10 wrzesień
Następnego dnia cała społeczność
Hogwartu była świadkiem trzech nietypowych wydarzeń i zachowań, jakie miały
miejsce wśród mieszkańców Domu Lwa. Każde z nich nie miało nigdy wcześniej
miejsca i było równie szokujące co dwa pozostałe. Kto by pomyślał, że przez
jeden wieczór tyle rzeczy może ulec zmianie?
Po pierwsze, przy sobotnim
śniadaniu na stałym miejscu Lily, Dorcas i Loraine siedziała blondwłosa
dziewczyna, która nie była żadną z tych trzech wyżej wymienionych. Był wczesny
ranek, dlatego w Wielkiej Sali zawiewało pustkami, ale wśród rannych ptaszków
pojawiało się pytanie „Kim ona, do cholery, jest?”. I wtedy część z nich
doznawała olśnienia. Przypominała sobie, że wcześniej gdzieś ją już widzieli.
Przeszukiwali zakamarki własnej pamięci i już wiedzieli. Zawsze cicha,
nieśmiała, ale przerażająco inteligentna i znająca odpowiedź na każde pytanie.
Mary Macdonald. Podczas swojej sześcioletniej kariery w szkole, dziewczyna zdążyła
już przywyknąć do tego, że nikt jej nigdy nie kojarzył. Przyczyn było wiele, a
w dużej mierze sprowadzały się one do niej samej. Prawda była jednak taka, że w
większości czasu jej to odpowiadało. Lubiła swój samotny świat, w którym nie
było nikogo i niczego oprócz niej, pergaminu, pióra i atramentu. Mogła spędzać
całe dnie na pisaniu, a pisała właściwie wszystko. Począwszy od pamiętnika,
poprzez wiersze i opowiadania, a kończąc na artykułach i reportażach. Były
jednak chwile, w których żałowała, że nie jest duszą towarzystwa, ani nie ma
nikogo z kim mogłaby porozmawiać o swoich problemach. Miała odrobinę nadziei,
że gdy wprowadzi się do innego dormitorium, będzie mogła jakoś to naprostować.
Myślała, że da radę zaprzyjaźnić się z nowymi współlokatorkami, i że ten rok
okaże się inny od wszystkich. Jednak po wczorajszym niezbyt miłym przywitaniu
przez Lily Evans, tym jak Loraine Mersey wpadła do dormitorium i bez słowa
zakryła sobie usta dłonią niczego nie wyjaśniając, i jak późnym wieczorem w
pomieszczeniu pojawiła się Dorcas Meadowes i niemal natychmiast zaszyła się za
bordową kotara swojego łóżka, Mary zadała sobie jednak jedno ważne pytanie.
„Gdzie ona, na Merlina, trafiła?” i doszła do wniosku, że nie jest tam
całkowicie mile widziana. Jej nowe współlokatorki nie dały jej nawet szansy na
wyjaśnienie tego, dlaczego tak naprawdę znalazła się w ich sypialni. Bo
przecież nie przyjechała na wymianę, nie zmieniła szkoły ani nic z tych rzeczy.
Wręcz przeciwnie. Chodziła do Hogwartu od pierwszej klasy, ale mimo to
zdecydowała się na opuszczenie swojego dotychczasowego dormitorium. Uważała, że
szczególnie Evans powinna była poznać ten powód.
Po drugie, gołym okiem widać było,
że nad przyjaźnią Syriusza Blacka i Loraine Mersey pojawiły się ciemne chmury. Unikali
kontaktu wzrokowego, nie żartowali, ani nie dyskutowali zawzięcie o quidditchu.
Siedzieli tylko bez słowa, każde skupione na swoim własnym talerzu.
Kiedy poprzedniego dnia Syriusz
ją pocałował, dziewczyna była kompletnie oszołomiona tym, co właśnie się wydarzyło.
To było niedopuszczalne. Jej najlepszy przyjaciel ją pocałował, a co było
jeszcze gorsze, ona mu na to pozwoliła. Nie odepchnęła go, bo była w zbyt
wielkim szoku żeby to zrobić. Kiedy Black w końcu się od niej odsunął,
spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, a do niego chyba dotarło co
zrobił. Zanim zdążył się w ogóle odezwać, Loraine wyjąkała, że Filch już chyba
sobie poszedł i uciekła stamtąd tak szybko, jak to tylko było możliwe.
A on? On nie miał zielonego
pojęcia dlaczego to zrobił. Nigdy nie sądził, że do tego dojdzie. Może to przez
to, że znajdowali się tak blisko siebie? Może to dlatego, że widział jej hipnotyzujące
zielononiebieskie oczy, które wpatrywały się w niego bez mrugnięcia okiem? Może
to dlatego, że przez jeden krótki moment zapomniał, że jest dla niego jak
siostra i dostrzegł w niej po prostu piękną i wyjątkową dziewczynę? A może to
dlatego, że czuł do niej coś więcej niż tylko przyjaźń?
Po trzecie, kiedy po
kilkudziesięciu minutach na śniadaniu pojawiła się Lily Evans, a zaraz po niej do
Wielkiej Sali wszedł James Potter, wszystkich zgromadzonych zatkało. Nie
nastąpiła między nimi żadna kłótnia o to, że James odważył się odetchnąć, nie
padły ironiczne stwierdzenia, ani nie doszło do próby podrywu. Panowała między
nimi kompletna cisza, co do tej pory było raczej niespotykane. Kiedy chłopak
zajął miejsce dokładnie naprzeciwko Rudowłosej i uśmiechnął się do niej szeroko,
mrugając przy tym okiem, Lily zacisnęła tylko usta i nałożyła sobie na talerz
sporą porcję jajecznicy.
– Dor, mogłabyś powiedzieć
Potterowi, żeby nie robił z siebie jeszcze większego idioty niż jest w
rzeczywistości?
Dorcas zajmowała miejsce po jej
lewej stronie i co chwila zerkała w stronę stołu Ślizgonów. Alice nie było w
Wielkiej Sali, a ona zaczęła się zastanawiać co jej siostra może teraz robić.
Może próbuje na kimś nowe czarno magiczne zaklęcie? Może kontaktuje się w jakiś
sposób ze Śmierciożercami? Na samą myśl dziewczynę przeszedł nieprzyjemny
dreszcz. Nie rozpoznawała już osoby, w którą zamieniła się Rosalie i straciła pewność,
czy chce na nowo nawiązać z nią utracony dawno temu kontakt.
Kiedy nie wykonała polecenia
Lily, ta spiorunowała ją spojrzeniem, na które odpowiedziała poprzez
przepraszające wzruszenie ramionami. Wsadziła do ust ostatni kawałek tosta i
powiedziała reszcie, że musi skoczyć jeszcze do Slughorna, żeby zapytać się go
o coś dotyczącego wypracowania, które mieli napisać na poniedziałek. Syriusz,
który miał już serdecznie dość napięcia, jakie panowało między nim i Loraine,
zaproponował jej swoje towarzystwo, po czym oboje opuścili pomieszczenie.
– Czy ktoś mógłby mi w końcu
powiedzieć co tu się dzieje? – spytał z ciężkim westchnieniem Remus. – Dorcas
od początku roku zachowuje się dziwnie, wy się do siebie nie odzywacie – tu
wskazał widelcem na Lily i Jamesa, po czym skierował go w stronę Loraine – a ty
i Black macie jakiś kryzys.
Lily upiła łyk soku dyniowego i
jako pierwsza pospieszyła mu z odpowiedzią.
– Pozwól, że odpowiem za siebie…
Potter sobie ubzdurał, że się z nim umówię, ale nie musi się o to martwić, bo
jeszcze nie zwariowałam, a mój mózg jest nadal na właściwym miejscu czyli tam,
gdzie u niego znajduję się tylko próżnia – uśmiechnęła się słodko.
Mimo, iż jej słowa skierowane
były w stronę Lupina, James doskonale zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę są
one dla niego. Ach tak… Skoro tak chciała się bawić, to nie ma żadnego
problemu. Od razu podjął grę i nie patrząc na nią zwrócił się do przyjaciela.
– Problem w tym Luniaczku, że
Lily nie dopuszcza do siebie myśli, że tak naprawdę, w głębi swojego lodowatego
serduszka, jednak pragnie się ze mną umówić, tylko duma jej na to nie pozwala…
Dziewczyna przejęła pałeczkę.
– Och, Remusie. Naprawdę
współczuję ci, że musisz dzielić jedno dormitorium z tak zadufanym w sobie, nadętym,
dziecinnym…
–… wspaniałym – wtrącił James.
–… aroganckim kretynem –
dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
Lupin otworzył już usta, żeby
odpowiedzieć, ale Rogacz mu na to nie pozwolił, bo skierował swoje słowa w
kierunku blondynki siedzącej niedaleko Lily.
– Ja też ci współczuję Loraine,
bo nie dałbym chyba rady na okrągło wysłuchiwać od swojej współlokatorki jaki
to jestem przefantastyczny. To musi być naprawdę nie do zniesienia… – pokręcił
głową z udawanym zrozumieniem.
Loraine wystawiła przed siebie
dłonie w celu obrony.
– Ej, mnie w to nie mieszaj.
Swoje gierki załatwiajcie między sobą.
James wzruszył tyko ramionami,
nie przestając ciągnąć zabawy.
– Tak więc Remusie, o czym ja to
mówiłem? Ach, tak… Gwarantuje ci, że do końca tego tygodnia, jak jeszcze nie
szybciej, Lily porzuci swoje uprzedzenia i zaszczyci mnie swoją obecnością na
najbliższym wyjściu do Hogsmeade.
Rudowłosa prychnęła. Nie miała
zamiaru dać się tak łatwo podejść. Zacmokała i pokręciła ze współczuciem głową,
patrząc porozumiewawczo w stronę Remusa.
– W tym tkwi właśnie problem
Pottera… Nie potrafi oddzielić grubą linią tego, co wytworzył w swojej
zdecydowanie zbyt wybujałej wyobraźni od tego, co jest faktem. A w tym
przypadku faktem jest nic innego jak to, że w najbliższym czasie będzie musiał
porzucić swoje żałosne próby zrobienia na mnie wrażenia i znaleźć sobie nową
pasję. Wiesz, coś w stylu kolekcjonowania świerszczy albo pisania tanich
wierszy, które kiedyś mi wysyłał…
– Nie sądzisz, że Evans jest za
bardzo naiwna? Wmawia sobie, że…
– Dobra! – krzyknął w końcu
zdenerwowany Lupin. – Zapomnijcie, że w ogóle zapytałem!
Odwrócił wzrok od mierzących się uważnym
spojrzeniem Lily i Jamesa i zwrócił się z ciężkim westchnieniem w stronę
Loraine. Od jego nieudanej próby zaproszenia jej na randkę minął prawie
tydzień, ale do tej pory nie zebrał w sobie tyle odwagi, żeby spróbować
ponownie, więc starał zachowywać się tak jak zawsze.
– Może chociaż ty mnie oświecisz
i powiesz co jest na rzeczy z tobą i Łapą?
Loraine się zgarbiła i skupiła
całą swoją uwagę na misce przed sobą udając nagłe zainteresowanie płatkami.
Nikomu jeszcze o tym nie powiedziała. Bała się wypowiedzieć te słowa na głos,
bo byłoby to równoznaczne z tym, że są one prawdziwe. Ale z drugiej strony
musiała je z siebie wyrzucić, a Remus zdawał się być najodpowiedniejszą osobą,
której mogła powierzyć ten sekret. Lily była za bardzo zajęta prowadzeniem głupich
gierek z Jamesem, z Dorcas była pokłócona, a nie mogła w tej sprawie udać się
do osoby, do której zwykle przychodziła w podobnych sytuacjach, bo problem
dotyczył właśnie niej.
– Syriusz mnie pocałował – mruknęła
niewyraźnie, dalej nie podnosząc wzroku i mieszając bezsensownie łyżką w mleku.
Gdy do Remusa dotarł sens tych
trzech słów, z wrażenia aż wypuścił z dłoni widelec, który odbił się od
talerza, a towarzyszący temu dźwięk sprawił, że w ich stronę zwróciło się kilka
gapiów. Kiedy jednak doszli oni do wniosku, że nie dzieje się nic wartego ich
cennej uwagi, wrócili do swojego monotonnego życia i dopiero wtedy miodowooki
chłopak zdołał coś z siebie wydusić.
– Że co proszę?! Black… Black cię
pocałował?! – nie mógł uwierzyć własnych uszom. – Przecież wy się przyjaźnicie.
Jak… Jak do tego w ogóle doszło?
Loraine wzruszyła tylko
ramionami.
– Nie wiem – odpowiedziała
zgodnie z prawdą i milczała przez następne kilka sekund. – I co ja mam teraz
zrobić, Remusie? Nie chcę, żeby to w jakiś sposób wpłynęło na nasze relacje, a
tak się właśnie teraz dzieje. Nie jestem w stanie spojrzeć mu nawet w oczy.
Naprawdę nie chcę stracić kolejnego przyjaciela… – westchnęła.
W końcu podniosła na niego wzrok,
ale wcale nie spodobało jej się to co w tej chwili ujrzała. W jego oczach nie
było tak charakterystycznej dla niego chęci niesienia wszystkim pomocy i bezgranicznego
zrozumienia. Zamiast tego wpatrywał się w nią nieodgadnionym spojrzeniem, w
którym dostrzegła też odrobinę wściekłości. Nie odpowiadając jej na pytanie
wstał z miejsca i ruszył w kierunku wyjścia.
~
~ ~
Opuścili Wielką Salę, ale zamiast
do lochów, Dorcas udała się w stronę wyjścia z zamku, a Syriusz bez słowa
ruszył za nią. Szli w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach i nie odczuwające
większej potrzeby, żeby ze sobą rozmawiać. Oboje chcieli choć na chwilę uciec
od przyjaciół i móc w spokoju pomyśleć nad swoim kolejnym krokiem.
Syriusz z rękami w kieszeni
kopnął z całej siły kamyk, który znalazł się pod jego nogami. Był na siebie
wkurzony. I to mocno. Co mu strzeliło do głowy, żeby pocałować Loraine?! Po
jaką cholerę to zrobił?! Mógł spokojnie się odsunąć, wrócić razem z nią do
Pokoju Wspólnego i wszystko byłoby po staremu. Musiał, no po prostu musiał
wszystko spieprzyć, no bo po co ma być normalnie, skoro można skomplikować
sobie życie? I co on miał teraz zrobić? To był zwykły impuls. Jedna chwila
nieuwagi, która mogła przeważyć nad dalszym losem całej jego przyjaźni z
dziewczyną. A on naprawdę nie chciał jej stracić. Rozumieli się bez słów i
mimo, że przeważnie wszystko obracali w żart, zawsze byli dla siebie w razie
jakichkolwiek problemów. A teraz, całkowicie przez niego, to wszystko stanęło
pod jednym, wielkim znakiem zapytania. Cała ich wieloletnia przyjaźń mogła już
nie być taka jak dawniej, bo prawdopodobnie ciągle będzie towarzyszyła im ta
dziwna niezręczność, której próbkę mogli zasmakować podczas dzisiejszego
śniadania. No bo jak niby mieli się teraz zachowywać? Jakby ich pocałunek nigdy
nie miał miejsca? A może powinni o tym po prostu zapomnieć i uznać za jednorazową
wpadkę? No bo to nic nie znaczyło, prawda? Syriusz zadał sobie takie pytanie i
zastanowił się przez dłuższą chwilę nad odpowiedzią. W swoim siedemnastoletnim
życiu miał okazję całować się jakąś niezliczoną ilość razy, ale żaden z jego
wcześniejszych pocałunków nie był choć w najmniejszym stopniu podobny do tego,
do jakiego doszło wczorajszego wieczoru. Nie czuł podniecenia, obrzydzenia ani
nawet znudzenia. To było tak, jakby całował się z własną siostrą. Bardzo
dziwnie. Pożałował tego sekundę po tym, kiedy oderwał się od jej ust, ale było
już niestety za późno, żeby w jakiś sposób to odkręcić. Potem Loraine uciekła,
nie pozwalając mu nawet spróbować wytłumaczyć, choć prawdę mówiąc nie był do
końca pewien co by jej powiedział, gdyby jednak tam z nim została. Teraz czuł
się po prostu podle. Kiedy dzisiejszego ranka dziewczyna ani razu na niego nie
spojrzała poczuł, że właśnie traci jedną z najważniejszych osób w swoim życiu,
i że jest to całkowicie jego wina. Musiał to jakoś naprawić. Co powinno się
robić w takich sytuacjach? Przeszło mu przez myśl, żeby spytać kogoś o radę,
ale nie znał nikogo, kto podobnie jak on pocałował swoją najlepszą
przyjaciółkę, z którą nie łączy go nic więcej niż tylko szczera, siostrzano–braterska
miłość i chce to wszystko wyprostować. Jednym słowem znalazł się w
beznadziejnej sytuacji, z której widział tylko jedno sensowne wyjście. Musiał z
nią porozmawiać.
Nim zdążył się zorientować,
znaleźli się nad brzegiem jeziora, a Dorcas usiadła pod wiekowym dębem,
opierając się plecami o jego pień i wpatrując się w jakiś niezidentyfikowany
punkt w oddali. Schylił się, wziął do ręki płaski kamyk i rzucił go z całej
siły, powodując, że odbił się on kilka razy od tafli wody.
– O czym myślisz? – spytał nie
odwracając się ku dziewczynie, nadal wpatrując się w lśniącą i spokojną
powierzchnię jeziora.
Meadowes zamrugała kilkakrotnie
wybudzając się z zamyślenia, który to stan towarzyszył jej od momentu wstania
od stołu w Wielkiej Sali. A o czym tak naprawdę myślała? Głównie o Alice. Od
momentu kiedy pierwszego września ujrzała ją po raz pierwszy w drzwiach
Wielkiej Sali w jej głowie panował ciągły mętlik. Zdążyła jednak zauważyć, że
od tamtej pory jej podejście do siostry znacznie się zmieniło. Na początku była
niesamowicie szczęśliwa i wzruszona, bo nigdy wcześniej nie sądziła, że dane
jej będzie spotkać ją ponownie po tylu latach. Potem, kiedy doszło do ich
pierwszej rozmowy, a ona się jej wyparła i dała wyraźnie do zrozumienia, że nie
chce mieć z nią nic wspólnego, Dorcas była załamana i nie wiedziała co ma ze
sobą zrobić. Nie straciła jednak nadziei, że jej siostra dalej istnieje, gdzieś
w głębi duszy jej nowej odsłony i musi po prostu dać jej trochę więcej czasu.
Kiedy jednak podsłuchała jej rozmowę o Voldemorcie, a później poszła z nią porozmawiać
i usłyszała te kilka słów, które do tej pory wywoływały u niej gęsią skórkę,
zaczęła powoli tracić nadzieję na odnalezienie w niej swojej bliźniaczki. Alice
pod żadnym względem nie przypominała osoby, którą Dorcas kiedyś znała i nie
wyglądało na to, że miała ona jeszcze kiedykolwiek powrócić. Więc czy był sens
dalszej walki? Czy powinna dalej starać się naprawić ich relację i sprowadzić
ją na właściwą drogę? Czy może raczej odpuścić i żyć swoim dawnym życiem, tak
jak radził jej poprzedniego dnia Syriusz? Problem tkwił jednak w tym, że nie
było już „dawnego życia”. Nie mogła zapomnieć o tym, że jej siostra wciąż żyła.
Nie mogła ponownie wymazać jej z pamięci. Miała więc tylko dwie możliwości.
Albo pogodzić się, że Rosalie nie jest już tą samą osobą co kiedyś, albo dalej
próbować do niej dotrzeć. Na tą chwilę nie wiedziała jednak jeszcze, którą
drogę wybierze.
– Myślisz, że ludzie mogą się
zmienić? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Ale tak naprawdę – dodała.
Chłopak zastanowił się przez
chwilę.
– Mogą – odpowiedział, a w jego
głosie czuć było, że jest o tym przekonany. – Pod wpływem niespodziewanych i traumatycznych
wydarzeń, albo bardzo silnych emocji ludzie potrafią całkowicie zmienić swoje
podejście do życia i sposób patrzenia na świat. Zdają sobie sprawę z tego, co
tak naprawdę ma dla nich znaczenie i czego właściwie pragną. Dorastają.
Pokiwała tylko głową. Jeśli miała
być zupełnie szczera, to musiała przyznać, że nie spodziewała się takich słów
padających z ust Syriusza Blacka. Zawsze widziała w nim tylko wiecznego
Huncwota, kawalarza i nałogowego podrywacza, który jest o wiele zbyt pewny
siebie. Ale teraz, po tylu latach znajomości, dostrzegła w nim kogoś innego.
Kogoś inteligentnego i posiadającego swoje własne zdanie. Potrafiącego być poważnym
i nie żartować ze wszystkiego, byleby tylko uniknąć prawdziwej rozmowy.
Popatrzyła na niego ukradkiem z podziwem w oczach. Naprawdę ją teraz zaskoczył.
Pozytywnie zaskoczył.
Przypomniała sobie o słowach,
które usłyszała od niego poprzedniego dnia. Zastanawiała się, czy chłopak może
mieć choć trochę racji. Mimo, iż nie miał zielonego pojęcia o położeniu w jakim
aktualnie się znajdowała, nie naciskał na nią w żaden sposób, tylko powiedział
co myśli. Może powinna była mu powiedzieć? No bo kto zrozumiałby to tak jak on?
Z wszystkich jej przyjaciół tylko on wiedział co to znaczy być szantażowanym
przez członka swojej rodziny i jak to jest, kiedy twoje rodzeństwo okazuje się
być całkowicie innymi ludźmi, niżbyśmy tego od nich oczekiwali. I mimo, że nie
miała z nim do tej pory jakichś bliższych kontaktów, czuła w głębi duszy, że
akurat u niego mogłaby szukać oparcia i pomocy, której niewątpliwie bardzo
teraz potrzebowała, mimo, że przez dłuższy czas nie chciała po nią sięgnąć. Była
przekonana, że nie osądzałby jej za to, że ukrywała przed wszystkimi swoją
przeszłość, bo on też nie był nigdy chętny do rozmawiania o swojej własnej. Mogła
mu zaufać.
Wzięła głęboki oddech i wypuściła
głośno powietrze z ust, zbierając się na odwagę.
– Pamiętasz, jak wczoraj zapytałeś
się mnie, o czym mówię?
Syriusz w końcu oderwał wzrok od
linii horyzontu i odwrócił się w jej kierunku.
– Pamiętam – popatrzył jej w oczy
zaniepokojonym wzrokiem. – Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Kolejny wdech i wydech.
– Nikt nie ma o tym pojęcia, i tak
ma zostać, dlatego musisz mi obiecać, że mogę ci zaufać, i że nikomu tego nie
opowiesz – powiedziała śmiertelnie poważnym głosem.
– Jeżeli nie chcesz tego mówić,
to nie musisz. Zastanów się, bo potem możesz tego żałować. Ja nie będę na
ciebie naciskał.
Znowu uderzyła w nią jego
postawa. Nie spodziewała się kiedykolwiek ujrzeć tej odsłony Syriusza Blacka.
– Nie – zaprzeczyła. – Muszę
komuś w końcu o tym powiedzieć, bo to zaczyna pochłaniać mnie od środka i nie
wiem ile czasu dam radę jeszcze z tym żyć…
Teraz to on pokiwał głową, jakby
doskonale rozumiejąc, co dziewczyna ma na myśli. Jednak jedna rzecz nie dawała
mu w tej chwili spokoju.
– Dlaczego chcesz zwierzyć się
akurat mi? Nie zrozum mnie źle… Z chęcią wysłucham i pomogę, ale nie sądzisz,
że Evans będzie lepszą kandydatką?
– Myślę, że jesteś jedyną osobą,
która to zrozumie… – uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
Odwzajemnił ten gest i usiadł
wygodnie obok niej.
– W takim razie słucham.
Zaczęła nerwowo bawić się rąbkiem
swojej koszuli, nie wiedząc zupełnie od czego powinna zacząć. Najlepiej od samego początku pomyślała w
duchu i po raz kolejny wypuściła ze świstem powietrze z płuc.
– Kiedy byłam na drugi roku moi
rodzice zginęli, w wyniku ataku Śmierciożerców na nasz dom… – zaczęła, a
Syriusz pokiwał współczująco głową na znak, że o tym wie. – Ale to nie pierwsze
osoby, które straciłam, kiedy byłam dzieckiem… – powiedziała cicho, ale zaraz
potem ktoś jej w brutalny sposób przerwał.
– Black!
Oboje obrócili swoje głowy o sto
osiemdziesiąt stopni i zobaczyli idącego w ich stronę Remusa, który trzymał w
ręku różdżkę i wyglądało na to, że był gotów użyć jej w każdej chwili. Na jego
twarzy widoczna była złość i zaciętość, a widząc tą niebezpieczną mieszankę,
Syriusz poderwał się z miejsca i ruszył mu naprzeciw. Dorcas po chwili poszła w
jego ślady.
– Co jest, Luniek? Co się sta…
Nie dane mu było dokończyć, bo w
następnej chwili poczuł na swojej twarzy uderzenie pięści Lupina. Odruchowo
złapał się za nos i poczuł na dłoni ciepłą krew. Jego przyjaciel strzepał rękę
z grymasem bólu zupełnie tak, jakby ten cios bolał go równie mocno jak
Syriusza.
– Kurwa! – syknął Black. – Co to,
do cholery, miało być?!
Remus popatrzył na niego spod
przymrużonych powiek.
– To za Loraine. Nie próbuj nawet
jej wykorzystać.
I odszedł, zostawiając Syriusza w
stanie kompletnego osłupienia.
~
~ ~
Po
tym jak Syriusz otrząsnął się z wszechogarniającego go szoku i z pomocą Dorcas
zatamował krwotok płynący z nosa, przeprosił szybko dziewczynę obiecując, że
niedługo dokończą rozmowę i ruszył biegiem w kierunku zamku, gdzie kilka minut wcześniej
zniknął jego przyjaciel. Jak przystało na prawdziwego Huncwota, w ekspresowym
tempie pokonał wszystkie kondygnacje schodów oraz plątaniny korytarzy i już po
chwili znalazł się w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Przeczesał pomieszczenie swoimi
szarymi oczami, a gdy nie zobaczył nigdzie w pobliżu Lupina, bez zastanowienia
skierował swoje kroki na schody. Otworzył szarpnięciem drzwi dzielące go od
swojego dormitorium i stanął w miejscu.
Lunatyk
siedział na swoim łóżku, opierając łokcie na kolanach i trzymając się rękami za
kark wpatrywał się w podłogę. Na pierwszy rzut oka widać było, że coś go gryzie
i nie daje mu spokoju.
–
Możesz mi w końcu powiedzieć co to miało być?!
Remus
oderwał wzrok od dywanu i przeniósł go na Łapę. W jego oczach malowała się
skrucha, ale były też ślady tej samej wściekłości, której wyraz dał nad
jeziorem. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, nie odzywają się słowem, aż w
końcu Lupin ponownie wbił wzrok w posadzkę.
– Masz
zamiar mi odpowiedzieć?
Syriusz
ruszył się z miejsca i podszedł do przyjaciela szturchając go w ramię. Ten
natychmiast zerwał się z miejsca i pchnął go w klatkę piersiową tak, że Black zmuszony
był cofnąć się o krok i wymierzył w niego palcem.
– Zasłużyłeś
na to – warknął.
Syriusz
roześmiał się z niedowierzaniem.
– No
to może oświecisz mnie co takiego zrobiłem, co zasługiwało na to, że mój
przyjaciel postanowił nagle mnie pobić? – spytał z ironią w głosie.
– Nie
udawaj idioty – powiedział. – Pocałowałeś Loraine.
Łapa
roześmiał się jeszcze raz, ale tym razem o wiele głośniej.
– Nie
śmiej się głupio – warknął. – Wiem jaki jest twój sposób działania. Uwodzisz
jakąś naiwną laskę, która jest wniebowzięta, bo Syriusz Black postanowił
zwrócić na nią swoją uwagę, bawisz się nią dopóki ci się nie znudzi, zostawiasz
ją i szukasz kolejnej głupiej. Do tej pory się w to nie mieszałem, ale tym
razem już przesadziłeś, stary. Nie pozwolę ci wykorzystać Loraine – powiedział
stanowczo. – Myślałem, że jesteście przyjaciółmi, że ci na niej zależy... – powiedział kręcąc głową. – Ale jak widać
dla ciebie przyjaźń z dziewczyną jest kompletną abstrakcją – dodał.
– Wyjaśnijmy
coś sobie… – powiedział stanowczo. – Po pierwsze, wcale nie mam zamiaru jej
wykorzystać. Nie planowałem tego. Tak po prostu wyszło, więc się tak nie spinaj
i trochę wyluzuj. Po drugie, wiem, co to znaczy przyjaźń z dziewczyną, bo to
jest właśnie to, co łączy mnie z Mer. Tylko przyjaźń i nie poza tym. I po
trzecie, myślę, że należą mi się przeprosiny, nie uważasz?
Lupin
opuścił wzrok, ale się nie odezwał. W jego głowie toczyła się właśnie bitwa o
to, czy powinien zaufać Blackowi czy też nie. Mimo wszystko byli jednak
najlepszymi przyjaciółmi od ponad sześciu lat i znali się nawzajem na wylot.
Remus doskonale potrafił wyczuć, czy któryś z Huncwotów kłamie, a w tym
przypadku nic na to nie wskazywało. Westchnął głęboko odganiając od siebie
nagromadzoną w nim złość.
–
Pokaż mi ten nos – powiedział krzywiąc się na widok zakrwawionej twarzy
chłopaka.
Mimo,
że na pozór nie były to wcale przeprosiny, Syriusz właśnie tak zinterpretował
te słowa i wystarczyły one, żeby wybaczył Remusowi. Nie mógł się przecież na
niego obrazić za taką błahostkę jaką było uderzenie w twarz. To nie miałoby
sensu.
Lupin
podszedł do niego i sprawdził, czy nos przypadkiem nie jest złamany, jednak okazało
się, że wszystko jest z nim w porządku. Widocznie nie był jeszcze tak wprawiony
w bójkach, żeby wiedzieć gdzie zadać cios, żeby spowodować uszczerbek na
zdrowiu. Wcale z tego powodu nie rozpaczał.
Gdy
blondyn usiadł ponownie na swoim łóżku, Black podszedł do swojego kufra i
wyciągnął z niego dwie pełne butelki Kremowego Piwa. Otworzył je jednym ruchem
różdżki i podał jedną swojemu towarzyszowi. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się lekko,
uniósł naczynie i upił z niego dość spory łyk. Syriusz już miał pójść w jego
ślady, kiedy jego butelka zatrzymała się w połowie drogi do ust. Otworzył
szeroko swoje stalowe oczy i wlepił je w Remusa. Jak mógł tego wcześniej nie
zauważyć?
–
Zakochałeś się w niej, prawda?
~ ~ ~
Lily
wpadła do dormitorium i podbiegła do swojego łóżka. Zgarnęła z niego do torby
gruby podręcznik do Eliksirów, kilka pustych zwoi pergaminów oraz pióro z
kałamarzem wypełnionym czarnym atramentem. Było sobotnie popołudnie i większość
uczniów spędzało je poza murami zamku ciesząc się ostatnimi dniami lata,
wylegując się na błoniach i nie robiąc nic pożytecznego, o ile do tej kategorii
nie zaliczało się leżenie na plecach na trawie i bezczynne wpatrywanie się w
chmury pływające po czystym, jasnoniebieskim niebie. Do tej grupy nie zaliczała
się jednak rudowłosa Gryfonka, ale ona zawsze nieco odbiegała od reszty, więc
nie było w tym nic nadzwyczaj specjalnego. Po kilku godzinach spędzonych w
bibliotece na poszukiwaniach potrzebnych materiałów, postanowiła usiąść
wygodnie w Pokoju Wspólnym i napisać wypracowanie na eliksiry, na jakże
interesujący i fascynujący temat jakim było zastosowanie Eliksiru
Wielosokowego. Wiedziała doskonale, że jutrzejszego wieczoru Loraine jak zwykle
przyjdzie do niej z błagalnym spojrzeniem i miną zbitego psa i poprosi, żeby
Evansówna pomogła jej z tym okropnym esejem. Wolała więc skończyć swoje już
wcześniej. Nie mogła nic poradzić na to, że nienawidziła robić czegoś na
ostatnią chwilę, bo nie mogła wtedy poświęcić temu należytej ilości uwagi i
skupienia.
Już
miała opuścić swoją sypialnię, kiedy ktoś znajdujący się w środku wypowiedział
jej imię. Mary Macdonald stała w drzwiach prowadzących do ich wspólnej łazienki
i uśmiechała się do niej lekko.
– Jak
dobrze, że tutaj jesteś. Myślę, że jest coś, o czym jak najszybciej powinnaś
się dowiedzieć…
Lily
nie zdążyła jeszcze przyzwyczaić się do myśli, że ktoś nowy dzieli z nimi
dormitorium. Od pierwszego września pierwszej klasy była tylko ona, Dorcas i
Loraine. Przez te wszystkie lata, to pomieszczenie było miejscem tak wielu
kłótni, przeprosin, płaczów, zwierzeń czy prywatnych rozmów, że dziwne było to,
że nagle zamieszkuje w nim jeszcze jedna osoba, która nie ma o żadnej z nich
zielonego pojęcia. To tak, jakby ktoś odważył się wtargnąć w ich sferę
przyjaźni.
–
Przykro mi, Mary, ale nie mam teraz na to czasu. Muszę napisać wypracowanie dla
Slughorna…
I
wyszła, zanim blondynka zdążyła choćby odpowiedzieć. Lily doskonale zdawała
sobie sprawę, że nie traktuje Macdonald tak jak powinna, ale to wszystko było
winą Pottera. Gdyby nie zdenerwował jej tak bardzo podczas ich wczorajszego
szlabanu, nie wróciłaby rozwścieczona do Wieży Gryffindoru i nie byłaby tak
wredna dla nowej znajomej. Jak zwykle całe zło sprowadzało się właśnie do tego
chłopaka.
Wyklinając
w myślach zarówno na niego, jak i na ten cały idiotyczny zakład, przez który
nie mogła mu powiedzieć co sądzi o jego dziecinnym zachowaniu, usiadła na
jednym z bordowych foteli i rozłożyła wszystko na małym stoliku przed sobą.
Otworzyła księgę na zaznaczonej stronie i zaczęła szukać na zapisanej drobnym
maczkiem stronie informacji nadających się do jej pracy, kiedy jej wzrok
przykuło coś na jej pergaminie. Przeniosła na niego swoje spojrzenia i
natychmiast otworzyła szeroko swoje usta oraz zielone oczy. Pióro wypadło jej z
dłoni i spadło na podłogę. Na papierze same z siebie zaczęły pojawiać się
litery zamieniające się w słowa, a w końcu w całe zdania, zupełnie jakby ktoś
pisał na nim jakąś niewidzialną ręką. Dalej będąc w całkowitym szoku i
osłupieniu przeczytała treść notki.
Na naszą randkę wolisz iść do
Hogsmeade, czy może pragniesz zostać ze mną sam na sam w zamku?
Zaskoczenie
w natychmiastowym tempie ustąpiło miejsca wściekłości. To znowu on. Czy on
chociaż na chwilę nie może zostawić jej w spokoju?! Automatycznie podniosła
wzrok i przeczesała nim dokładnie całe pomieszczenie w poszukiwaniu Pottera,
ale ku jej szczeremu zdziwieniu znajdowała się w nim tylko ona i grupka
trzecio, może czwartoklasistów, którzy pochłonięci byli grą w szachy
czarodziejów. Z powrotem skupiła się więc na stoliku przed sobą i zamoczyła w
atramencie sokole pióro, które przed sekundą podniosła z dywanu.
Z tego co pamiętam, a moja
pamięć bardzo rzadko mnie zawodzi, nasz zakład, który poniekąd był tylko i
wyłącznie twoim pomysłem mówi, że nie możemy ze sobą rozmawiać. I tak na
marginesie… To, że ciągle o czymś
marzysz nie znaczy wcale, że przełoży się to na rzeczywistość.
Nie
była do końca pewna czy zaklęcie, które Potter niewątpliwie rzucił na jej
pergamin, przewidywało przeczytanie przez niego jej odpowiedzi, ale nigdy nie
zaszkodzi przecież spróbować… Odczekała chwilę. A jednak! Kolejne słowa zaczęły
pojawiać się przed jej oczami.
Zawsze warto trochę pomarzyć i
nic bardziej mylnego, słońce! Nie możemy się do siebie odzywać, ale o pisaniu
nie było nawet mowy. Nie martw się… Nic nie stoi nam więc na przeszkodzie.
W tym
momencie wyraźnie zobaczyła w swojej wyobraźni obraz Jamesa, który puszcza jej
po tym zdaniu oczko i uśmiecha się szelmowsko. Wzdrygnęła się na samą myśl o
tym.
Mimo wszystko jednak wolałabym
uniknąć tego niewątpliwego zaszczytu jakim jest komunikowanie się z tobą w
jakikolwiek sposób. Poza tym, niszczysz mi w tym momencie użyteczny kawałek
pergaminu! Spadaj już, nie mam na to czasu!
Miała
nadzieję, że James wyczuje w tej wiadomości jej sarkazm i irytacje, bo tak
właśnie by wyglądała, gdyby tylko mogła powiedzieć mu to w twarz. Jednak jego
kolejna odpowiedź sprawiła, że ponownie rozejrzała się uważnie po całym Pokoju
Wspólnym.
Nie zdajesz sobie nawet sprawy z
tego, jak uroczo wyglądasz, kiedy próbujesz udawać, że jesteś na mnie zła. I
jeszcze ten kosmyk, który masz przed oczami…
Faktycznie.
Kilka włosów wydostało się z luźnego koczka na czubku głowy i zwisało teraz
przed jej twarzą. Szybkim ruchem wsadziła niesforny kosmyk za ucho.
– Potter,
ty chory psychopato… – mruknęła do siebie, zabierając się już za pisanie kolejnej
zgryźliwej odpowiedzi.
Lecz
w tym momencie stało się coś równie nieprawdopodobnego jak to, że litery same z
siebie pojawiają się na jej papierze. Nagle na fotelu po drugiej stronie
stolika pojawił się znikąd James Potter i patrzył na nią triumfalnym wzrokiem.
A ona zdała sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła.
~
~ ~
–
Dorcas!
Dziewczyna
stanęła pośrodku korytarza i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu osoby, która
wyrwała ją ze stanu głębokiego zamyślenia, który ostatnimi czasy zdarzał jej
się nagminnie często. Zobaczyła jakiegoś chłopaka zmierzającego w jej kierunku,
a po chwili wiedziała już kim on dokładnie jest.
Daniel
Roberts w kilka sekund pojawił się tuż obok niej i uśmiechnął się szeroko.
Bardzo chciałaby móc odwzajemnić ten drobny, przyjazny gest, ale nie mogła się
na to zdobyć. Po tym, jak Syriusz zostawił ją samą na błoniach i pobiegł za Remusem,
ponownie usiadła pod ogromnym drzewem i zaczęła się zastanawiać czy aby dobrze
zrobiła decydując się na powiedzenie prawdy chłopakowi. A może to, że Lupin jej
przerwał było znakiem? Znakiem, że powinna siedzieć cicho tak, jak do tej pory.
Znowu była z tym wszystkim całkiem sama i nie widziała w tym momencie żadnego
powodu by się uśmiechać.
Popatrzyła
na chłopaka wyczekująco, a ten lekko się zmieszał i przejechał ręką po jasnych
włosach.
– Tak
właściwie to chciałem się ciebie o coś zapytać…
Nie
odpowiedziała, czekając aż zacznie kontynuować.
– Jak
się czujesz? – spytał z troską w głosie.
Mimo,
że tego nie chciała, parsknęła w tym momencie śmiechem.
–
Fantastycznie – odparła z sarkazmem. – Idę właśnie do dormitorium, żeby
pomalować sobie paznokcie. Więc wybacz, ale sam widzisz, że niezmiernie się
spieszę.
Przyspieszyła
z zamiarem zostawienia go za sobą w tyle, ale chłopak nie chciał odpuścić i już
po chwili szedł równym krokiem obok niej.
–
Wiem, że nie jest ci łatwo, ale nie możesz w taki sposób odpychać od siebie
ludzi…
– Co
ty możesz o mnie wiedzieć… – kolejne parsknięcie.
–
Twoja siostra, której nie widziałaś od dzieciństwa wraca nagle i nie chce mieć
z tobą nic wspólnego. Mogę więc zgadywać, że wcale o tym nie zapomniałaś i jest
ci strasznie ciężko, bo jesteś z tym wszystkim sama.
Stanęła
w miejscu jakby jej stopy zostały wmurowane w kamienną posadzkę i patrzyła na
niego oczami otwartymi tak szeroko, że przypominały trochę dwa złote galeony.
Jej serce zerwało się do galopu i
poczuła, że traci grunt pod nogami, więc podeszła chwiejącym krokiem do ściany
i oparła się o chłodny marmur. Daniel podszedł do niej i położył dłoń na jej
ramieniu w uspokajającym geście. Natychmiast ją odtrąciła.
–
Skąd… – wyjąkała. – Skąd ty o tym…
I
wtedy do niej dotarło. Początek roku szkolnego. Impreza. Zbladła, a zimny pot
oblał jej twarz.
–
Dlaczego mi wtedy nie powiedziałeś? – spytała z wyrzutem. – Przecież pytałam
się ciebie o czym rozmawialiśmy. Dlaczego, do cholery, wtedy mi nie
powiedziałeś?! – fala złości zalała ją od środka. – Kto już o tym wie, co?!
–
Uspokój się, Dorcas. Nikomu o tym nie powiedziałem. Tamtego dnia naskoczyłaś na
mnie i zaczęłaś się zwierzać ze swojego życia. Kiedy już zaczęłaś mówić, to nie
dało się ciebie powstrzymać. A potem, kiedy spytałaś się o czym rozmawialiśmy,
nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc skłamałem. Wyglądałaś na zdenerwowaną i
nie chciałem, żebyś miała na głowie jeszcze to, że o wszystkim wiem. Nie
chciałem cię zamartwiać, więc postanowiłem poczekać z tym, aż cała sprawa z
Alice ucichnie, ale chyba się na to nie zapowiada. Od początku roku cię
obserwuję i widzę, jak ciężko to znosisz. Odsunęłaś się od przyjaciół i
zamknęłaś w sobie. Pozwól sobie pomóc…
–
Czego chcesz? – warknęła natychmiast, gdy tylko Daniel przestał mówić. – Co mam
zrobić, żebyś nikomu o tym nie powiedział?
Zdawała
sobie sprawę z ogromnej desperacji, jaka bez wątpienia słyszalna była w jej
głosie, ale w tym momencie zupełnie o to nie dbała.
–
Spokojnie. Nie mam zamiaru nikomu o tym mówić… – powiedział spokojnym głosem,
ale dało się w nim wyczuć nutkę zawodu, jakby nie spodziewał się, że dziewczyna
może go o coś takiego posądzić. – Ale pomyślałem sobie, że może moglibyśmy się
gdzieś razem wybrać i pogadać…
Spojrzała
na niego ze zdziwieniem.
–
Masz na myśli randkę? – wyjąkała, nie mogąc w to uwierzyć.
–
Jeżeli tylko się zgodzisz… – uśmiechnął się lekko w jej stronę.
Odmowę
miała już na końcu języka, kiedy w jej głowie rozległ się głos Syriusza.
Jestem pewien, że ostatnie czego chce to
to, żebyś była szczęśliwa. Przełknęła ślinę. W sumie to dlaczego miałaby mu
odmówić? Wydawał się być miły i sprawiał wrażenie zmartwionego całą jej
sytuacją. I mimo tego, że mógł wykorzystać jej zwierzenie przeciwko niej, nie
zrobił tego. Chciał jej pomóc, a ona potrzebowała teraz pomocy bardziej, niż
czegokolwiek innego. Była jak tonący, który byłby w stanie złapać się nawet i
brzytwy, byleby tylko móc ponownie znaleźć się na pewnym lądzie. Gdyby się
zgodziła, nie musiałaby opowiadać wszystkiego od początku i na nowo tego
przeżywać. Miałaby kogoś, kto wie w
jakiej sytuacji się znajduje i nie osądza jej za to, że ukrywała to przez tak
wiele lat. Poza tym… Dawno nie była na żadnej randce i zapomniała już jak to
jest. Dlaczego więc miałaby odrzucić szanse na bycie szczęśliwą i rozumianą?
– Z przyjemnością – odpowiedziała, a na jej twarzy wykwitł
pierwszy od kilku dni szeroki uśmiech.
~ ~ ~
2 miesiące wcześniej
W ciemnym, ponurym pokoju
rozległo się głośne i niecierpliwe pukanie do drzwi. Wychylająca się przez okno
dziewczyna odwróciła się powoli i uśmiechnęła do siebie z satysfakcją. Tylko
jedna osoba w tym domu nie mogła od tak wejść sobie do jej sypialni.
– Wejdź, Bellatrix –
odpowiedziała łaskawie.
Osoba po drugiej stronie
nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie
niezadowolenia.
– Mówiłam ci już, żebyś zdjęła
zaklęcia z tych drzwi. Nie mam zamiaru prosić cię więcej o pozwolenie –
warknęła.
– Gdybyś wcześniej nie
wpadała tutaj co chwilę szperać mi w rzeczach pod moją nieobecność, nie
musiałabyś się teraz nimi przejmować – odparła obojętnym tonem, nie zawracając
sobie głowy zdenerwowaniem swojej towarzyszki.
– Wiesz, że jednym ruchem mogę je
zdjąć, prawda?
Alice uniosła brwi
powątpiewająco.
– Czyżby? – zakpiła. – Więc
dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś?
Bella spojrzała na nią spod
przymrużonych powiek, a Clark wiedziała już doskonale, że ponownie udało jej
się ją skompromitować i wjechać na jej dumę.
Mierzyły się przez dobrą chwilę spojrzeniem, a potem Lestrange opadła
bezceremonialnie na łóżko, przykryte grubą, szmaragdową narzutą.
– Mam wiadomości – rzuciła niby
od niechcenia mimo, że w środku już nie mogła się wprost doczekać chwili, kiedy
zobaczy reakcję Alice na nowinę jaką jej przyniosła.
Blondynka roześmiała się jednak
cynicznie.
– Czyżby w końcu ktoś uznał, że
jesteś na to gotowa i powierzył ci jakieś zadanie? Nieprawdopodobne… Nie
uważasz jednak, że to trochę upokarzające, że polega ono tylko na tym, żeby coś
przekazać? I to w dodatku mnie?
Bellatrix zacisnęła mocniej dłoń
na swojej różdżce.
– Nie nauczył się nikt, że
nie pyskuje się do starszych i bardziej doświadczonych?! – warknęła.
– Oj Bella, Bella… – odparła
spokojnym głosem. – Kogo próbujesz teraz oszukać? Obie doskonale wiemy, że w
porównaniu ze mną, jesteś tylko marną imitacją Śmierciożercy. Doprawdy nie mam
pojęcia jakim cudem udało ci się tutaj w ogóle wkręcić… – pokręciła głową i udała, że się nad czymś
głęboko zastanawia. – Ach tak! – powiedziała złośliwie – Już pamiętam. Twoja
matka ci to załatwiła, a teraz uważasz się za zawodowego mordercę… – prychnęła.
– Nie zapominaj lepiej o tym, jak
ty tu trafiłaś i kto szkolił cię przez cały ten czas – Bellatrix była co raz
bliższa wybuchu.
– Nie zapominam, chociaż dalej
jestem zdania, że dostałaś to zadanie, bo do niczego innego się nie nadawałaś,
a że plątałaś się tylko pod nogami to musieli cię czymś zająć… – wzruszyła
ramionami zupełnie tak, jakby właśnie nie spowodowała, że Lestrange zatrzęsła
się cała ze wściekłości.
– Crucio! – wrzasnęła rozwścieczona.
Alice roześmiała się lodowato w momencie,
w którym jedno z trzech zaklęć niewybaczalnych odbiło się od jej tarczy
obronnej.
– Te czasy skończyły się wiele
lat temu – powiedziała oschle, głosem wypranym z jakichkolwiek emocji,
obracając w dłoniach swoją różdżkę wykonaną z włókna smoczego serca. – Więc co
to za wieści? – zapytała jak gdyby nigdy nic.
Bellatrix najeżyła się jak dzika
kotka. Nienawidziła być tak traktowaną, a tej smarkuli wydawało się
najwyraźniej, że wszystko jej wolno, i że jest we wszystkim najlepsza. Ten czas
musiał się jak najszybciej skończyć, a ona musiała zając jej pozycje. I akurat
teraz nadarzyła się ku temu wprost idealna okazja.
– Jedziesz do Hogwartu.
Alice popatrzyła na nią z kpiącym
uśmieszkiem na ustach.
– Jasne… A ty jesteś
pupilkiem Voldemorta – parsknęła.
Wzruszyła ramionami.
– Jeżeli nie chcesz mi
wierzyć, to już nie jest mój problem. Ja miałam tylko ci to przekazać.
Chwyciła leżącą obok księgę
zatytułowaną „Tajniki czarnej magii” i otworzyła ją na stronie, gdzie włożona
była czarna zakładka. Blondynka natychmiast wyrwała jej ją z ręki i zatrzasnęła
z głuchym echem. Zmrużyła oczy.
– Dlaczego? – spytała
podejrzliwie.
– Avery nie daje sobie rady
z węszeniem – powiedziała Bellatrix, po czym w jej głowie stoczyła się walka o
to, czy powinna mówić dalej. Jednak po krótkim zastanowieniu doszła do wniosku,
że konsekwencje jakie mogła z tego wyciągnąć były zbyt wielkie, żeby móc podjąć
się tego kroku. – Jest jeszcze coś, ale
Czarny Pan chce poinformować cię o tym osobiście – powiedziała, a w jej głosie
dało się wyczuć cień zazdrości.
___________________
Witajcie! :*
To najdłuższy rozdział jaki się tutaj ukazał. Ma on pełne 13 stron w Wordzie, podczas kiedy poprzednie znajdowały się w granicach 10-11. Także możecie być ze mnie dumni :) Jest też tutaj jak na mój gust dużo wątków, więc mam nadzieję, że nie byliście za bardzo znudzeni podczas czytania :) Na tej części kończy się również mój mały zapas notek, więc teraz będę już pisała na bieżąco... Mam nadzieję, że zdążę zrobić to na za dwa tygodnie :)
Wiem, że zakład Jily bardzo szybko się skończył i przepraszam za to, ale tak jakby inaczej mi nie pasowało...
Jest też jedna rzecz, która przyznam, że mnie zdziwiła... Poprzedni rozdział ma najmniejszą liczbę wyświetleń i komentarzy ze wszystkich, które do tej pory się tutaj znalazły. Nie wiem czy to dlatego, że coś się dzieje z bloggerem czy jest jeszcze inny powód, ale mam nadzieję, że to nie dlatego, że przestało się Wam podobać to, co piszę... Ale mniejsza z tym :)
Zostawiam Was na kolejne dwa tygodnie i czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Veriatte
Pierwsza! Niedługo wrócę ^^
OdpowiedzUsuńWracam! Hej, hej :)
UsuńOd razu przeproszę, że nie skomentowałam wczoraj, ale miałam 18-stkę siostry i wiesz... przygotowania, zabawa i te sprawy :) ale przechodzę do Twojego świetnego rozdziału ;)
Scena w Wielkiej Sali była genialna! Bardzo rozśmieszyła mnie cała "wymiana zdań" między Lily, a Jamesem :D śmiałam się do komputera :D dodatkowo spodobała mi się reakcja Lupina na pocałunek Syriusza z Loraine. Nie wiem dlaczego, ale byłam zadowolona z tego, że Remus dał Blackowi w twarz :D to było takie męskie xD
Nie muszę wspominać, że podoba mi się rozwój Doriusza na Twoim blogu :) nie wiem czy będą razem, ale trzymam za nich kciuki :) (i w sumie trochę słabo, że Lupin im przerwał, ale pewnie wyjdzie z tego coś fajnego ^^)
Dalej... ogromnie podoba mi się zazdrość Lupina! To jest takie słodkie, jak chłopaki są zazdrośni! Awwwww ^^
I najlepszy moment: wiadomości Jamesa! napiszę krótki komentarz do tej sceny: "Hahahahahahahahahahah" :D to było genialne! Szacun za pomysł i wykonanie :D "Potter, ty chory psychopato" xD Leżę i nie wstaję :D ale chwila... jeśli James wygrał to znaczy, że będzie randka <3 tak na to czekam ^^ moje kochane Jily nadchodzi :*
Jeśli jestem dziwna to przepraszam, ale jestem podekscytowana, bo uwielbiam Twojego bloga <3
No i ostatnia retrospekcja była super. Podoba mi się relacja Belli z Alice :D tak oby tylko drugiej dogryźć. Jestem ciekawa, co Voldemort ma przekazać Clark :) zatem czekam na wyjaśnienia :)
Weny, czasu i radości :)
Buziaki :*
PS Zapraszam do mnie [http://historialilyevans.blogspot.com/]
Natalia
Hej!
UsuńW ogóle się tym nie przejmuj! Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś, a impreza była udana :)
Jest mi niezmiernie miło czytać, że wywołałam uśmiech na czyjejś twarzy... W moim przypadku właśnie takie słowa sprawiają, że szczerzę się jak głupia do ekranu :)
Tak, Doriusz zaczyna pomału się tu rozwijać, ale nie zdradzę na razie, jakie mam co do nich plany ;)
Szczerze mówiąc ostatnia scena z Jily początkowo miała wyglądać inaczej, ale w rezultacie dobrze się stało, że postanowiłam to zmienić i wyszło tak, jak wyszło :) Cieszę się bardzo, że aż tak Ci się ona spodobała :)
James wygrał, a więcej o ich randce dowiecie się już w następnym rozdziale (o ile zacznę go w ogóle pisać hahaha taki żarcik).
Nie jesteś dziwna! Ale jeżeli ktoś tak sądzi, to ja śmiało mogę przyznać, że w takim razie ja też jestem baaardzo dziwna :)
Zastanawiałam się jak odbierzecie relację Alice i Ballatrix, bo wydaje mi się, że pokazałam Bellę w trochę innym świetle niż zostało to naświetlone w książkach...
Twojego bloga już zaczęłam czytać, więc w bliższej lub troszkę dalszej przyszłości powinnam pojawić się z komentarzem :)
Dziękuję serdecznie za tak wspaniały komentarz i tyle przemiłych słów! :*
Ściskam,
Veriatte
Hej, kochana!
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny, bardzo mi się podobał. Nawet nie zauważyłam, że to aż 13 stron, tak szybko mi się czytało. Ja zazwyczaj piszę 6-7, czasami 9-10, więc gratuluję, że udało Ci się tak dużo napisać :)
Ale przechodząc już do rozdziału:
Do pocałunku jednak doszło, z czego bardzo się cieszę, bo obawiałam się, że Loraine nagle odwróci głowę albo Syriusz się rozmyśli. Szkoda, że nie będzie z tego nic więcej, bo tak jak przewidywałam oboje stwierdzili, że są raczej jak rodzeństwo i nie mogliby być parą. W sumie to się z tym zgadzam, ale nie obraziłabym się, gdyby coś między nimi zaiskrzyło. Szkoda, że teraz mają taką napiętą atmosferę. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i będą się przyjaźnić tak jak dawniej.
Mary. Nie spodziewałam się, że ona mogła wcześniej chodzić do Hogwartu, bo Lily uznała ją za obcą dziewczynę, przez co stwierdziłam, że nigdy wcześniej jej nie widziała. A tu proszę. Jestem ciekawa, dlaczego musiała zmienić dormitorium, co ją do tego skłoniło i co takiego ważnego ma do przekazania Lily. Nawiasem mówiąc, Evans nie traktuje jej zbyt przyjaźnie, a Mary wydaje się być wrażliwą i nieśmiałą dziewczyną, więc pewnie ją to boli i bierze to do siebie. Mam nadzieję, że uda jej się zacieśnić relację z pozostałymi dziewczynami. Niestety wybrała chyba zły czas na przeprowadzkę, bo dużo się u nich dzieje.
Dorcas już prawie opowiedziała Syriuszowi o swojej siostrze, ale wiedziałam, że coś im przeszkodzi. Odkąd Remus wyszedł z Wielkiej Sali, tylko czekałam aż rzuci się na Blacka, no i się nie zawiodłam. To było takie urocze, że stanął w obronie Loraine, jeśli mogę to tak nazwać. Widać, że bardzo mu na niej zależy, skoro się tak zagotował na wieść o ich pocałunku. Dobrze, że przynajmniej Syriusz wyjaśnił sprawę i udało im się pogodzić.
Tutaj moja ulubiona scena: Lily, pisząca z niewidzialnym Jamesem. To całkiem pomysłowe z jego strony i bardzo mnie rozbawiło. (O, tak jak te niebezpośrednie wymiany zdań w Wielkiej Sali. Zapomniałam o tym ^^). No i na szczęście przegrała ten zakład i szykuje im się randka, której nie mogę się doczekać :) Szczególnie rozbawiło mnie "Potter, ty chory psychopato". ♡♡ Uśmiałam się przy tym fragmencie :D
Tak myślałam, że Dorcas powiedziała Danielowi coś więcej podczas tej imprezy. To w sumie dobrze, bo będzie mogła z nim pogadać, bo zna już jej sytuację. I jeszcze umówiła się z nim na randkę. Ciekawa jestem, jak to się potoczy.
I na koniec rozmowa Belli i Alice. Cały czas ciekawi mnie, jakie zadanie ma do wykonania w Hogwarcie. To musi być coś złego i poważnego, skoro sam Voldemort to zaplanował. Mam nadzieję, że ta tajemnica wkrótce się odrobinę rozwieje.
Czytając Twój dopisek na końcu rozdziału doszłam do jednego wniosku: nie martw się liczbą wyświetleń, czy komentarzami, bo Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne i na pewno ludzie jeszcze się na nim poznają. Stwierdziłam, że sama też przestanę sprawdzać tak często, czy ktoś skomentował albo odwiedził mojego bloga. W końcu robimy to dla siebie, ważne, żebyśmy my były zadowolone z naszej pracy, chociaż oczywiście komentarze są bardzo motywujące. Podejrzewam, że to nie dlatego, że przestało im się podobać Twoje opowiadanie, tylko z braku czasu, jak jest też w moim przypadku :)
Nie trać wiary w swoje umiejętności. Życzę powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału, tym razem na bieżąco. Ja na swoim blogu jeszcze nigdy nie miałam zapasów, a czasem by się przydały, bo zawsze muszę pisać na ostatnią chwilę. Może podczas świąt uda mi się napisać coś do przodu? Przynajmniej mam taką nadzieję :)
Pozdrawiam gorąco i życzę weny i czasu.
Całusy,
Twoja spóźnialska, ale wierna
Optimist
Hej :*
UsuńO Merlinie, jaki długi komentarz! Dziękuję za niego już na samym początku! <3
Myślę, że dla Syriusza i Loraine ich przyjaźń jest za bardzo ważna, żeby zaryzykować i zostać parą... Poza tym masz rację. Oboje doszli do wniosku, że są jak rodzeństwo i to po prostu nie miałoby większego sensu.
Mary od pierwszej klasy chodziła do Hogwartu, ale była raczej cicha i trzymała się z boku, nie rzucając się nikomu w oczy. Jednak w końcu stało się coś, co spowodowało, że postanowiła zmienić dormitorium i tym sposobem znalazła się w jednym pokoju z naszymi dziewczynami. Cała sprawa niedługo zacznie się rozwiąże, obiecuję :)
Remus dał się na błoniach ponieść emocjom, ale później jego rozsądek i opanowanie powróciły już na swoje właściwe miejsce i uwierzył Syriuszowi, że ten nie miał złych intencji...
Cieszę się, że spodobała Ci się zarówno wymiana zdań między Lily i Jamesem, jak i cała sytuacja w Pokoju Wspólnym :) A co do ich randki i relacji Dorcas z Danielem, to więcej na ten temat będzie wiadomo już w kolejnym rozdziale :)
Cel pojawienia się Alice w Hogwarcie na razie pozostanie niestety tajemnicą, która jest znana tylko i wyłącznie samej dziewczynie :/
Pisząc ten dopisek, wcale nie miałam na celu żalenia się Wam, wymuszania pisania komentarzy, wchodzenia na bloga czy czegoś w tym stylu! W żadnym razie! Po prostu mnie to zdziwiło i tyle :)
Ale masz rację. Piszemy przecież tylko i wyłącznie dla naszej własnej satysfakcji, a opinie innych są tylko motywacją do dalszego tworzenia :)
Kiedy podjęłam decyzję o założeniu bloga miałam napisane już trzy rozdziały i od tamtej pory zawsze było tak, że kiedy publikowałam któryś z nich, to następny też był już gotowy do pokazania światu... Ale te czasy już się skończyły i będę musiała się spiąć i pisać na bieżąco :)
Dziękuję jeszcze raz za tak cudowny i motywujący komentarz :* Jesteś wspaniała!
Pozdrawiam serdecznie i całuję,
Veriatte
Ja tylko wpadałam, żeby zobaczyć jak szablon wygląda w realu. I faktycznie muszę przyznać, że jest jednym z najładniejszych jakie widziałam. :) Opowiadanie być może przeczytam w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A.
Zgadzam się z Tobą w pełni! Szablon jest przepiękny <3
UsuńDziękuję za komentarz i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj wpadniesz :)
Pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Cześć.
OdpowiedzUsuńOjeju, ile emocji od samego początku :) Biedna Mary - sytuacja, w jakiej się znalazła, jest zdecydowanie nie do pozazdroszczenia. Wydaje się obca, chociaż przez cały czas była tuż obok.
Relacje pomiędzy Syriuszem a Loraine też są nieciekawe. Oboje czują się niezręcznie i mają wrażenie, że to, co zaszło było właściwie. Nie wydaje mi się jednak, żeby taka świadomość pomogła im w wybraniu właściwe decyzji ;)
Rozmyślania Dorcas też wydają się rozsądne. Nagle pojawia się zaginiona siostra, ma dziwne relacje ze Ślizgonami, Dorcas ma wyrzuty sumienia, cała ta sytuacja jest dziwna... Nie do pozazdroszczenia. Już prawie udało jej się porozumieć z Syriuszem, aż nagle Remus interweniował. Nie ma co, pogmatwane to wszystko :) Cieszę się jednak, że Syriusz nieco przejrzał na oczy w kontekście sytuacji z Loraine.
Daniel za to wziął sprawy w swoje ręce i przystąpił do ofensywy. Brawo! Gdyby tylko Huncwoci poszli jego śladem.... ;)
Zakończenie rozdziału było niesamowicie ciekawe. Skomplikowane relacje międzyuczuniowskie, z zaraz potem Voldemort... Robi się groźnie i bardzo ciekawie!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witaj :)
UsuńKiedy zaczynałam pisać to opowiadanie bardzo chciałam, żeby pojawiały się w nim zarówno uczniowskie problemy, dylematy i romanse, ale również obecny był wątek wojny, Voldemorta i Ślizgonów, więc cieszę się, że udaje mi się jak na razie zachować między tymi dwoma "światami" równowagę :)
Dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam serdecznie,
Veriatte
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńMam pytanie kiedy następny rozdział?
Jestem straszna i okropna. Wiem to. Możecie śmiało rzucić na mnie Avadę i wcale nie będę tym zaskoczona. Obiecałam, że rozdział pojawi się przed świętami, ale wątpię żebym się z tym wyrobiła :/ Jest mi strasznie przykro, że Was zawiodłam, ale mam teraz dużo na głowie i mam nadzieję, że to zrozumiecie...
UsuńBardzo Was wszystkich przepraszam.
Wasza skruszona,
Veriatte
Nie bój się nie rzucę na Ciebie Avady za bardzo lubię twojego bloga, by pozbawić go takiej autorki.
UsuńPo prostu pytam się z ciekawości, bo twój blog jako jeden z niewielu o Huncwotach przypadł mi do gustu.
Bardzo Ci dziękuję za tak wspaniałe słowa!
UsuńObiecuję, że rozdział się pojawi w miarę moich możliwości, i że to spóźnienie wcale nie oznacza, że zawieszam bloga!
Pozdrawiam serdecznie!
Ale ona powiedziala to do siebiebie !!!
OdpowiedzUsuń