29 wrzesień
Dorcas przestała w końcu bacznie
obserwować każdy, nawet najmniejszy ruch siedzącej w odległym kącie Wielkiej
Sali Alice i skierowała swoje spojrzenie w stronę Lily znajdującej się
naprzeciwko niej i jedzącą aktualnie drożdżówkę z dżemem.
– To była ona – stwierdziła pewnie.
Evans westchnęła ciężko pod nosem
i przewróciła oczami, nie odrywając wzroku od swojego talerza, a następnie
popatrzyła na Meadowes ostrzegawczym spojrzeniem.
– Nie zaczynaj znowu –
powiedziała głosem nie znającym sprzeciwu. – Minął tydzień, a ty cięgle to
samo.
– No bo kto inny mógł zrobić coś
takiego?! – podniosła głos, ściągając tym samym na siebie wzrok kilku uczniów
siedzących nieopodal. – Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz? Mam ci to napisać
wielkimi literami? To. Była. Ona.
Kilka par oczu zaczęło się im
przyglądać, więc Lily odczekała chwilę, do momentu aż przestały być w centrum
uwagi dzisiejszego śniadania, po czym nachyliła się bliżej Dorcas i spojrzała
jej w oczy.
– Nienawidzę jej tak samo jak ty,
a za to co ci zrobiła najchętniej rozerwałabym ją na strzępy, ale nie masz
żadnych dowodów na to, że to właśnie ona mnie zaatakowała. Takie są fakty –
wzruszyła ramionami mając nadzieję, że to zakończy całą tą bezsensowną rozmowę,
która powtarzała się cyklicznie od tygodnia.
Dorcas jednak nie miała zamiaru
przerywać. Spojrzała na nią z niedowierzaniem i uchyliła lekko usta, jakby nie
mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka mówi poważnie. Czy ona naprawdę była aż tak
ślepa? Czy naprawdę nie byłą w stanie połączyć ze sobą kilku oczywistych
faktów? Wystarczyła przecież tylko odrobina logiki…
– Nie uważasz, że to, że ktoś
dopadł cię zaraz po tym jak powiedziałam wam o wszystkim nie wskazuje
jednoznacznie, że to moja psychopatyczna siostra?! – spytała ciszej niż
poprzednim razem, ale już nieco ostrzej.
Lily zaczęła się już pomału
denerwować.
– Masz mnie za idiotkę?! Dobrze
wiem jak to wszystko wygląda! Ale myślisz, że dla mnie to jest łatwe?! Ostatnie
co pamiętam z tamtego dnia to to, że pani Pomfrey kazała nam od ciebie iść.
Potem nic. Czarna plama. Pustka. Wiesz jakie to uczucie kiedy budzisz się w Skrzydle
Szpitalnym i nie masz zielonego pojęcia co się stało, jak się tam znalazłaś,
ani kto cię tam przyniósł?!
Dorcas zeszła trochę z tonu, a
jej wzrok złagodniał.
– Nie – przyznała. – Ale wiem
jakie to uczucie, kiedy jesteś atakowana Cruciatusem i wszystko czego potem
chcesz to móc zapomnieć o tym bólu, który wypełnia każdy nerw twojego ciała – powiedziała
bez mrugnięcia okiem. – Więc z jednej strony powinnaś być wdzięczna losowi, że
nie musisz tego pamiętać.
Lily położyła lewą rękę na jej
dłoni.
– Wiesz jak bardzo jest mi przykro
z tego powodu. Naprawdę – powiedziała zgodnie z prawdą. – Ale nie możesz
zakładać, że to było to samo, co spotkało mnie. Nawet pani Pomfrey przyznaje, że
nie ma pojęcia czym oberwa…
Dorcas przerwała jej w pół słowa
nie dając dokończyć zdania.
– Ale jest przekonana, że to było
jakieś czarno magiczne zaklęcie! – powiedziała uderzając wolną ręką w stół
powodując, że sok dyniowy wzburzył się w jej szklance. – Czy to nie jest dla
ciebie wystarczająca odpowiedź? Kto w tym zamku mógł użyć tego typu czarów? –
uniosła pytająco brwi, ale Lily nie odpowiedziała. – No właśnie – powiedziała z
satysfakcją.
Westchnęła z rezygnacją. Nie
miała szans wygrać z Meadowes, która była całkowicie przekonana, że doskonale
wie, co dokładnie miało miejsce w zeszłym tygodniu, po tym jak ona i Loraine
zostawiły ją pod opieką pielęgniarki. Otóż jej teoria zakładała, że Alice w
jakiś magiczny i błyskawiczny sposób dowiedziała się o tym, że powiększyło się
grono osób znających jej prawdziwą historię i bojąc się, że może jej to w jakiś
sposób zaszkodzić, w ramach zemsty zaczaiła się na Lily koło biblioteki, gdzie
według Loraine Evans udała się zaraz po wyjściu ze Skrzydła. Potraktowała ją
zaklęciem niewybaczalnym, a Lily straciła przytomność, a przy tym również i pamięć.
I choć od kilku dni usilnie temu zaprzeczała, to nie mogła oprzeć się uczuciu
gdzieś głęboko niej, że to było prawdopodobne. Nawet bardzo prawdopodobne.
Jednak za każdym razem gdy słyszała ten głosik w głowie, skutecznie go zbywała.
Chyba po prostu nie chciała uwierzyć, że była ofiarą tak czarnej magii, którą
szczerze gardziła.
Przyjmując jednak, że wszystko co
powiedziała Dorcas było prawdą, jak w takim razie znalazła się w Skrzydle
Szpitalnym? Na to pytanie nikt nie mógł jej jak na razie odpowiedzieć. Nawet
pani Pomfrey zmuszona była niechętnie przyznać się, że przysnęło jej się lekko
w jej gabinecie kilka minut po tym jak skończył się czas wizyt i obudziła się
dopiero, kiedy tajemniczy wybawca Lily zatrzasnął za sobą drzwi, nie zawracając
sobie nawet głowy delikatnością. Przecież Alice nie wzięła jej po wszystkim w
ramiona i nie zaniosła jej prosto do łóżka… Mogła to być jedyna osoba, która
wiedziała co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Ale najwyraźniej nie chciała się
ujawniać. Bo gdyby miała to zrobić, to już dawno by to zrobiła, prawda? Mimo,
że Lily nie była pewna co jej się przydarzyło i czy w ogóle chciała to
wiedzieć, to czuła, że powinna przynajmniej podziękować, bo przecież równie
dobrze ten ktoś mógł uratować jej życie… A brak tej możliwości był czymś, z
czym się jeszcze nie pogodziła. I nie miała takiego zamiaru. Bo w końcu
nazywała się Lily Evans. Kto jak nie ona, miał dojść do prawdy?
– Lily!
– Loraine!
Blondynka opadła na miejsce obok
Dorcas, złożyła ręce jak do modlitwy i popatrzyła na Evans zdesperowanym
wzrokiem. Ta tylko westchnęła z rozbawieniem i odstawiła na bok myśli o
wypadku. Doskonale wiedziała o co chodzi.
– No już – przewróciła teatralnie
oczami z udawaną irytacją. – Dawaj te Eliksiry…
Loraine posłała jej pełne
wdzięczności spojrzenie, sięgnęła do swojej torby i po chwili podała Lily
krótki zwój pergaminu.
– Jesteś wielka. Ratujesz mi
życie. Masz u mnie lekcje latania – powiedziała i zaczęła nakładać sobie na
talerz sporą porcję jajecznicy.
– Dziękuję ci za tą
wspaniałomyślną propozycję, ale nie sądzę, żebym skorzystała.
Loraine uderzyła się otwartą
dłonią w czoło, jakby właśnie sobie o czymś przypomniała.
– No tak! Zapomniałam! Przecież
ty na pewno wolisz, żeby to ktoś inny cię tego nauczył…
Poruszała znacząco brwiami,
szturchnęła łokciem Dorcas i obie zachichotały pod nosem. Lily zbombardowała je
obie wzrokiem.
– Chcesz sama to sobie sprawdzić?
– uniosła wysoko brwi, a Loraine natychmiast przybrała kamienną twarz, choć jej
oczy dalej się śmiały. – Tak myślałam.
Zagłębiła się w słowa napisane
przez swoją przyjaciółkę, ale już po chwili musiała przerwać, bo z jej ust
wyrwał się głośny śmiech.
– Aż tak źle? – Loraine spytała
łamiącym się głosem.
Lily na chwilę przestała się
śmiać i pokręciła głową.
– Nie o to chodzi… – zaczęła z delikatnym
uśmiechem na ustach. – To jest całkiem dobre, tylko… – przygryzła wargę
próbując przestać się uśmiechać. – Tylko to nie jest to wypracowanie, które
mieliśmy na dzisiaj napisać… Nie chcę cię martwić ani nic, ale napisałaś o
Kamieniu Filozoficznym, co jest dopiero na przyszły tydzień…
Blondynka wytrzeszczyła oczy, a
na jej twarz przybrała wyraz przerażenia.
– Błagam cię Lily… Powiedz, że
sobie ze mnie żartujesz – rzuciła błagalnie. – Przecież Slughorn mnie zabije,
wrzuci do wielkiego kotła i zrobi ze mnie Eliksir Głupoty jak oddam mu nie to
co trzeba – jęknęła.
Jednak Rudowłosa ściągnęła tylko
usta, a Loraine złapała się za głowę i pokręciła nią nie mogąc w to uwierzyć.
Spała tej nocy jakieś cztery godziny bo pisała to durne wypracowanie, żeby
tylko pokazać Slughornowi, że nie jest tak bardzo beznadziejna z Eliksirów jak
ten najprawdopodobniej sądził, a teraz okazuje się, że to wszystko było na
marne. Mogła równie dobrze olać to wszystko i spać w najlepsze.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i
zerwała się od stołu.
– Kryjcie mnie przed Ślimakiem –
rzuciła i już jej nie było.
Ruszyła w kierunku wyjścia, zostawiając
za sobą Lily i Dorcas śmiejące się w głos zapominając o ich wcześniejszej
rozmowie. Przekroczyła próg Wielkiej Sali i kilka sekund później wpadła przy
schodach na Syriusza i jakąś średniego wzrostu dziewczynę o kasztanowych
włosach i piwnych oczach, która wisiała mu na ramieniu i wpatrywała się w niego
jak w obrazek, bez mrugnięcia okiem. Zatrzymała się przed nimi i z uniesionymi
brwiami zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu, nie zawracając sobie nawet głowy
jakąkolwiek dyskrecją. Black uśmiechnął się szeroko, nachylił się do swojej
towarzyszki i wyszeptał jej do ucha kilka słów. Ta pokiwała głową, wspięła się
na palce składając na jego ustach niezbyt delikatny pocałunek, i w końcu, ku
uciesze Loraine, która stała tam jak słup ze zdegustowaną miną, oddaliła się od
nich, nie zapominając oczywiście o posłaniu blondynce morderczego spojrzenia.
Odprowadzała ją wzrokiem do momentu aż zniknęła w Wielkiej Sali i odwróciła się
ponownie w stronę Syriusza.
– Wybacz, ale mam odruch
wymiotny. Skąd ty w ogóle ją wytrzasnąłeś, co? – zapytała z niedowierzaniem. –
Przecież to jakaś kompletna idiotka.
– Cieszę się, że ją polubiłaś.
Nazywa się Yvonne Prince.
Mersey przewróciła tylko oczami.
– Nie ważne. I tak nie wytrzymasz
z nią więcej niż tydzień, więc nie muszę wiedzieć jak ma na imię – rzuciła z
sarkazmem.
Syriusz przyjrzał się jej
uważniej.
– Ty chyba nie jesteś o mnie
zazdrosna co, Mer? – zapytał powoli. – Myślałem, że wszystko już sobie
wyjaśniliśmy…
Loraine prychnęła.
– Zazdrosna? Żartujesz? Zrozumiałabym
jeszcze gdyby to był ktoś przystojny i inteligentny, ale że o ciebie? Chciałbyś…
Pokiwał powoli głową nie
przestając jednak lustrować jej spojrzeniem.
– To dobrze.
Założyła ręce na piersi i
popatrzyła na niego spod uniesionych brwi.
– Serio, Black. Nie schlebiaj już
sobie. Po prostu myślałam, że wyrosłeś już z zarywania do swoich fanek…
Dopiero teraz odzyskał spokój.
– Ona nie jest moją fanką! –
obruszył się. – Chyba – dodał po chwili zastanowienia na co Loraine przewróciła
tylko oczami. – Ale nie martw się! Ty też sobie kogoś znajdziesz! Jak ładnie
poprosisz to nawet mogę ci w tym pomóc!
Spojrzała na niego z
politowaniem.
– Dlaczego sądzisz, że ja w ogóle
kogoś chcę?
– Już tak nie udawaj, Mer –
mrugnął do niej. – Każda dziewczyna kogoś chce…
– Znawca kobiet się znalazł, no
patrzcie tylko! A nie przyszło ci może do tej twojej główki, że ja nie jestem
jak większość dziewczyn?
– Uwierz mi, że już dawno się o
tym przekonałem… Żadna inna nie opierałaby się tak długo urokowi jedynego i
niepowtarzalnego Syriusza Blacka…
– Zawsze wspominasz też o
najprzystojniejszym, najinteligentniejszym, najzabawniejszym i najlepszym. Coś
ci się stało? – zakryła usta dłonią i zrobiła wielkie oczy. – Czyżby twoje ego
zmalało?
– No i mamy powód, dla którego
ciągle jesteś sama… Jesteś po prostu nieznośna – rozłożył ręce i wzruszył
ramionami, czym zarobił sobie na kopniaka w piszczel. Syknął.
– Mamy też powód, dla którego
jesteś głupi… Po prostu nie masz mózgu.
Przewrócił tylko oczami.
– Gdzie ty się tak w ogóle
wybierasz? O ile dobrze pamiętam to lochy nie są na żadnym piętrze.
– Niestety nie zaszczycę dzisiaj
Slughorna obecnością mojej wspaniałej osoby.
Parsknął śmiechem patrząc na nią
z politowaniem.
– Nie napisałaś wypracowania,
prawda?
Dlaczego on znał ją tak dobrze?!
– Nie widziałeś mnie dzisiaj –
rzuciła tylko i wymijając go pokonała kilka pierwszych schodów prowadzących na
pierwsze piętro.
– Ej, Loraine! – krzyknął za nią.
Odwróciła się i spojrzała na
niego wyczekująco.
– Dzisiaj wieczorem nadszedł w
końcu czas na realizację najlepszego żartu jaki kiedykolwiek widział ten zamek
– uśmiechnął się z błyskiem w oku.
Pokiwała energicznie głową i
ponownie zaczęła wspinać się ku Wieży Gryffindoru. Po chwili przed jej oczami
stanął jednak obraz Syriusza i Yvonne całujących się przy niej kilka minut
wcześniej. Co oznaczało to dziwne ukłucie w sercu, jakie wtedy poczuła?
~
~ ~
– Widziałaś dzisiaj Blacka?
Lily weszła do dormitorium,
rzuciła szkolną torbę na swoje łóżko, a następnie sama opadła na nie z
wyczerpaniem. Jak dobrze, że ten dzień pomału się już kończył i zostało jej
jedynie kilka lekcji. Nawet ona, która nigdy nie miała zbyt wielkich problemów
z nauką, zaczynała pomału tęsknić za wakacjami.
– Yhym… – odpowiedziała nie
odrywając wzroku od „Quidditcha przez
wieki” i przewracając po chwili kartkę. Co z tego, że czytała tą książkę
już jakieś milion razy? Mimo, że była zdania, że zna już każde słowo na pamięć,
to i tak za każdym razem dowiadywała się z niej czegoś nowego.
– Co to za nowa laska? Kolejna
naiwna? – parsknęła śmiechem jakby powiedziała coś niezwykle zabawnego.
– Yvonne Prince. Z Ravenclawu.
Szósta klasa.
Wcale nie zaczęła dowiadywać się
tego w momencie gdy tylko weszła rano do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wcale.
– Myślałam, że rozpłaczę się ze
śmiechu jak zaczęła do niego machać jak nienormalna w Wielkiej Sali, a jak już
do niej podszedł to zaczęła go tak całować, jakby przynajmniej chciała go
połknąć…
Loraine popatrzyła na Lily i
wzruszyła ramionami.
– Za tydzień i tak będzie już
następna…
Nastąpiła chwila ciszy, podczas
której Evans głęboko się nad czymś zastanawiała.
– Jak ty to robisz? – spytała
nagle przyglądając się dziewczynie, która oderwała wzrok od książki.
– Jak robię co? – uniosła
pytająco brwi. – Jak czytam? – spytała z sarkazmem. – Normalnie. Łączę litery w
słowa, słowa w zdania i tak w kółko…
– Zabawne – skwitowała Lily, na
co Loraine parsknęła śmiechem. – Miałam na myśli jak to możliwe, że tak bardzo
przyjaźnisz się z Syriuszem? Przecież on jest zaraz za Potterem drugą
najbardziej irytującą, niedojrzałą i egoistyczną osobą na całym świecie!
Blondynka zamknęła w końcu
czytaną książkę, odstawiła ją na szafkę nocną i usiadła naprzeciwko Lily.
Westchnęła głośno.
– Mówisz tak tylko dlatego, że go
nie znasz – powiedziała powoli i spokojnie.
– A jak mam niby chcieć go poznać
skoro zachowuje się jak dziecinny idiota? – Evans spytała z niedowierzaniem w
głosie.
– To tak jakbym nie chciała się z
tobą zaprzyjaźnić bo wydajesz się być zarozumiałą kujonką, która wszystko wie
najlepiej…
– Dzięki – żachnęła się Lily. –
Miło w końcu dowiedzieć się co tak naprawdę o mnie myślisz.
Wiedziała, że Loraine tylko
żartowała, ale mimo to od razu przypomniała jej się jej ostatnia kłótnia z
Potterem. Czyżby on wtedy nie wypomniał jej wtedy czegoś podobnego? Egoizmu?
Zarozumiałości?
– To tylko taki przykład. Tak
samo jest z Syriuszem. Jeżeli nie poznasz go lepiej to zawsze będzie ci się
wydawał kimś niewartym uwagi. I fakt, może jest lekko dziecinny i czasami
trochę irytujący…
– Trochę? – wtrąciła Lily z
ironią.
– …ale na pewno nie jest egoistą – dokończyła
Loraine puszczając mimo uszu jej uwagę. – Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego
jak bardzo zależy mu na ludziach, których kocha. Nie dopuszcza do siebie wielu
osób, więc na palcach jednej ręki można policzyć kto go zna. Naprawdę zna. A dla reszty jest tym, za
kogo go uważają. Tak samo jest ze wszystkimi, Lily. Zawsze mamy dwa wybory. Możemy
albo kogoś oceniać, albo go poznać…
Lily uniosła brwi i popatrzyła na
nią dziwnym wzrokiem i z dziwnym wyrazem twarzy.
– Nie myślałaś czasami żeby zostać jakimś
psychologiem, terapeutą czy coś?
Zaśmiała się.
– Wezmę to pod uwagę jak już nie
zdam za rok Eliksirów i dzięki temu nie znajdę żadnej innej pracy. I nie myśl,
że nie wiem o co tak naprawdę pytasz – puściła jej oczko.
– O czym ty mówisz? – spytała
Lily z zaskoczeniem. Niezbyt dobrze zagranym zaskoczeniem.
– Jeszcze się nie nauczyłaś, że
nie tak łatwo coś przede mną ukryć? – westchnęła kręcąc głową. – Mogłaś od razu
się spytać, czy z Jamesem mogłoby dać się wytrzymać, gdybyś chciała spróbować
zacząć go tolerować i czy naprawdę jest taki jak myślisz…
– Ja nie… – zaczęła Lily, ale
Loraine zgromiła ją wzrokiem pozbawiając ją tym samym ostatnich resztek jej gry
aktorskiej. – Dobra – przyznała ze złością. – Może i przeszło mi to przez myśl.
Blondynka klasnęła w dłonie,
dumna z siebie.
– Może faktycznie powinnam się
zastanowić nad swoją przyszłości psychologa i olać te głupie Eliksiry… „Doradca
do spraw wszelkich, Loraine Mersey.” – pokiwała głową do siebie. – Całkiem
nieźle.
Lily spuściła wzrok.
– Więc? Nie każ wypowiadać mi na
głos tego pytania…
Loraine wyrwała się z zamyślenia
i spojrzała na rudowłosą.
– Więc dalej trzymam się zdania,
że musisz kogoś poznać, żeby zobaczyć jaki naprawdę jest. Co prawda nie znam
Jamesa tak dobrze jak Syriusza, ale coś tam o nim jednak wiem i zapewniam cię,
że mylisz się w wielu rzeczach odnośnie niego. Obaj są całkiem wkurzający, ale
są świetnymi przyjaciółmi…
Wydała z siebie nieokreślony
dźwięk i opadła bezradnie na łóżko.
– Dlaczego ja po prostu nie mogę
go nienawidzić tak jak kiedyś? – jęknęła. – Dlaczego muszę czuć to dziwne
poczucie winy za każdym razem kiedy go widzę? Dlaczego czuję jakby wszystko co
Potter powiedział podczas tamtej kłótni była prawdą, a ja jestem zwykłą
hipokrytką? – zakryła sobie twarz dłońmi.
– Bo to prawda – powiedziała bez
cienia zawahania Loraine.
Evans z powrotem poderwała się do
pozycji siedzącej i uniosła wysoko brwi z niedowierzania.
– Słucham? – nie mogła uwierzyć w
to co właśnie usłyszała.
Blondynka westchnęła patrząc
przyjaciółce w oczy.
– Wiesz dobrze, że ja nie kłamię
i nie owijam w bawełnę. Więc czego się spodziewałaś? Nigdy wcześniej ci tego nie
mówiłam, bo nie chciałam cię denerwować, ale sądzę, że James miał sporo racji w
tym, co ci wtedy powiedział. Oceniasz go tylko i wyłącznie przez pryzmat tego
jak się zachowywał kilka lat temu i nie chcesz zobaczyć jak bardzo się od
tamtego czasu zmienił. Bo on naprawdę się zmienił. A co jest jeszcze ważniejsze,
on się zmienił dla ciebie –
podkreśliła dwa ostatnie wypowiedziane przez siebie słowa. – Nie jestem jakimś
ekspertem miłosnym czy coś, ale nie sądzę, żeby zależało mu tylko na odhaczeniu
cię z listy… Możesz być teraz na mnie zła, ale takie jest moje zdanie.
Jeżeli to miało jej w czymś
pomóc, to odniosło zupełnie odmienny skutek. Nie czuła się pocieszona ani
podniesiona na duchu. Zamiast tego otrzymała kolejną dawkę zarzutów co do
swojego zachowania i kolejną prelekcję o tym, jak to powinna dać Potterowi
szansę. Dlaczego wszyscy byli w tej
kwestii przeciwko niej?! Dlaczego nikt inny nie widział tego, jak bardzo
żałosny jest Potter?! Dlaczego nikt nie mógł powiedzieć jej „Tak, masz rację. James tylko z tobą pogrywa,
a wszystko co o nim myślisz jest prawdą.”?!
– Czyli co? Myślisz, że
powinniśmy nagle zostać najlepszymi przyjaciółmi? – zakpiła, nie mogąc sobie
tego nawet wyobrazić, choć nie mogła narzekać na ograniczoną wyobraźnię.
Loraine wzruszyła tylko ramionami.
– Zrobisz jak uważasz. Ja uważam,
że powinnaś zacząć od przeprosin.
~
~ ~
– Oszaleliście, prawda? – spytała
z nadzieją w głosie. – Powiedzcie, że to są tylko głupie żarty…
Popatrzyła się z nadzieją po
dwóch pozostałych osobach zgromadzonych w tym dormitorium i nie mogła uwierzyć
własnym oczom w to co widzi. Oni nie żartowali. Siedzieli tylko i patrzyli po
sobie z szerokimi uśmiechami wymalowanymi na twarzach, najwyraźniej niezwykle
zadowoleni zarówno z siebie jak i z planu, który opracowali. Oni naprawdę mieli
zamiar to zrobić. Nawet dla niej to było zdecydowane przegięcie.
– Przecież Remus nigdy by wam na
to nie pozwolił… – zamilkła i spojrzała na nich podejrzliwie ze zmrużonymi
oczami. – Bo mu powiedzieliście, prawda?
Cisza. Opuściła ręce z niedowierzania.
– Po prostu w to nie wierzę…
Opadła na najbliższe łóżko kręcąc
głową z bezsilności, a Syriusz postanowił wziąć sprawę w swoje ręce.
– Luniak dowie się w swoim czasie,
czyli wtedy, kiedy nie będzie już odwrotu i jego gadanie w niczym mu nie pomoże
– wyjaśnił, najwyraźniej mając nadzieję, że taka odpowiedź usatysfakcjonuje
Loraine. Nie podziałało.
– Dlaczego myślisz, że wam w tym
pomogę? – zapytała z nieudawaną ciekawością. – Może tego nie zauważyłeś, ale
mimo, że jestem do dupy z Eliksirów, zależy mi jeszcze na ukończeniu tej szkoły
– powiedziała z sarkazmem.
– To akurat bardzo proste pytanie
– Syriusz machnął lekceważąco ręką w jej stronę. – W głębi duszy wiesz, że to
jest po prostu epicki pomysł i nie odpuściłabyś sobie okazji, żeby być jego
częścią.
Dziewczyna zaśmiała się głośno z
bezradności, bo naprawdę nie miała pojęcia co oni sobie myśleli.
– Wy naprawdę padliście na głowę…
Jak możecie w ogóle myśleć, że to ujdzie wam na sucho?
Tym razem to James postanowił
odpowiedzieć. Kiedy tylko Black wtajemniczył go w ich najnowszy pomysł, od razu
wiedział, że to jest to. To był wprost idealny sposób na choć chwilowe
oderwanie się od całej tej sprawy z Lily.
– Sama wiesz, że Albi ma dość
spore poczucie humoru – uśmiechnął się szeroko.
– A wy jesteście całkowicie
pewni, że chcecie sprawdzać jego granice? – spytała z wyraźnym powątpiewaniem.
– Bez ryzyka nie ma zabawy! –
krzyknął głośno Syriusz i przybił piątkę z Potterem.
Loraine przewróciła oczami i
przygryzła wargę. Mimo, że uważała, że to najbardziej ryzykowna rzecz, jaką
ktokolwiek kiedykolwiek mógł zrobić w Hogwarcie, to jednak zaczęła się nad tym
zastanawiać. Chwilę potrwało zanim przerobiła wszystkie za i przeciw, a na
koniec wymierzyła w nich palcem wskazującym.
– Jak mnie wyrzucą, pociągnę was
na dno razem ze mną – mimo, że wypowiedziała te słowa na głos, jednoznacznie
dając im do zrozumienia, że zgadza się na ich plan, to dalej nie mogła uwierzyć,
że właśnie to zrobiła. – Będziemy razem zamiatać Pokątną bez
cienia nadziei na lepszą przyszłość.
Black wzruszył tylko ramionami.
– Brzmi jak całkiem dobry plan.
Co myślisz Rogasiu?
Okularnik udał, że się nad tym
głęboko zastanawia. Po chwili pokiwał pomału głową jakby właśnie podjął ważną,
życiową decyzję.
– Myślę, że mogę podjąć to
ryzyko.
Loraine wypuściła głośno
powietrze z ust. No to nie było już odwrotu.
– W takim razie powtórzcie mi proszę,
z łaski swojej, jeszcze raz szczegóły tej wyjątkowo idiotycznej, ale całkiem
zabawnej misji samobójczej…
Oboje uśmiechnęli się szeroko
niezmiernie zadowoleni z tego, że udało im się wciągnąć do tego Loraine.
– Czyń honory Łapo.
Syriusz odchrząknął teatralnie,
jakby przygotowywał się przynajmniej do mowy państwowej i zaczął mówić.
~ ~ ~
Stała oparta o zimną, marmurową
ścianę, i co chwila spoglądała w prawą stronę, w kierunku zakrętu korytarza oddalonego
od niej o kilkanaście metrów. Założyła ręce na piersi i zaczęła ruszać nerwowo
nogą. Dalej nie mogła uwierzyć, że to robi. To był przecież szczy głupoty. Ale
było już za późno na odwrót.
Kiedy kilka minut później usłyszała
echo kroków odbijające się od chłodnych kamieni, wyprostowała się pospiesznie,
przygładziła dłońmi spódnicę i odetchnęła głęboko. Złożyła ręce przed sobą i
czekała. Odgłos przybrał na sile, a po chwili ktoś wyłonił się zza zakrętu. Dziewczyna
popatrzyła w jego stronę w celu wprowadzenia w życie opracowanego kilka godzin
wcześniej planu działania, ale zastygła w miejscu z otwartymi ustami.
– Remus? – spytała autentycznie
zaskoczona na jego widok.
– Loraine? – jej imię wydostało
się z jego ust w tym samym momencie.
Stali w miejscu, oddaleni o
jakieś pięć metrów i patrzyli przez chwilę na siebie, nie wiedząc za bardzo co
się tutaj dzieje. W końcu Loraine przerwała panującą między nimi ciszę.
– Co ty tutaj robisz?
Chłopak się zmieszał. Uniósł
prawą rękę i przejechał nią po swoich blond włosach.
– Miałem się tu spotkać z Jamesem
i Syriuszem, żeby…
Loraine przeklęła siarczyście pod
nosem.
– Co za kretyni – syknęła bardziej
do siebie niż do chłopaka, mimo, że ten idealnie ją usłyszał. – Co ci
powiedzieli?
Lupin spojrzał na nią lekko
zdezorientowany.
– Podobno Dumbledore chciał z
nami porozmawiać, bo…
Kolejne przekleństwo.
– Możesz mi wreszcie wyjaśnić o
co tutaj chodzi? – spytał w końcu z irytacją, podchodząc trochę bliżej.
Westchnęła głośno kręcąc przy tym
głową i ponownie oparła się plecami o ścianę.
– Zgaduję, że nie powiedzieli ci
jeszcze o nowym kawale, prawda? – Nie musiał odpowiadać, bo jego spojrzenie
mówiło wszystko za niego. – No więc właśnie znalazłeś się w samym środku jego
realizacji…
Dezorientacja na twarzy Lupina
wzrosła kilkukrotnie.
– O czym ty mówisz? Jakiego
kawału? – Na jego twarzy pojawiło się lekkie przerażenie. – Co głupiego oni
chcą tym razem zrobić?
Loraine przygryzła lekko wargę.
– Nie jestem pewna czy aby na
pewno chcesz to wiedzieć…
Chłopak otworzył usta jakby
chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie ponownie dało się usłyszeć
zbliżające się do nich kroki. Musiała coś wymyślić. I to już. Spojrzała na
Remusa spanikowanym, a jednocześnie nie znającym sprzeciwu wzrokiem.
– To Dumbledore – powiedziała
patrząc mu w oczy. – Nie pytaj dlaczego, ale musisz go czymś zająć, kiedy ja będę
wyrywała mu jego siwego włosa.
Lupin wytrzeszczył na nią swoje
miodowe oczy nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Od razu zdał sobie
sprawę, jaki rodzaj żartu planują jego przyjaciele. I bardzo, ale to bardzo mu
się to nie spodobało.
– Nawet sobie nie myśl, że… –
zaczął, ale zgromiła go wzrokiem. To nie był czas na sprzeciwy.
– Masz pięć sekund, więc albo
zostajesz i wczuwasz się w rolę, albo się zmywasz i pozwalasz mi działać samej
– powiedziała ostro szeptem.
Chciał odejść. Naprawdę chciał.
Widać to było wyraźnie w wyrazie jego twarzy i spojrzeniu. Ale tego nie zrobił.
Kolejne sekundy mijały, a on nie ruszał się z miejsca patrząc w jej
zdeterminowane oczy. Nie chciał mieć z tym nic wspólnego i najchętniej
zapomniałby, że w ogóle się o tym dowiedział. W jego głowie toczyła się wewnętrzna walka,
ale nie miał nawet szansy, żeby zobaczyć, która strona jego podświadomości wygrała
tą bitwę, bo kroki stały się coraz głośniejsze, a kiedy ich właściciel pokonał
ostatnie metry przed pojawieniem się na tym samym korytarzu co oni nie było
odwrotu. Zrobił więc jedyną rzecz, która przychodziła mu do głowy. Nachylił się
nad Loraine i złączył ich usta dokładnie w tym samym momencie, w którym
Dumbledore wyłonił się zza zakrętu.
Nie była pewna które uczucie
ogarnęło ją w większym stopniu. Zaskoczenie czy wściekłość. Co on sobie w ogóle
myślał?! Jeżeli to był jego jakże genialny plan żeby zająć czymś Dumbledore’a
to Loraine naprawdę nie miała pojęcia jakim cudem Remus był jednym z
najinteligentniejszych o ile nawet nie najinteligentniejszym uczniem w całym
Hogwarcie. Nawet gdyby nagle się rozebrał i zaczął tańczyć taniec hula przed
dyrektorem, byłoby to w stu procentach bardziej skuteczne niż to co zrobił.
Kiedy kilka sekund wcześniej dała mu wybór, była pewna, że jeżeli Remus jednak
zdecyduje się zostać, to zajmie Dumbledore’a jakąś nudną gadką prefekta, co nie
będzie w żadnym stopniu podejrzane. Ale nie, dlaczego miałby to robić, skoro zamiast
tego mógł ją pocałować?!
– Ahhh te piękne czasy
młodzieńczych miłości… – powiedział z szerokim uśmiechem dyrektor, gdy tylko
znalazł się w zasięgu ich słuchu.
Gdy tylko do uszu Loraine dotarł
dźwięk jego pogodnego głosu, natychmiast odzyskała swój zdrowy rozsądek, lekko odepchnęła
od siebie Remusa i spłonęła rumieńcem zaraz po tym jak posłała mu mordercze
spojrzenie. Ze wszystkich sił starała się unikać przenikliwych jasnoniebieskich
tęczówek profesora i modliła się w duchu, żeby ktoś usunął jej to upokarzające
wydarzenie z pamięci. Albo wtopił ją w marmurową ścianę. Albo zakopał pod
ziemię. Cokolwiek.
– Przepraszam panie profesorze –
Remus przejechał dłonią po włosach z zawstydzenia. – Trochę mnie poniosło.
Mimo, że była na niego
niesamowicie wściekła za to, co zrobił kilkanaście sekund wcześniej, to w tym
momencie była mu również ogromnie wdzięczna za to, że wziął na siebie zadanie
odezwania się do Dumbledore’a, który po jego przeprosinach jedynie machnął ręką.
– Ależ nie ma za co, panie Lupin.
Doskonale pamiętam jak byłem w waszym wieku i nie jestem hipokrytą. Tak właściwie
to widziałem piętro niżej jakąś wolną klasę… – puścił mu oczko, a twarz
chłopaka przybrała kolor purpury.
Kiedy tylko Loraine usłyszała
ostatnie słowa dyrektora poczuła, że jej policzki płoną. Nie mogło już być
gorzej. Nie było już gorszego możliwego scenariusza od tego, co właśnie miało
miejsce. Wycofała się powoli z pola widzenia Dumbledore’a, żeby być jak
najdalej od tej żenującej sytuacji i właśnie wtedy dostrzegła okazję.
Przygryzła wargę i rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Remusa, który jąkał
właśnie jakieś zlepki słów w odpowiedzi. Teraz albo nigdy. Mimo, że
prawdopodobnie już nigdy nie spojrzy w kierunku stołu nauczycielskiego podczas
jakiegokolwiek posiłku, to przynajmniej mogła zrobić to, po co tak naprawdę tu
przyszła. Wypuściła po cichu powietrze z ust i podeszła krok bliżej. Nie było już
więcej czasu. Delikatnie złapała jednego, długiego włosa należącego do
dyrektora i trzymając go jedną ręką odrobinę wyżej tak, żeby jego właściciel
nic nie poczuł, dwoma palcami drugiej ręki szarpnęła go lekko w swoją stronę. Zacisnęła
swoją dłoń w pięść i schowała ją do kieszeni, po czym podeszła bliżej Lupina.
Odchrząknęła.
– Myślę, że powinniśmy już iść,
Remusie – popatrzyła mu znacząco w oczy. – Pan profesor na pewno ma teraz na
głowie o wiele ważniejsze rzeczy niż rozmawianie z nami…
Mężczyzna uśmiechnął się w jej
stronę.
– Ależ proszę się tym nie
martwić, panno Mersey. Będę miał jeszcze dużo czasu na porządkowanie moich
książek według kolorów. Tak przynajmniej mogę się trochę odmłodzić – zaśmiał
się ze swoich słów.
– Już i tak jest nam ogromnie
głupio, że nas pan przyłapał – Loraine nie dawała za wygraną. – Chodź, Remusie
– powiedziała lekko ponaglającym głosem, a chłopak pokiwał głową.
– Tak. Myślę, że to dobry pomysł.
– uśmiechnął się do Dumbledore’a. – Dobranoc, panie profesorze.
I kilka sekund później już ich
nie było. Starzec uniósł kąciki swoich ust, pogładził się po srebrzystych
włosach i ruszył w stronę Złotego Gargulca.
~ ~ ~
– I jak poszło? – spytał Syriusz,
kiedy tylko Loraine zatrzasnęła z wściekłością drzwi od jego dormitorium.
Nic nie mówiąc wyciągnęła rękę z
kieszeni i rozprostowała przed nim palce. Gdy dobrze się przyjrzał, zauważył na
jej otwartej dłoni jeden, cienki włos. Jego twarz się rozpromieniła.
– Wiedziałem, że mogę z tym na
ciebie liczyć – uśmiechnął się szeroko i wziął od niej jej zdobycz.
Dziewczyna zmrużyła oczy i
wymierzyła w niego oskarżycielko palcem.
– Ostatni raz odwalam za was całą
brudną robotę, żebyście mogli potem zgarnąć wszystkie owacje. Nigdy więcej nie
wciągaj mnie w coś tak debilnego.
Wzruszył tylko ramionami
przyglądając się uważnie srebrzystemu włosowi.
– Tylko tak mówisz. Jak jutro
rano zobaczysz efekty, od razu zmienisz zdanie.
Nie odezwała się. Przypomniała
sobie natomiast żart Dumbledore’a o pustym pokoju i dotarło do niej, że Potter
i Black mieli rację. On miał naprawdę duże poczucie humoru. Więc może, jeżeli
szczęście będzie im sprzyjać, uda im się wyjść z tego płazem. Miała taką
nadzieję, bo nie chciała sobie nawet wyobrażać konsekwencji jakie mogą ich, a
również ją spotkać, gdyby tak się nie stało.
Odwróciła się na pięcie i miała
zamiar opuścić już to pomieszczenie, ale Syriusz sobie o czymś przypomniał.
– Tak w ogóle to nie wiedziałem,
że z naszego Remusa taki romantyk… – otworzyła szeroko oczy i popatrzyła w jego
stronę. – Nigdy bym nie powiedział, że cię wtedy pocałuje.
Nie mogła w to uwierzyć.
– Byłeś tam?! Byłeś tam i o
niczym mi nie powiedziałeś?! – uderzyła go z całej swojej siły w ramię.
Ten tylko wyszczerzył swoje białe
zęby w jej stronę i wzruszył ramionami, jakby nie było w tym nic
nadzwyczajnego.
– Musiałem sprawdzić, czy mój
plan aby na pewno wypali. I musze przyznać, że poszło o wiele lepiej niż
myślałem.
– O czym to mówisz? Jaki plan?
Nie mogłeś zaufać mi na tyle, żeby nie musieć się upewniać, że zdobędę tego
głupiego włosa?
– W tym akurat zaufałem ci
stuprocentowo.
– Więc o czym ty mówi… – I wtedy
zrozumiała. – Powiedz mi, że nie chciałeś nas zeswatać… – spojrzała na niego z
mordem w oczach.
Kolejny raz wzruszył ramionami.
– Powiedziałem ci rano, że mogę
pomóc ci kogoś znaleźć…
– Czy ty jesteś jakiś
nienormalny?! – walnęła go pięścią w to samo miejsce co poprzednio. – Nie masz
nic lepszego do roboty niż wpieprzanie się w cudze sprawy?! – kolejne
uderzenie.
Kiedy znowu się zamachnęła,
chłopak złapał ją za nadgarstek i unieruchomił jej prawą rękę.
– Ty nic nie rozumiesz.
Odepchnęła go od siebie wolną
ręką i cofnęła się o krok.
– Niby czego? Że jesteś debilem?
Uwierz mi, że doskonale to rozumiem.
Black pokręcił tylko przecząco
głową.
– Dalej nie mogę tego pojąć, ale
on cię lubi. Bardzo lubi.
~ ~ ~
Siedziała na szerokim parapecie w
jednym z korytarzy na pierwszym piętrze i wpatrywała się w otulone delikatną,
nocną mgłą błonia. Na zewnątrz nie było nikogo, a wszystko co się tam
znajdowało, począwszy od wody w jeziorze po wielkie dęby, emanowało
wszechogarniającym spokojem, co było kompletnym przeciwieństwem do tego, co
aktualnie działo się w środku niej. Ciągła gonitwa uczuć i myśli.
Trzymała w ręku zgięty na kilka
części kawałek pergaminu, na którym napisała kilka słów. I czekała. Nie była w
stanie zrobić tego sama, więc powiedziała sobie, że jeżeli spotka tu jakiegoś
Ślizgona, będzie to wystarczający znak, że powinna to zrobić. Powiedziała sobie
też, że musi w końcu odpuścić. Musi pozwolić jej odejść.
Alice nie była jej siostrą. Była kimś kto jest
okrutny, bezwzględny i kto nie posiada żadnych uczuć poza nienawiścią, gniewem
i pogardą. Nie mogła wiecznie szukać dla niej odkupienia, skoro ona sama nie
chciała go uzyskać. Nie mogła ciągle mieć nadziei, że wszystko będzie jak dawniej,
bo to nie była prawda. I Dorcas doskonale o tym wiedziała.
Ale niezależnie od tego ile razy
to sobie powtarzała i ile razy słyszała to od innych, nie mogła do tej pory z
wystarczającą skutecznością wprowadzić tego wszystkiego w życie. Nie mogła tak
po prostu o niej zapomnieć i żyć jakby wcale jej nie spotkała. To było zbyt
trudne i zdecydowanie zbyt bolesne. Jednak to, co stało się z Lily dało jej do
myślenia. Nie mogła ciągle tkwić w błędnym kole. Musiała się z niego wydostać.
I to jak najszybciej. Dlatego też, kiedy kilkanaście minut później na tym samym
korytarzu pojawił się młodszy od niej wychowanek Slytherinu rozglądający się na
boki bojąc się przyłapania na nocnych spacerach po zamku, Meadowes w zamian za
niewydanie go nikomu zleciła mu przekazanie jej wiadomości do Alice Clark. A
kiedy chłopak zniknął za najbliższym rogiem, Dorcas oparła się o zimny mur i
przywołała w pamięci słowa, które w niej napisała. Po jej policzku popłynęła
samotna łza.
Nie mogę zmienić tego, że byłaś, jesteś i będziesz moją siostrą. Dla
mnie jednak zaginęłaś w dniu, w którym nie wróciłaś do domu i nigdy więcej cię
nie widziałam.
Bo w ruszeniu naprzód wcale nie
chodzi o wymazanie z pamięci tego co kiedyś miało miejsce. Chodzi natomiast o
patrzenie w przyszłość, w pełni akceptując przeszłość.
___________________
Heeeej <3
Jestem z siebie dumna! Uwinęłam się z rozdziałem w niecałe trzy tygodnie, a większą jego cześć miałam już kilka dni po opublikowaniu poprzedniego! W porównaniu do tego ile musieliście czekać na dwa poprzednie, to chyba dobry wynik, nie sądzicie? Chyba wracam pomału do formy!
Sytuacja wygląda tak jak poprzednio - rozdział skończyłam przed chwilą i sprawdziłam go kilka razy, co jednak nie znaczy, że wyłapałam wszystkie błędy... Zrobię to jednak w najbliższej przyszłości tak jak i odpowiem na Wasze zaległe komentarze! Obiecuję!
A teraz chwilę sobie ponarzekam...
Zawsze myślałam, że z każdym kolejnym rozdziałem styl powinien się poprawiać, a rozdziały powinny być coraz lepsze... Teraz jednak doszłam do wniosku, że to nie jest koniecznie prawdą. Widzę zmianę między pierwszym rozdziałem a tym. Tylko, że to nie jest zmiana na lepsze. Czy tylko ja uważam, że początkowe rozdziały wychodziły mi lepiej, a teraz jest już coraz to gorzej? Sama nie wiem... Denerwuje mnie to, bo mimo tego, że chciałabym się doskonalić, to jest na odwrót... Może to tylko moja paranoja, ale nie mogę się jej pozbyć :/
Chociaż w sumie coś pewnie w tym jest, bo w ostatnim czasie znacznie spadła liczba wyświetleń bloga jak i kolejnych rozdziałów. Przykład? Pierwszy rozdział ma około 200 odsłon a ósmy 38. Jest też mniej komentarzy pod postami, a liczba obserwatorów zamiast rosnąć - zaczyna pomału maleć :/ Nie będę kłamać, że nie jest mi z tego powodu przykro, bo jest.
Wiem, że w dużej części jest to moja wina, bo robiłam ogromne przerwy między rozdziałami i nie czuje się z tym najlepiej...
I nie. Wcale nie piszę tego, żebyście temu zaprzeczali. Po prostu musiałam to napisać i z siebie wyrzucić. A, że to jest miejsce na moje "przemówienie", to doszłam do wniosku, że mogę to zrobić właśnie tutaj.
Kolejną sprawą jest to, że bardzo chciałabym wiedzieć ile osób tak naprawdę czyta moje opowiadanie, bo wiem, że jest ich więcej niż te kilka przemiłych osóbek, które komentują (kocham Was! <3). Dlatego też proszę wszystkich, którzy czytają, a nie chce im się zostawić chociażby kilku słów w komentarzu - o wypełnienie poniższej ankiety :) To pokaże mi ilu Was jest :) A jeżeli chcielibyście sprawić mi jeszcze większą przyjemność - serdecznie zapraszam do komentowania! To tylko kilka słów, ale nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo one mnie cieszą!
I jeszcze jedna mała ankieta, dotycząca Waszej opinii o blogu :)
Bardzo proszę o szczere odpowiedzenie na obydwie sondy. Z góry dziękuję! :)
Dobra, koniec tego użalania się!
Mam nadzieję, że rozdział 9 się Wam spodobał i do przeczytania przy następnym!
Ściskam mocno i całuję <3
Veriatte
Bardzo się cieszę, ze dodałaś tak szybko nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńProszę Cię nie łącz Loraine z Syriuszem, proszę. Syriusz pasuje do Dorcas, przynajmniej ja tak uważam, ale zrobisz jak uważasz.
Jestem ciekawa tego ich żartu, bo w końcu po co im ten włos Dumbledora.
Chciałabym sie dowiedzieć w końcu, po co Voldemort wysłał Alice do szkoły i dlaczego zaginęła tak nagle i dlaczego jest zła.
Mam nadzieję, że Dorcas nie odpuści tak łatwo o dowie się o co w tym chodzi, co kombinuje Alice.
Czekam na next :)
Hej :) komentuję pierwszy raz, ponieważ dopiero wczoraj natrafiłam na Twojego bloga. I przeczytałam go z zapartym tchem (zamiast uczyć się na kolokwium z anatomii). Bardzo mi się podoba Twój styl pisania i na pewno będę śledzić dalsze losy Twoich bohaterów :) czekam z niecierpliwością na kolejną notkę :)
OdpowiedzUsuńkiedy nowy?
OdpowiedzUsuńWitaj, kochana!
OdpowiedzUsuńZ całego serca pragnę Cię przeprosić, że tak późno komentuję, ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła, nie pozwoliła mi nawet na to, by przeczytać rozdział. Teraz jednak wszystko dobiega do końca i w końcu nadrabiam wszelkie zaległości jakich się dopuściłam.
Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale dokonałaś czegoś niemożliwego XD Nigdy przenigdy nie parowałam przyjaciół ze sobą i od zawsze byłam im przeciwna, bo w końcu po co psuć piękną przyjaźń jakąś tam miłością? Ale Syriusz i Loraine to moja ukochana parka u Ciebie <3 Mimo, że nie są razem i tak dalej, to ja za nich trzymam bardzo, ale to bardzo kciuki i liczę, że ich razem sparujesz :* KOCHAM ICH! *o*
O kurczaki, kim jest tajemniczy wybawca Lily? Dlaczego się ukrywa? W jakim celu usunięto jej pamięć? Jedno jest pewnie wybawcą nie jest James... A szkoda... Ale James by jej o tym powiedział, przynajmniej tak sądzę. OOOOO! A może to Snape? To by wyjaśniało dlaczego tak szybko uciekł... Naprawdę pragnę odpowiedzi na pytanie ^^
Remus czuje coś do Loraine? Że co proszę?! O nieeeee! Ja nie chcę! Chociaż kocham Remusa mojego i szczerze go uwielbiam i zawsze było mi go szkoda i życzyłam mu jak najlepiej, tak teraz przepraszam, ale kibicuję Syriuszowi <3 Syraine Życiem! *o*
O kurde, to Dorcas pojechała w tym liście. Ciekawe jak zareaguje na to Alice... Czy coś poczuje, czy pozostanie zimna jak stal... Niech Dor się nie poddaje i trwa w poszukiwaniach siostry, która, miejmy nadzieję, kryje się gdzieś głęboko pod maską. Niech Dorcas odkryje co stało się tamtego pamiętnego dnia i co dla Voldemorta robi Alice.
Rozdział cudowny, że awww kocham Twoje rozdziały! Czekam niecierpliwie na kolejny! Pozdrawiam i życzę weny!
Livv {dryfujaca-lilia.blogspot.com}
Jest! Poświęciłam noc i przeczytałam wszystkie rozdziały i stwierdzam,że było warto! *.* Świetnie to wszystko rozegrałaś! Ajajaj nie spodziewałam się, że z Remusa taki romantyk! Lily niech lepiej szybko bierze się za Jamesa, bo ja oszaleje... A no i Dorcas, niech ta dziewczyna w końcu pozbiera sie po utracie siostry i weźmie soe w garść, bo czuje, że to dopiero początek problemów z Alice.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, piszesz cudownie! Bierz się za kolejny rozdział, bo nie chce czekać i czekać;-;
Pozdrawiam,
Życzę weny,
Rudzielec.
Huncwocki-rocznik-1960.blogspot.com
Niedawno tu trafiłam, wszystko przeczytałam na telefonie, nie mając nawet czasu otworzyć w komputerze. Dlatego też czekam z niecierpliwością na następny rozdział bo chciałam przewinąć na 9 notkę a tu coś nie pykło. Niestety. Ale będę czekać i życzę weny:)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Twoja twórczość wcale się nie pogarsza! Wszystko jest w jak najlepszym porządku, serio. Tylko popracuj bardziej nad przecinkami!
Witam ponownie.
OdpowiedzUsuńJak pisałam przed chwilą pod poprzednim rozdziałem, od razu wzięłam się za czytanie tego, z myślą, że zobaczę Jamesa ratującego Lily z opresji, a tu wielkie nic, bo Evans niczego nie pamięta!!! Normalnie się załamałam, ale liczę na to, że w przyszłych rozdziałach się to wyjaśni i że Lily dowie się, że to James ją uratował. O ile to był on, ale bardzo w to wierzę.
Zdziwiłam się, kiedy przeczytałam o nowej dziewczynie Blacka, bo myślałam, że po ostatnich wydarzeniach będzie chciał zbliżyć się do Dor. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że Loraine była o niego zazdrosna. Ale pozytywnie, bo lubię ich razem, mimo że utrzymują, że są tylko przyjaciółmi. Chociaż bardziej kibicuję Remusowi, ale o tym później.
Dobrze, że Loraine powiedziała Lil, co myśli. Może Evans w końcu zmieni swoje zachowanie i zacznie być milsza dla Jamesa. Ale skoro o niego pyta, to już coś. A jeszcze nawet nie wie, że zawdzięcza mu życie, więc wszystko jest na dobrej drodze.
Jestem ciekawa, jaki to żart szykują Huncwoci, ale patrząc na ten włos stawiam na coś z eliksirem wielosokowym. Tylko co oni zamierzają zrobić? Zamienić się w dyrektora i co dalej? :)
Remus był taki uroczy, kiedy pocałował Loraine, a ona się wściekła. Powinna zauważyć, że Lupin coś do niej czuje. Mam nadzieję, że po tym, jak Syriusz jej to powiedział, zacznie inaczej patrzyć na Remusa. Byliby cudowną parą.
I na koniec ta wiadomość dla Alice. Myślę, że Dorcas powinna już dać sobie z nią spokój, bo tylko niepotrzebnie ją rozjusza i może się to skończyć jakąś tragedią. Rozumiem, że trudno jej zapomnieć o siostrze, ale Alice dała jej wyraźnie do zrozumienia, żeby się od niej odczepiła. A Dorcas w pewien sposób naraża też swoich bliskich.
Ogólnie jestem ciekawa, dlaczego James nie powiedział nikomu o tym, co się stało. Bo to był on, prawda? ^^
Tutaj też brakowało kilku przecinków, ale już mniej niż w poprzednim rozdziale.
Czekam na następny i mam nadzieję, że prędko się pojawi.
Pozdrawiam i życzę weny.
A, jeszcze miałam napisać, żebyś nie przejmowała się malejącą liczbą wyświetleń. Teraz jest taki okres, kiedy ludzie poprawiają oceny, czy są właśnie po maturach jak ja, więc zdecydowanie mniej czasu poświęcają na czytanie blogów. Poza tym, Twój styl pisania się nie pogorszył, bo nadal bardzo podoba mi się ta opowieść, ale teraz zaczęłaś gubić sporo przecinków, a wcześniej chyba nie było tego problemu :)
Jeszcze raz pozdrawiam i przesyłam całusy,
Optimist