9 wrzesień
Zadzwonił dzwon, który ogłaszał
koniec piątkowych zajęć, a z sal lekcyjnych zaczęli falami wypływać uczniowie,
którzy marzyli tylko o tym, aby w końcu przywitać weekend. Na zewnątrz była
piękna powoda, więc większość z nich od razu skierowała swoje kroki na szkolne
błonia, nie zawracając sobie nawet głowy zostawieniem podręczników w swoich dormitoriach.
Na niebie nie było widać ani jednej chmurki, a słońce odbijało swoje promienie
w spokojnej tafli jeziora. Gryfoni, Krukoni, Puchoni i Ślizgoni porozsiadali
się wygodnie pod drzewami i cieszyli się z dobrodziejstw, jakie dostarczały im
ostatnie letnie dni.
Jednak nie każdemu dany był
zasłużony odpoczynek. Rudowłosa dziewczyna i chłopak z kwadratowymi okularami
na nosie opuścili właśnie klasę Obrony Przed Czarną Magią i skierowali się w
kierunku lochów. Lily Evans szła kilka metrów przed Jamesem Potterem i
ignorowała wszystkie sygnały, które ten wysyłał w jej stronę. Przyspieszała,
kiedy próbował ją dogonić, a gdy ją wołał udawała, że tego nie słyszy. Po kilku
minutach znalazła się już pod drzwiami kanciapy Filcha, zapukała i nie czekając
na odpowiedź weszła do środka. Potter przekroczył próg pomieszczenia kilka
sekund po niej. Znaleźli się w małym pokoju, w którym mimo wspaniałej pogody na
zewnątrz, było przeraźliwie ciemno. Rozpadające się biurko stojące po środku
uginało się pod ciężarem różnorakich papierów i przedmiotów, które na nim
ustawiono. Pod ścianami znajdowały się różnej wielkości regały, z których każdy
był podpisany. Kartoteka i Przedmioty Skonfiskowane, to tylko dwa z nich, na
które Lily zwróciła uwagę, zanim zza jej pleców dobiegło głośne chrząknięcie.
Woźny Argus Filch stał w drzwiach
i uśmiechał się do nich złośliwie. Karanie uczniów było zdecydowanie jego
ulubioną częścią tej pracy. Jego spojrzenie powędrowało w stronę Jamesa, a
uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze bardziej obrzydliwy i odrażający.
– Pan Potter… – zaskrzeczał. – Znowu
się widzimy.
Chłopak wzruszył ramionami i
uśmiechnął się bezczelnie.
Filch zgromił go spojrzeniem i
wyprowadził na korytarz. Ruszyli za nim w całkowitym milczeniu przez lochy, aż
wreszcie znaleźli się przed salą do eliksirów, gdzie wszedł i poczłapał w
kierunku zakurzonych szafek po lewej stronie.
– Profesor Slughorn prosił mnie,
żebym znalazł mu kogoś kto posegreguje te wszystkie stare eliksiry. Alfabetycznie
– dodał z wyraźną satysfakcją. – Na wasze nieszczęście, a moją uciechę trafiło właśnie
na was. Oddajcie różdżki.
Lily niechętnie sięgnęła do torby
i wyciągnęła z niej swoją różdżkę. James poszedł w jej ślady i po chwili dwa
kawałki drewna leżały na wyciągniętej dłoni Filcha, który posłał im jeszcze
jeden złośliwy uśmiech i zniknął za drzwiami. Gdy tylko znaleźli się sami, Lily
założyła ręce na piersi i popatrzyła na Pottera spod przymrużonych powiek.
– Wyjaśnijmy coś sobie od razu,
żeby później nie było żadnych niedopowiedzeń – powiedziała stanowczym głosem. –
To, że spędzimy tu sami kolejnych kilka godzin, nie znaczy, że będziemy ze sobą
rozmawiać. W ogóle. Nie mam zamiaru się do ciebie odzywać i wyświadcz mi tą
przysługę i też tego nie rób. Ten szlaban niczego między nami nie zmienia, a ja
dalej nie chcę słuchać twoich żałosnych historyjek pod tytułem
„Marlena-mnie-wrobiła-a-ja-jestem-niewinny-uwierz-mi-i-rzuć-mi-się-w-ramiona” –
zaskrzeczała z ironią, starając się naśladować głos Jamesa. – Zrozumiałeś, czy
mam powtórzyć jeszcze raz?
James wpatrywał się w nią szeroko
otwartymi oczami. Te wszystkie słowa wyleciały z jej ust z taką prędkością, że
musiał porządnie się skupić, żeby wszystko dokładnie zrozumieć. Jednak kiedy sens
jej wypowiedzi w końcu całkowicie do niego dotarł, w jego głowie narodził się
pewien pomysł. Pomysł, który mógł mu niesamowicie pomóc.
– W takim razie się załóżmy –
powiedział wyzywająco.
Założyła ręce na piersi.
– Nie będę się z tobą o nic
zakładać, Potter – warknęła automatycznie. – Nie dam się nabrać się na te twoje
głupie gierki.
Wsadził ręce do kieszeni i zaczął
bujać się na piętach. Pokiwał pomału głową.
– No tak… – westchnął przeciągle.
– Przecież nie zniosłabyś myśli, że ze mną przegrałaś, prawda, Lily? Twoja duma
by ci na to nie pozwoliła… – Uniósł wyzywająco brew.
Zmrużyła oczy. Wyraźnie widać
było, że ją podpuszczał, ale nie mogła dać mu tej satysfakcji i się wycofać.
Jej upór zdecydowanie na to nie pozwalał. Przeklęła w myślach. Że też musiała być
taka uparta.
– Dobra – rzuciła po chwili niby
od niechcenia i wzruszyła ramionami. – Załóżmy się.
Na jego twarzy pojawił się
triumfalny uśmiech.
– Zasady są proste. Ten, kto
pierwszy się do siebie odezwie, przegrywa. I, żeby było jasne, nie gramy tylko podczas tego szlabanu. Ktoś
musi w końcu wygrać.
Evans pokiwała powoli głową.
– Co będę z tego miała jak już ze
mną przegrasz?
– Możesz sobie coś wybrać. To i
tak nie ma znaczenia, bo oboje doskonale wiemy, że nie wytrzymasz długo bez
otwierania w moją stronę swojej pięknej buźki.
– Niedoczekanie, Potter.
Zamyśliła się. Czego mogła od niego
zażądać? Galeonów? Ognistej Whisky? W końcu jednak do niej dotarło.
– Nigdy więcej nie zaprosisz mnie
na randkę.
Mimo, że jeszcze niespełna minutę
temu James był święcie przekonany o swojej wygranej i nic nie mogło go tego
pozbawić, to teraz na chwilę stracił pewność siebie. W jego głowie pojawiło się
pytanie co się stanie jeśli przegra. Po takim czasie nie mógł odpuścić przez
jakiś głupi zakład.
Dlatego nie mógł dopuścić do
tego, żeby przegrać.
– Zgoda. Ale jeżeli ty przegrasz,
pójdziesz ze mną na randkę i dasz mi wszystko wyjaśnić.
Wiedziała, że chłopak będzie
chciał od niej czegoś właśnie w takim stylu. Nie chciała z nim nigdzie iść i
nie miała zamiaru po raz kolejny słuchać jego wyjaśnień.
Dlatego nie mogła dopuścić do
tego, żeby przegrać.
– Niech będzie – odpowiedziała,
nie spuszczając z niego wzroku. – Wygrana z tobą będzie prawdziwą
przyjemnością, Potter.
– Jestem ciekaw czy z przegraną
będzie ci równie ładnie jak bez niej, Evans.
Posłał jej huncwocki uśmiech, a
ona tylko wywróciła oczami.
– Zobaczymy, kto będzie się śmiał
ostatni…
– Oj Lily, Lily… Przecież oboje
doskonale znamy odpowiedź na to pytanie.
Puścił jej oczko i zanim zdążyła
odpowiedzieć mu jakąś zgryźliwą uwagą, ogłosił rozpoczęcie zakładu. Dziewczyna
zmierzyła go tylko wzrokiem, obróciła w stronę regałów, które mieli wspólnie
uporządkować i nie tracąc już więcej czasu, zabrała się do pracy.
~ ~ ~
Od czasu jej rozmowy z Albusem
Dumbledore’m minęły trzy dni, a ona dalej nie zastosowała się do jego rady.
Bała się. Nie była przekonana czy jest to właściwa decyzja, którą powinna była
w tym momencie podjąć. Wiedziała, że dyrektor może mieć rację, i prawdopodobnie
ją miał, ale ten krok niósł za sobą pewne ryzyko. Ryzyko, którego nie chciała
podejmować. Nie było wcale tak, że robiła to tylko ze względu na siebie. Nie.
Miała na uwadze dobro innych ważnych dla siebie osób i to właśnie dlatego tak
długo się zastanawiała.
Po raz kolejny przywołała w
myślach wspomnienie tamtego wieczoru i ponownie zaczęła wszystko od początku dokładnie
analizować.
– Panna Meadowes – usłyszała głos dochodzący z wnętrza pomieszczenia, a
kiedy popchnęła lekko drzwi, stanęła twarzą w twarz z samym dyrektorem. –
Spodziewałem się, że w najbliższym czasie zobaczę panią w moich skromnych
progach.
Z lekkim wahaniem przekroczyła próg gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
Dumbledore podszedł do swojego biurka i usiadł na fotelu. Rozejrzała się po
pomieszczeniu. Był to duży, okrągły pokój, w którym pełno było przedmiotów,
które Dorcas widziała po raz pierwszy w życiu. Na jednej z półek stała
wyświechtana Tiara Przydziału, która zaledwie tydzień wcześniej przydzieliła
jej siostrę do Slytherinu. Ściany dookoła pokryte były portretami dawnych
dyrektorów Hogwartu, którzy teraz przyglądali jej się z zaciekawieniem, albo
spali smacznie w swoich ramach. Zajęła miejsce na rzeźbionym, drewnianym
krześle naprzeciwko profesora i wbiła wzrok w swoje ręce. Nie wiedziała co ma
powiedzieć i od czego zacząć.
– Zgaduję, że przyszłaś do mnie, żeby porozmawiać o swojej siostrze.
Czy mam rację?
Zaniemówiła i podniosła na niego wzrok. Patrzył się na nią zza
okularów-połówek swoimi niebieskimi jak ocean oczami, które potrafiły
przewiercić na wylot i uśmiechnął się zachęcająco. Czyli o wszystkim wiedział.
Pokiwała głową.
– Nie wiedziałam, że wie pan o Rosalie… – przyznała.
Pokiwał tylko głową, a ona wypuściła głośno powietrze z płuc.
– Jak to możliwe? – wyszeptała.
– To pytanie, na które niestety nie mogę ci odpowiedzieć, niezależnie
od tego jak bardzo chciałbym to zrobić. Należałem do osób, które były
zaangażowane w poszukiwanie twojej siostry, ale wtedy, dziewięć lat temu, ślad
po niej zaginął. Założyliśmy więc najgorsze – zatrzymał się na chwilę,
pozwalając dziewczynie na zrozumienie wypowiedzianych przez niego słów. – Kilka
tygodni temu otrzymałem jednak list, w którym zawarta została prośba o
przyjęcie do szkoły. Nie wiedziałem kim jest Alice Clark dopóki nie zjawiła się
w moim gabinecie pod koniec wakacji. Próbowałem z nią porozmawiać i dowiedzieć
się czegoś o jej przeszłości, ale nie chciała nic powiedzieć. Nie mogłem jej do
tego zmusić zważywszy na to, że posiadała dokumenty zaświadczające o tym, że
nazywa się Alice Clark, a wcześniej objęta była nauką domową. Staram się
znaleźć coś, co pozwoli nam odpowiedzieć na wszystkie pytania, ale niestety nie
jest to łatwe. Jej życie od momentu zaginięcia jest dla nas jedynie wielką,
czarną plamą, której w żaden sposób nie możemy usunąć. Niezależnie od tego, jak
dobre i wyszukane byłyby nasze zaklęcia. Jestem prawie pewien, że sama nie
dałaby rady tak dobrze zatuszować swojej przeszłości i ktoś bardzo umiejętnie
jej w tym pomógł. A my musimy dowiedzieć się, kto to był…
W tym momencie zdała sobie sprawę, że powinna powiedzieć Dumbledore’owi
o rozmowie między Alice a Ślizgonami, którą niedawno podsłuchała. Mówili wtedy
o Czarnym Panu i wyglądało na to, że jej siostra ma z nim jakiś kontakt.
Pośredni czy też bezpośredni. To mogło okazać się milowym krokiem dla
dyrektora, ale mimo tej świadomości nie mogła tego zrobić. Nie chciała tak od
razu przylepiać jej etykietki Śmierciożercy. Jej chęć samodzielnego rozwiązywania
problemów i niechęć do otrzymania pomocy ponownie dała o sobie znać.
– Na tą chwilę możemy jednak mieć tylko nadzieję na to, że sama nam o
wszystkim powie, kiedy uzna to za odpowiednie.
– Nie sądzę żeby było to w ogóle możliwe. Próbowałam z nią rozmawiać,
ale ona się mnie wypiera. Nie chce mnie znać. I… – przerwała i ściszyła głos. –
Ona mi groziła.
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie, a dyrektor przybrał na twarz zaniepokojoną
minę.
– Jeżeli będzie działo się coś niepokojącego, to natychmiast przyjdź z
tym do mnie – powiedział stanowczo. – Ale sądzę, że powinnaś dać jej trochę
czasu, zanim całkowicie ją skreślisz. I powiedz o niej przyjaciołom – zasugerował.
– Zasługują na to, żeby wiedzieć przez co teraz przechodzisz. Nie możesz ich od
siebie odsuwać, bo w rezultacie zostaniesz z tym całkowicie sama. Pomogą ci,
jestem o tym przekonany. Tylko daj im ku temu okazję…
To nie było takie łatwe jak mogło
się wszystkim wydawać. Owszem, mogła im powiedzieć. Mogła opowiedzieć im swoją
pełną historię i mieć nadzieję, że zrozumieją dlaczego ukrywała to przed nimi
przez te wszystkie lata. Mogła przestać być z tym wszystkim sama. Ale gdzieś
czaiła się jednak myśl, że Alice może to wykorzystać. Nie wiedziała do czego
jest zdolna, a powiedziała jej przecież, że zrobi z jej życia piekło. Nigdy nie
zapomni wyrazu jej twarzy w momencie, kiedy wypowiadała te słowa. Widziała w
jej oczach wyraz satysfakcji. Bała się, że im więcej osób będzie znało prawdę,
tym większy będzie krąg, w który jej siostra może uderzyć. Z drugiej strony nie
wiedziała jak długo da radę trzymać to w tajemnicy. W ciągu tych kilku dni Lily
dziesiątki razy zdążyła się jej zapytać o co chodzi i czy wszystko jest na
pewno w porządku. Za każdym razem ją zbywała. Bała się, że jeżeli dalej tak
pójdzie, to straci obydwie przyjaciółki. Od ich ostatniej kłótni Loraine ją
ignorowała i nie zwracała na nią uwagi. Traktowała ją tak, jakby po prostu w
ogóle nie istniała. Evansówna starała się jakoś załagodzić ich spór, ale
niestety nic nie wskórała.
Coraz bardziej chciała im o
wszystkim powiedzieć, ale najpierw musiała porozmawiać z jeszcze jedną osobą, a
idealna ku temu okazja nadarzyła się właśnie w tym momencie. Weszła do Pokoju
Wspólnego i zobaczyła Syriusza siedzącego na jednej z bordowych kanap i
przepisującego coś szybko. Podeszła do niego i usiadła obok. Przeniósł na nią
spojrzenie swoich szarych tęczówek.
– Muszę z tobą porozmawiać… –
zaczęła, zanim zdążyć zadać jakiekolwiek pytanie.
– Loraine powiedziała mi jak ją
nazwałaś – przerwał jej. – Skoro tak traktujesz swoich przyjaciół to myślę, że
raczej nie mamy o czym rozmawiać.
Odwrócił wzrok, wstał i chciał
odejść, ale zatrzymał go jej głos.
– Ja wcale tak o niej nie myślę…
– powiedziała z jękiem. – Jest dla mnie jak siostra. Byłam zdenerwowana i nie
panowałam nad tym, co mówię. Kto jak kto, ale akurat ty powinieneś to
zrozumieć, bo przeważnie najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz. Przeproszę
ją jak tylko będzie chciała ze mną porozmawiać, ale proszę cię… Wysłuchaj mnie.
Naprawdę potrzebuję twojej pomocy.
Jej głos był tak szczery i
zagubiony, że nie mógł jej tak po prostu zostawić. Wrócił na swoje miejsce.
Westchnął.
– O co chodzi?
Zaczęła wykręcać sobie palce ze
zdenerwowania.
– Twój brat… – zaczęła, a Syriusz
wyraźnie się spiął, kiedy tylko o nim wspomniała. – Regulus, prawda? On trzyma
się ze Śmierciożercami. Jak… Jak ty sobie z tym radzisz?
Kiedy mówiła, ani razu na niego nie
spojrzała, ale kiedy już skończyła, podniosła wzrok i odszukała nim jego
szarych, stalowych oczu. Wpatrywał się w nią bez mrugnięcia okiem i wyglądał na
zaskoczonego, a równocześnie lekko zdenerwowanego. Spodziewał się wszystkiego,
ale nie takiego pytania. Zacisnął dłonie w pięści.
– Wybacz, ale nie rozumiem
dlaczego o to pytasz… – powiedział chłodno. – I nie sądzę, że chcę ci o tym
opowiadać.
Nie miał ochoty o tym rozmawiać.
Nienawidził, kiedy ktoś wypytywał go o jego rodzinę, bo wtedy od razu zalewała
go fala złości, kiedy przypominał sobie wszystkie te okropne rzeczy, które
przydarzyły mu się w domu przy Grimmauld Place 12 w Londynie. Kiedy był jeszcze
małym chłopcem, zanim po raz pierwszy wsiadł do ekspresu Londyn – Hogwart, nie
zdawał sobie sprawy z tego, że jego rodzice, a w szczególności matka, jest po
prostu zła. Uważał jej zachowanie za normalne, bo nie miał żadnego porównania,
czy punktu odniesienia. Wszyscy, którymi się wtedy otaczał byli tacy sami.
Wzdrygnął się na samo wspomnienie tych niezliczonych razy, kiedy obrywał różnym
zaklęciami za złe w mniemaniu matki zachowanie. Teraz, kiedy był już dorosły,
doskonale wiedział, że decyzja Tiary, o przydzieleniu go do Gryffindoru
uratowała mu życie. Nie chciał sobie nawet wyobrażać co by się stało gdyby
trafił do Slytherinu tak, jak cała jego rodzina. Może i był zdrajcą krwi. Może
i był wyrodnym synem. Może te wszystkie rzeczy, które wypisywała mu Walburga
Black w wyjcach i listach były prawdą. Może i powinien wstydzić się za to kim
jest i jaki ma stosunek do mugoli. Może i tak było. Ale kiedy mijał się na
korytarzu z Regulusem i mierzył się z nim lodowatym spojrzeniem, widział w nim
to, czym on nigdy nie chciałby się stać. I czym nigdy się nie stanie.
Dorcas wypuściła głośno powietrze
i zebrała całą odwagę jaką w sobie miała. Powinna mu powiedzieć o Alice.
Nadarzyła się teraz ku temu wprost idealna okazja. Wiedziała, że Syriusz by ją
zrozumiał, bo jakby nie patrzeć, miał doświadczenie z rodzeństwem – Śmierciożercą.
Zamiast tego zdecydowała się jednak na niedopowiedzenia.
– Można powiedzieć, że jestem
teraz w podobnej sytuacji – zaczęła powoli i zauważyła, że chce o coś zapytać,
ale natychmiast uciszyła go dłonią. – I ta osoba
zaczęła mi grozić. Powiedziała, że mnie zniszczy, a ja jestem przerażona.
Nie wiem do czego tacy ludzie są zdolni i nie wiem co mam teraz robić.
Wypowiadając ostatnie wyrazy
zaczęła lekko drżeć.
– Jeśli nie powiesz mi o co
dokładnie chodzi, to nie sądzę, że będę mógł ci pomóc. O kim ty mówisz, Dorcas?
Dziewczyna pokręcił tylko głową.
– Przykro mi Syriuszu… Nie mogę
powiedzieć nic więcej. Jeszcze nie teraz… – wyszeptała.
To, co do tej pory mu powiedziała
i tak wymagało od niej wielkiego wysiłku i poświęcenia.
Chłopak pokiwał głową i
zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią. Był cholernie ciekawy o kim i o
czym ona mówi, ale nie miał zamiaru pytać o szczegóły, bo był pewien, że i tak
nie dostanie szczerej odpowiedzi. W końcu każdy miał swoje tajemnice, a on
chcąc nie chcąc musiał uszanować jej decyzję.
– Myślę, że przede wszystkim nie
powinnaś zachowywać się tak, jakbyś się bała. Chce cię zastraszyć, a ty nie
możesz dać jej tej satysfakcji. Kimkolwiek ta osoba jest, powinnaś pokazać jej, że jej groźby na ciebie nie
działają. Powinnaś żyć tak jak żyłaś do tej pory i nie dać się zastraszyć.
Jestem pewien, że ostatnie czego chce to to, żebyś była szczęśliwa.
~
~ ~
Ktoś zapukał do drzwi. Nie
odrywając wzroku od książki krzyknęła „proszę!” i po raz setny przeczytała
jedno i to samo zdanie. Leżała w identycznej pozycji już od jakiejś godziny i
jej szyja zaczynała powoli dawać o sobie znać. Podręcznik do eliksirów leżał na
podłodze, a ona zwisała z łóżka wymachując nogami w powietrzu skupiając się
bardziej na tym, żeby robić to w równym tempie, niż na samym tekście.
Zdmuchnęła z twarzy kosmyk blond włosów, który wydostał się z jej niedbałego
koka i opuściła gwałtownie głowę tak, że uderzyła w drewniany przód łóżka.
Czarnowłosy chłopak roześmiał się głośno, a ona jęknęła.
– Zabierz to ode mnie, błagam! –
krzyknęła Loraine przeciągle, waląc raz po raz czołem w ramę mając nadzieję, że
pomoże jej to chociaż trochę w lepszym rozumieniu.
Na ten widok Syriusz wybuchnął
kolejną salwą śmiechu, która przypominała lekko warczenie psa, i podszedł do
dziewczyny. Wziął do ręki książkę, zatrzasnął ją i odrzucił za siebie nie
patrząc nawet gdzie celuje. Podręcznik odbił się od przeciwległej ściany i z
głuchym echem spadł na podłogę. Blondynka podniosła na niego głowę i posłała mu
pełne wdzięczności spojrzenie.
– Dziękuję, że zlitowałeś się
nade mną, mój wybawco! Ślęczę nad tym już jakąś – zamyśliła się, próbując
przypomnieć sobie ile czasu minęło odkąd postanowiła zabrać się za próbowanie
zrozumienia Eliksirów – wieczność i dalej za cholerę nie mogę zapamiętać
wykorzystania eliksiru wiggenowego.
– Łatwizna – wzruszył ramionami.
– Leczy rany.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
– Mógłbyś mnie nie dobijać i nie
mówić o tym jak o czymś co jest tak oczywiste jak to, że Armaty z Chudley znowu
wygrają mistrzostwa ligi? – zapytała ze złością.
– Właściwie to wiem to tylko
dlatego, że przed chwilą przepisywałem od Luniaka wypracowanie, ale skoro masz
mnie za geniusza w dziedzinie eliksirów, to bardzo mi to schlebia.
Wyszczerzył zęby, a ona posłała
mu spojrzenie spod przymrużonych powiek. Co jak co, ale z tego akurat
przedmiotu była beznadziejna. Nie miała zielonego pojęcia jak to się stało, że
rok temu ze swoimi wynikami z SUM-ów dostała się na rozszerzony poziom, ale
tłumaczyła to sobie chwilową utratą świadomości przez komisję, która wtedy
właśnie sprawdzała jej egzamin. Nie było innej opcji. Bo jak inaczej
wytłumaczyć to, że dostała Powyżej Oczekiwań i z tym wynikiem idealnie kwalifikowała
się do uczęszczania na lekcje do profesora Slughorna? Ale doszła wtedy do
wniosku, że skoro już otrzymała taką możliwość, to żal jej było nie wykorzystać
i właśnie dlatego leżała teraz bezradnie i przeklinała się w myślach za to, że
nie poprosiła o ponowne sprawdzenie jej testu.
– Dlaczego ten stary Ślimak nie
może nagle ciężko zachorować i pojechać na całoroczną obserwację do Munga? No
dlaczego?!
– Myślę, że Evans i Smark mogliby
mieć coś przeciwko temu…
To przypomniało o czymś Loraine,
która zerwała się nagle na kolana, zapominając całkowicie o nauce.
– Lily i James są teraz razem na
szlabanie, prawda?
Syriusz przytaknął.
– Nie wiem jak ty, ale ja myślę,
że to nie skończy się dobrze. Ze zdolnością Pottera do wprowadzania ją w stan
totalnej wściekłości będę zaskoczona, jeśli wróci stamtąd żywy albo z głową we właściwym miejscu…
Ze śmiechem przyznał jej rację.
– Istnieją tylko dwa wyjścia z
tej sytuacji – powiedział. – Albo w końcu się pogodzą albo jeszcze bardziej
pokłócą. Oboje wiemy co jest bardziej prawdopodobne…
Spojrzeli na siebie znacząco.
– Jednak na twoim miejscu
bardziej niż o Jamesa martwiłbym się Meadowes…
Na dźwięk nazwiska
współlokatorki, Loraine zacisnęła wargi i wyraźnie się spięła. Syriusz to
zignorował i kontynuował.
– Przyszła do mnie przed chwilą i
spytała jak to jest mieć brata śmierciożercę…
– Nie obchodzi mnie to –
oświadczyła stanowczo.
Otworzył usta chcąc coś
powiedzieć, ale od razu mu przerwała.
– Przestań – postanowiła jak
najszybciej zmienić temat. – A tak właściwie, to dlaczego zaszczycasz mnie
swoją skromną osobą? Zapomniałeś, że nie wolno wam wchodzić do damskich dormitoriów?
– uniosła pytająco brwi.
Uśmiechnął się z błyskiem w oku i
chwycił w rękę miotłę, którą oparł wcześniej o łóżko i zarzucił ją sobie na
ramię.
– Nie, dlatego wcale tu nie
wszedłem…
–… tylko wleciałem – dokończyła
za niego dziewczyna i wywróciła oczami. – A co jeżeli akurat byłabym nago, a ty
byś sobie tak bezkarnie tu wtargnął?
– Tragedia – odpowiedział jej
sarkastycznie. – Chociaż w sumie nie jestem pewien czy chciałbym to koniecznie
zobaczyć – dodał po chwili zastanowienia.
Loraine chwyciła bordową poduszkę
leżącą obok i rzuciła nią w niego z całej siły. Jej celność oczywiście jej nie
zawiodła i trafiła go prosto w głowę.
– Jesteś okropny. Nie wiem jak ja
mogę się z tobą przyjaźnić. Powinnam raczej założyć twój antyklub i rozdawać
wszystkim ulotki z napisem „Nie zbliżaj się do Blacka, bo jego głupota jest
zaraźliwa”.
Ich najlepszym wspólnym zajęciem
było przedrzeźnienie siebie nawzajem. Loraine nigdy nie pozostawała obojętna na
jego zaczepki, dokładnie tak samo jak i Syriusz. Gdyby traktowali to wszystko
poważnie, już dawno by się do siebie nie odzywali. Mieli jednak do siebie tak
duży dystans, że w ogóle im to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – bardzo ich
bawiło.
– Nie radziłbym ci tego robić, bo
wtedy byłbym zmuszony opowiedzieć wszystkim o tym co zrobiłaś w piątej kla…
– Nie waż się nawet kończyć!
Roześmiał się, za co oberwał
kolejną poduszką.
– Tak więc sama widzisz… Jesteś
do mnie przywiązana do końca swojego marnego życia.
Posłała mu minę jaką obdarzało
się zazwyczaj osoby, których szczerze się nienawidzi, a on nic sobie z tego nie
robiąc, z uśmiechem na ustach otworzył jej kufer i zaczął wyciągać z niego
kolejne rzeczy. Rzucił w jej kierunku jeden z ochraniaczy na kolana, bordową
bluzę z herbem Gryffindoru, a potem podniósł znad walizki rękę, w której
trzymał jej czarny, koronkowy biustonosz. Zacmokał, oglądając go z każdej
strony.
– No, no Mer… Nie spodziewałem
się tego po tobie – posłał jej figlarny uśmiech.
W ekspresowym tempie wyrwała mu
bieliznę z ręki, wrzuciła z powrotem do kufra i zatrzasnęła go z hukiem, o mało
nie miażdżąc mu palców, które w ostatniej chwili zdążył jednak stamtąd zabrać.
Po raz kolejny w ciągu ich rozmowy wybuchnął śmiechem. To już zaczynało być
irytujące.
– Nie bądź taka zawstydzona.
Uwierz mi, że w swoim życiu widziałem już nie jeden stanik.
– Och, pewnie należał do jakiejś
dziewczyny, która po tym, jak zorientowała się, że jesteś kompletnym kretynem
zostawiła ci go, żebyś mógł przyszpanować kumplom i się od niej odczepił –
odgryzła się. – Chociaż czekaj! Twoje dziewczyny nie są na tyle bystre, żeby
dojść do takiego wniosku… Dlatego w ogóle się tobą interesują. Ich poziom
inteligencji jest jeszcze niższy od twojego, jeżeli to jest w ogóle możliwe…
– Zabawne – skwitował. – A teraz
koniec tego dobrego. Zbieraj się. Idziemy potrenować.
Te dwa słowa sprawiły, że
zapomniała o ich uprzejmej wymianie zdań i wyskoczyła z łóżka jak oparzona. Chwycił
w jedną rękę ochraniacz i bluzę, którą parę minut temu rzucił jej Syriusz, a
drugą już sięgała po miotłę. Po dosłownie dziesięciu sekundach stała już przy
drzwiach patrząc na niego wyczekująco i nie przejmując się w zupełności tym, że
nie zaopatrzyła się w drugi ochraniacz. Pokręcił tylko głową, uśmiechnął się
pod nosem i wyszedł za nią przez drzwi. Właśnie za to tak bardzo ją uwielbiał.
~ ~ ~
Jej praca dobiegała już pomału
końca. Przez cztery ostatnie godziny nie robiła nic innego jak tylko wyciągała
z szafki kolejną fiolkę lub buteleczkę z kolorową zawartością, czyściła ją
zwilżoną szmatką i odstawiała na bok. Następnie zgodnie z opracowanym przez nią
na początku systemem, układała je z powrotem zgodnie z literami alfabetu.
Działała już niemalże mechanicznie. Obawiała się, że po tym szlabanie jej
zamiłowanie do ważenia eliksirów osłabnie, do czego absolutnie nie chciała
dopuścić. Spojrzała ze złością na swojego towarzysza, który od samego początku
ich zakładu siedział pod ścianą i z głupkowatym uśmiechem na ustach przyglądał
się jej podczas pracy. Jego szafka była nieruszona. Nie miała pojęcia kiedy on
ma zamiar się w końcu za to zabrać, ale powstrzymywała się od zadania pytania.
Nie mogła przez to przegrać. To była już jego sprawa. Chciał spędzić tutaj całą
noc, żeby rano od razu znaleźć się na lekcji eliksirów? Nie ma sprawy. Nic jej
do tego. Ona już prawie wykonała swoje zadanie i miała zamiar jak najszybciej
opuścić tą ciemną salę w lochach. Z satysfakcją i uśmiechem na ustach odstawiła
na półkę ostatnią buteleczkę i zamknęła drzwiczki regału. Rozprostowała ręce i
rozluźniła nadgarstki, chwyciła w dłoń swoją szkolną torbę i już miała zbierać
się do wyjścia, kiedy James w końcu wstał z miejsca. Posłał jej szeroki uśmiech
i sięgnął do tylnej kieszeni swoich jeansów, skąd wyciągnął różdżkę. Lily
upuściła torbę na ziemię i popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w
których malowała się wyraźna złość pomieszana z niedowierzaniem. Chłopak puścił
jej oczko i machnął krótko różdżką. W następnej chwili cała zawartość jego
szafko lśniła czystością. Jeszcze jedno machnięcie i fiolki zaczęły się między
sobą mieszać. Po niespełna trzydziestu sekundach wszystko było idealnie równo
poukładane i szczerze powiedziawszy wyglądało znacznie lepiej niż u Lily.
Evansówna wprost nie mogła w to
uwierzyć. Przez cały ten czas miał przy sobie różdżkę, którą za jednym zamachem
wykonał całą robotę, podczas kiedy ona męczyła się z tym przez cztery godziny!
Cztery godziny! Jej policzki poróżowiały z wściekłości i zacisnęła pięści. Jego
zachowanie wytrąciło ją z równowagi do takiego stopnia, że już na końcu języka
miała gotową tyradę, którą nade wszystko chciała mu teraz wykrzyczeć prosto w
twarz. W ostatnim momencie ugryzła się jednak w język, co wywołało na jego
twarzy jeszcze większy uśmiech niż ten, który miał do tej pory. Kiedy dzisiaj
po południu przyjmowała jago zakład nie spodziewała się, że chłopak będzie grał
niesprawiedliwie. Była pewna, że gdyby nie ich gra, załatwiłby ten szlaban za
ich oboje i już po godzinie, żeby nie wzbudzać podejrzeć Filcha, znaleźliby się
w swoich dormitoriach i mogli odpocząć. Jak widać Potter był już tak doskonale
wprawiony w szlabany z woźnym, że dawno zaopatrzył się w fałszywą różdżkę,
którą za każdym razem mu oddawał, podczas kiedy prawdziwa spoczywała spokojnie
na dnie wewnętrznej kieszeni jego szaty.
Lily odetchnęła głęboko kilka
razy z zamkniętymi oczami, odliczyła w myślach od dziesięciu do zera żeby choć
trochę ukoić nerwy i przywołała na twarz najsłodszy uśmiech na jaki było ją
stać. Podniosła upuszczoną wcześniej torbę, zarzuciła ją sobie na ramię i
zostawiła Jamesa samego, przy okazji stając całym ciężarem swojego ciała na
jego prawej stopie.
To, że nie mogła wyładować swojej
złości w obecności Pottera nie znaczyło, że tak od razu miała się uspokoić.
Przeszła pod portretem Grubej Damy trzaskając nim mocno, co wywołało okrzyk
niezadowolenia z jej strony i przemaszerowała przez Pokój Wspólny kierując się
od razu w stronę schodów prowadzących do żeńskich dormitoriów. Wyklinając w
myślach ostatnie cztery zmarnowane godziny, nacisnęła klamkę i niemalże
natychmiast się zatrzymała, bo coś jej nie pasowało. W pokoju nie znajdowała
się ani Dorcas ani Loraine. Zamiast nich koło jednego z łóżek krzątała się
jakaś obca dziewczyna, która co chwila sięgała do kufra i coś z niego
wyciągała.
– Przepraszam – powiedziała
automatycznie Lily. – Chyba pomyliłam drzwi.
Jej towarzyszka już otwierała
usta żeby coś powiedzieć, ale Lily cofnęła się szybko i ponownie znalazła się
na wąskiej klatce schodowej, nie dając jej nawet dojść do słowa.
Stała tak przez chwilę
zastanawiając się nad czymś głęboko. Po chwili spojrzała na drewniane wrota
przed sobą i zmarszczyła brwi. Wszystko się zgadzało. Złota cyfra dziewięć
wisząca na nich upewniła ją tylko w tym, że wcale się nie pomyliła. To było jej
dormitorium. Przeniosła wzrok trochę niżej i wtedy zorientowała się już o co
chodzi. Tabliczka wisząca pod numerem pokoju informowała o zamieszkałych w nim
osobach.
Evans, Lily
Meadowes, Dorcas
Mersey, Loraine
Macdonald Mary
Zmarszczyła brwi. Ponownie weszła
do środka i zastała tą samą dziewczynę, która teraz przerwała składanie ciuchów
w idealną kosteczkę i uśmiechnęła się do niej lekko. Miała średniej długości
kręcone blond włosy i niebieskie oczy.
– Cześć – przywitała się
nieśmiało.
– Musiała tu chyba zajść jakaś
pomyłka. To jest dormitorium moje, Dorcas i Loraine – powiedziała, może trochę
zbyt ostro, nie zawracając sobie głowy powitaniem
Kolejny nieśmiały uśmiech.
– Niezupełnie… Jestem waszą nową
współlokatorką. Nazywam się Mary Macdonald.
~ ~ ~
Słońce już dawno schowało się za
linię horyzontu, kiedy dwójka Gryfonów skierowała się z powrotem w kierunku
zamku. Byli właśnie po kilkugodzinnym treningu, który wycisnął z nich siódme
poty. Loraine czuła, że jutro rano będzie miała poważny problem ze wstaniem z
łóżka, ale nie obchodziło ją to. Lubiła ten rodzaj bólu, bo miała wtedy ogromną
satysfakcję, że poprzedniego dnia dała z siebie absolutnie wszystko. Tak było i
tym razem.
– Dobrze, że dzisiaj trochę poćwiczyliśmy.
Po twoim wypadku bałem się, że nie będziesz mogła już nią tak sprawnie rzucać –
odezwał się Syriusz, kiedy przemierzali szkolne błonia. – A tego zdecydowanie
byśmy nie chcieli, bo już niedługo nasz pierwszy mecz.
– Czyli tylko dlatego mnie tu
wyciągnąłeś? Żeby upewnić się, że nie przegramy?
– No oczywiście, że tak. Co za
głupie pytanie – prychnął. – Nie mów mi tylko, że myślałaś, że to dlatego, że miałem
ochotę z tobą pograć…
– No skądże… Musiałabym być
ostatnią idiotką, żeby sobie coś takiego wyobrażać.
– A my oboje wiemy, że nią nie
jesteś… – powiedział z sarkazmem za co dostał od niej kuksańca w prawy bok.
Otworzyli wielkie wrota
prowadzące do środka i po cichu przekroczyli próg. Już dawno było po ciszy
nocnej, więc musieli uważać, żeby nie wpaść na Irytka, albo co gorsza, Filcha.
Przeszli przez ogromną Salę Wejściową, a potem wspięli się po marmurowych
schodach prowadzących na pierwsze piętro. Syriusz zaczął prowadzić ich w
kierunku jednego z tajemnych przejść, który znacznie skróciłby ich podróż do
Wieży Gryffindoru, kiedy zza rogu usłyszeli kocie miauczenie.
Kotka woźnego, Pani Norris
wyłoniła się zza zakrętu i zmierzyła ich swoimi żółtymi ślepiami, świecącymi w
ciemności. Chwilę później do ich uszu dobiegł dźwięk poczłapywania po kamiennej
posadzce i oboje zdali sobie sprawę, że lada chwila ujrzą przed sobą Filcha. Żadne
z nich nie miało najmniejszej ochoty na otrzymanie szlabanu, więc Syriusz
chwycił Loraine za rękę i pociągnął ją ku najbliższej wnęce w ścianie, w której
umieszczona była masywna, żelazna zbroja.
Znaleźli się teraz w dość
dwuznacznej pozycji. Black opierał się plecami o ścianę i przy swojej piersi
jedną ręką trzymał za nadgarstek dziewczynę, która napierała na niego całym swoim
ciałem. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Patrzyli sobie w oczy i
nie odzywali się ani słowem. Oboje starali się oddychać jak najciszej, żeby nie
zostać przyłapanym na wałęsaniu się po zamku grubo po dozwolonej godzinie.
Minęło kilka pełnych napięcia minut, aż w końcu kroki i pomiaukiwania ucichły.
Oni jednak dalej się nie ruszali. W następnej chwili, kiedy Loraine miała
zamiar wyjść już z ukrycia, Syriusz zrobił coś, czego oboje się absolutnie nie
spodziewali. Nachylił się nad nią
likwidując dzielącą ich przestrzeń.
___________________
Witajcie! :*
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu i zostawicie poniżej swoją opinię :) Wasze zdanie jest dla mnie niezmiernie ważne i motywujące, więc naprawdę zachęcam wszystkich czytających do komentowania :)
Nie wiem co by tu jeszcze napisać oprócz tego, że dziękuję Wam serdecznie za prawie 1500 wyświetleń i 10 obserwujących <3
Pozdrawiam gorąco, bo pogoda nie za ciekawa...
Do zobaczenia za dwa tygodnie! :*
Veriatte
Pierwsza! Zaklepuję :) ^^
OdpowiedzUsuńO jeżu! Coś Ty narobiła! :D Black pocałował Loraine! Jak to, przecież byli przyjaciółmi. Chociaż nie ukrywam, że spodziewałam się tego :D
UsuńDzisiaj tak nie po kolei: bardzo szkoda mi Dorcas. Jest naprawdę przestraszona, powinna zaufać przyjaciołom. ( i znów wspólny element, co mi się podoba - mamy chyba podobny styl pisania :D). Jak zaczęła rozmawiać z Blackiem to już pomyślałam, że będzie coś na rzeczy a on się przyssał do Loraine :D ech...
I nowa lokatorka! Podoba mi się to ;)
Zakład Lily i Pottera świetny :D chociaż wiem, po prostu czuję, że wygra go James :D kobiety nie potrafią się nie odzywać - nawet do wrogów :D.
Rozbawiła mnie reakcja Lily na różdżkę Jamesa. I od razu mi się skojarzyły słowa mojego taty: "cwana jesteś, ale nie do końca" :D Wvans myślała, że pierwsza skończy robotę, a James będzie harował, a tu proszę niespodzianka :D
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
Weny, czasu i radości :)
Buziaki :*
Hej :*
UsuńCóż ja mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Nie mogę zapanować nad zachowaniem Syriusza :D
Cieszę się , że podoba Ci się zarówno wprowadzenie Mary do opowiadania jak i mały zakładzik Jily :) Już niedługo się okaże, które z nich ma silniejszą wolę...
Dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam :*
Veriatte
Aaale fajna końcówka! Przez cały rozdział liczyłam, że to się stanie i doczekałam się! Hurra! Kocham Syriuszowe romanse :D Chcę jeszcze!
OdpowiedzUsuńSzlaban Jamesa i Lily też był całkiem słodki. Spodziewam się, że przebieg zakładu będzie niesamowity, chociaż oczywiście Jim musi wygrać. Widzę, że zastosowałyśmy podobny chwyt z fałszywą różdżką :) Oj, będzie się działo.
Oprócz dwóch uroczych wątków w rozdziale znalazł się inny, dość przykry. Dumbledore udzielił Dorcas dobrej rady - powinna zaufać swoim przyjaciołom i dać im szansę na wsparcie jej. W końcu, jeśli Rosalie będzie chciała skrzywdzić przyjaciół Dorcas, to i tak to zrobi, bez względu na to, czy znają jej historię, czy nie. Ciekawie ją to wszystko powiązało z Syriuszem, jakoś wcześniej o tym nie pomyślałam.
I nowa współlokatorka! Ciekawe, jaką rolę tu odegra.
W rozdziale działo się naprawdę sporo, więc czytało się szybko i przyjemnie. Oby tak dalej :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Dziękuję serdecznie za komentarz :)
UsuńSzczerze mówiąc, zastanawiałam się przed opublikowaniem tego rozdziału jakie będzie Wasze wrażenie po pocałunku Loraine i Syriusza, więc cieszę się, że się podobało :D
Faktycznie! Nie zdawałam sobie sprawy z tego podobieństwa, kiedy pisałam ten rozdział, bo powstał on już dobre parę tygodni temu...
Masz rację, że jeżeli Alice będzie chciała coś zrobić, to zrobi to nie patrząc na nic, ale Dorcas za bardzo się o wszystko martwi, żeby to do niej dotarło.
O Mary będziecie dowiadywać się więcej w kolejnych rozdziałach :)
Pozdrawiam serdecznie!
Veriatte
Ojej. ♡♡
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to hej, kochana. Przychodzę spóźniona, ale chyba nie tak bardzo, bardzo. W każdym razie i tak przepraszam :)
Rozdział jest naprawdę cudowny! Zakochałam się w ostatniej scenie ♡♡♡
Ale zacznę od początku:
Zakład Lily i Jamesa. Jestem ciekawa, kto przegra, bo wydaje mi się, że oboje są tak samo uparci i wytrwali. Mam jednak nadzieję, że to Evans pierwsza ulegnie. I tak długo wytrzymała, skoro nie nawrzeszczała na niego po tej akcji z ukrytą różdżką. Ale kibicuję Jimmy'emu :) Oby doszło do tej randki. Byłoby świetnie.
Spodobało mi się to, jak opisałaś uczucia Dorcas i jej rozmowę z dyrektorem, a potem z Syriuszem. Jest naprawdę w trudnej sytuacji, ale faktycznie powinna udawać, że nie obchodzą jej groźby jej siostry, bo wtedy tylko by ją nakręciła. Mam też nadzieję, że uda jej się pogodzić z Loraine.
Nowa współlokatorka. Jestem jej ciekawa. Dlaczego pojawiła się dopiero teraz i jaki ma charakter? Na razie Mary wydaje się dość nieśmiała, ale może to się zmieni. Czekam, jak rozwinie się jej historia :)
I teraz moje ulubione fragmenty ♡
Syriusz i Loraine. Merlinie, to było takie urocze. Ich relacja jest wspaniała, naprawdę świetnie ją opisałaś. Te przekomarzanki, itd. Ale widać, że naprawdę się lubią.
I to ukrycie się przed woźnym!!! O, matko. Czy Syriusz ją pocałował? ♡♡♡♡♡ Błagam, niech ją pocałuje. Byliby cudowną parą.
Ale pewnie któreś z nich stwierdzi, że są tylko przyjaciółmi i nic z tego nie będzie, ale mam inną nadzieję :D Jeju, tak bardzo mi się to spodobało, że nie potrafię tego opisać.
Cudownie, cudownie, cudownie. No zakochałam się po prostu w tym momencie ♡♡♡♡
Biegnę czytać, czy się pocałowali, czy nie i czy Lily przegrała zakład. O ile to jest w następnym rozdziale :)
Pozdrawiam gorąco i życzę weny do pisania tak wspaniałych rozdziałów, jak ten ♡
Całusy,
Optimist
Hej :*
UsuńW ogóle nie martw się spóźnieniem :) Doskonale rozumiem brak czasu, bo sama niestety na takowy cierpię...
Jejku aż mi się ciepło w serduszku zrobiło, kiedy czytałam tyle wspaniałych słów! Dziękuję! <3
Zgodzę się z Tobą, że zarówno James jak i Lily są bardzo uparci i żadne z własnej woli nie dopuści do tego, żeby przegrać...
Dla Dorcas to naprawdę trudny okres, ale musi się w końcu wziąć w garść i nie dać się tak zastraszać przez Alice. Zobaczymy jednak co z tego wyjdzie ;)
Historia Mary będzie się pomału rozwijać w przyszłych rozdziałach...
Nawet nie wiesz jak miło mi czytać, że komuś tak bardzo jak mnie podoba się relacja Loraine-Syriusz. Uwielbiam ich! :)
Tak, Syriusz ją pocałował, ale ich związek chyba nie miałby szans na przetrwanie. Za bardzo się ze sobą przyjaźnią żeby nagle zostać parą i narazić to, co jest teraz między nimi...
Dziękuję Ci za tak fantastyczny komentarz i tyle wspaniałych słów :*
Ściskam mocno,
Veriatte
28 yr old Software Engineer I Hobey Blasi, hailing from Gimli enjoys watching movies like Baby... Secret of the Lost Legend and Cabaret. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ferrari 250 LM. YOURurl.com
OdpowiedzUsuń