozdziale w ogóle miało nie być tej sceny, ale doszłam do wniosku, że pasuję mi tu idealnie...
Dorcas przeżywa teraz bardzo ciężki okres w swoim życiu i
musi sobie jakoś z tym poradzić...
Dziękuję za komentarz :*
Veriatte